Teraz altówka

Najczęściej w kończącym się właśnie roku słuchaliśmy fortepianu. Warto sobie jednak przypomnieć o innych instrumentach. W ostatnich miesiącach dostałam trzy świetne płyty z altówką w roli głównej, z muzyką głównie XX i XXI w., autorstwa twórców urodzonych w Polsce.

Escape from the Shadow. Aleksandra Demowska-Madejska – altówka, Wojciech Pyrć – fortepian. Orphée Classics. Piękna, pełna emocji płyta, z muzyką autorstwa ludzi, którzy wiele przeżyli – polskich Żydów. Największą niespodzianką jest Sonata Ety Tyrmand z 1961 r. Kompozytorka (prawdopodobnie jakoś spokrewniona z Leopoldem Tyrmandem) to przedwojenna koleżanka Mieczysława Wajnberga z Konserwatorium Warszawskiego, a podczas wojny – z Konserwatorium Mińskiego. Tyle że wówczas jeszcze nie studiowała kompozycji. Po wojennych latach w stolicy Kirgizji (wówczas Frunze, dziś Biszkek) wróciła do Mińska i tam już została; wiedziała, że jej rodzina w Polsce nie przeżyła. Wtedy właśnie ukończyła kompozycję i stała się pierwszą kompozytorką na Białorusi. Poświęciła się głównie pracy pedagogicznej, ale też tworzyła – więcej o niej tutaj. Muzyka piękna, melancholijnie łagodna, trochę jak młody Wajnberg, a trochę jak późny Prokofiew – warto ją grać i jej słuchać. Podobnie jak wcześniejszego o ćwierć wieku, bardziej dysonansowego Kaddish Aleksandra Weprika, twórcy urodzonego w Warszawie, który również jako młody człowiek wyjechał na Wschód, ale jego losy były o wiele bardziej tragiczne – trafił do łagru, wyszedł stamtąd ze zrujnowanym zdrowiem i zmarł w 1956 r. Wajnberga też oczywiście na płycie nie brak: Sonata na altówkę i fortepian jest przeróbką znanej Sonaty na klarnet i fortepian (1945) dokonaną w 2008 r. przez niemiecką altowiolistkę Julię Rebekę Adler; łagodna melodyjność przeplata się z dramatycznym tonem w finale. Podobny nastrój, ale w stylistyce bardziej ekspresjonistycznej, jest w Rapsodii Notturna Karola Rathausa, a bliżej neoklasycyzmu – w Serenadzie Jerzego Fitelberga. I na koniec neoromantyczny Romans Ignacego Friedmana, wielkiego wirtuoza i niezłego kompozytora.

Violand, Krzysztof Komendarek-Tymendorf. Polskie Radio. Płyta ciekawa i ambitna, bo głównie solowa, i w większości utwory są transkrybowane ze skrzypiec lub wiolonczeli. Z przeskokami z epoki w epokę: od Impromptu d-moll (w skrzypcowym oryginale g-moll) Karola Lipińskiego do również skrzypcowego II Kaprysu Bacewiczówny, znanego dużo mniej niż słynny Kaprys polski, potem wiolonczelowa Wariacja Sacherowska Lutosławskiego. Altówkowym już w oryginale utworem jest II Sonata Wajnberga, z późnego okresu (1987), kiedy jego muzyka stała się bardziej chłodna i spekulacyjna, więc trudna, bo jednak pod spodem są silne emocje. Wersja altówkowa Tempo di valse Krzysztofa Pendereckiego z wiolonczelowej Suity jest autorska (ale to dość proste, bo strój altówki jest o oktawę wyższy od wiolonczelowego). Później już idą utwory napisane w oryginale na altówkę: po dwie kompozycje Marka Sewena, który jest też altowiolistą (Trzy reminiscencje i Medytacja) i Michała Moca (Quipo i Quincunx) i jedna Tomasza Skweresa (Enigmatic Pathways). A w ostatnich utworach (Szymona Wieczorka, Władysława „Gudonisa” Komendarka oraz wspólnym samego solisty z Zuzanną Ossowską) altówce towarzyszy elektronika; dwa ostatnie to już właściwie crossover. Komendarek-Tymendorf pokazuje na tej płycie wirtuozerię i otwartość.

Cascadas, Agnieszka Podłucka – altówka, Andrzej Karałow – fortepian, UMFC. Dawno już marzyłam o tej płycie i właśnie się ukazała. Tzn. o ponownym wysłuchaniu utworów Pawła Szymańskiego i Andrzeja Czajkowskiego marzyłam już od momentu prawykonania 10 lat temu na Chopiejach przez Krzysztofa Chorzelskiego i Macieja Grzybowskiego. W 2022 r. na Trzy-Czte-Ry obie sonaty wykonali Agnieszka Podłucka i Andrzej Karałow, z dwoma dodatkowymi utworami, w tym własnym pianisty, i wtedy już artyści zamierzali je zarejestrować. To nastąpiło w kolejnych paru latach. Jak dobrze mieć tę płytę i móc do niej wracać. Tym razem słuchając Szymańskiego bardziej zwracałam uwagę nie na tego „Mendelssohna”, ale na to, co pomiędzy, momenty zatrzymania. Sonata Karałowa w tym kontekście stała się jakby dalszym ciągiem zatrzymywania czasu, tyle że w stronę natury (choć i te zatrzymania u Szymańskiego są trochę takie, jakby natura wdzierała się w ludzki uporządkowany świat). Po tym pięknym uspokojeniu mocny, wyrazisty Czajkowski – i tym razem mniej mnie obchodziło, kogo który fragment przypomina, szukałam po prostu Czajkowskiego w Czajkowskim, zapowiedzi późniejszej jego muzyki i powodów, dla których tę porzucił (trochę lepiej je teraz rozumiem). Ta płyta jest dla Agnieszki Podłuckiej debiutem (Andrzej Karałow ma już niezłą dyskografię) i mało kto chyba miał debiut tak piękny i erudycyjny.

Tak to u nas jest, że co altowiolist(k)a, to osobowość. Większość zresztą z naszej czołówki grała wcześniej na skrzypcach i na altówce gra z miłości do instrumentu i jego brzmienia. Podrzucam więc wam tu trochę wspaniałej muzyki z życzeniami dobrych, spokojnych Świąt.

Reklama