Gaza: kronika bezsensownych śmierci

Kolejny drastyczny przykład bezsensownych śmierci niewinnych cywilów. Do czego właściwie prowadzi ta wojna?

Poniedziałek znów był dla Gazy koszmarnym dniem. Nie da się tego w zasadzie wytłumaczyć, bo jak? Jakaż logika za tym stoi? Najpierw w ostatnie piętro szpitala im. Nasera w Chan Junis, największej lecznicy na południu Strefy Gazy, uderza rakieta. Na miejsce przybywają ratownicy i kwadrans później leci kolejny pocisk. Na miejscu są służby i dziennikarze, w tym reporter Reutersa. Efekt jest taki, że ginie 20 osób, w tym pięcioro reporterów. Izraelskie wojsko „żałuje krzywdy wyrządzonej niezaangażowanym osobom”. Premier Netanjahu mówi o „tragicznym wypadku”. Tym razem nawet armia nie próbuje wmawiać opinii publicznej, że celem byli terroryści, a szpital służył za osłonę dla nielegalnej działalności. Izrael właściwie od razu przyznał, że doszło do pomyłki, premier „głęboko żałuje”, a prezydent Trump „nie jest szczęśliwy” z tego powodu. Dla rodzin ofiar i rannych słowa te muszą wiele znaczyć…

Nie ma żadnej, absolutnie żadnej pewności, że podobne „tragiczne wypadki” więcej się nie przydarzą. Ile ich już było? Ileż „ofiar pobocznych” przyniosła ta wojna? Jaki jest sens w powiększaniu statystyk ofiar śmiertelnych, których większość stanowią kobiety i dzieci? Rozmawiam często z Izraelczykami, większość z nich nie widzi sensu w kontynuowaniu tej wojny, potwierdzają to oficjalne statystyki. Izraelczycy może nie tyle chcą zatrzymać cierpienia mieszkańców Gazy, ile uważają, że priorytetem powinien być powrót zakładników do domu, nawet gdyby miało to oznaczać koniec wojny, która według rządzących ma prowadzić do „całkowitego zwycięstwa” nad Hamasem. Czy 70 proc. Izraelczyków może się po prostu mylić? Czy kłamią, twierdząc, że Netanjahu brnie w wojnę, bo wciąż jest mu to na rękę, nawet kosztem zakładników?

Netanjahu najwyraźniej idzie na całość, nie interesują go już częściowe porozumienia z Hamasem, wyraźnie daje znać, że w grę wchodzi tylko uwolnienie wszystkich zakładników od razu. A Hamas zgodził się przecież na część. Izraelski rząd oficjalnie (i taktycznie) na to nie odpowiada. Brnie w ofensywę w mieście Gaza, która tylko pogłębi koszmar cywilów, bo przecież nawet połowa mieszkańców półenklawy będzie musiała się wynieść. A miasto zostanie zrównane z ziemią. Ma być przecież całkowite zwycięstwo.

Ta pokręcona logika zawiera w sobie pewne znane elementy. Izraelski premier nakazał kilka dni temu swoim negocjatorom podjęcie rozmów w celu zakończenia wojny, co na pewno będzie przedstawiane jako gest tzw. dobrej woli. O tym, że nad leżącym na stole porozumieniem pracowano co najmniej kilka miesięcy, prawie się nie mówi. W przypadku „całościowej” umowy mogłoby to zająć kolejne tygodnie, może miesiące. Ani Palestyńczycy w Gazie, ani zakładnicy nie mają tyle czasu (Trump stwierdził, że „jeden lub dwóch” kolejnych mogło umrzeć). Ale ta wojna od początku rządzi się własną logiką. Chyba najmniej chodzi w niej o zwyczajnych ludzi i ich „zwyczajne” życia.

Reklama