Podstawy programowe dla liceów i techników
Anna Zalewska chce skonsultować podstawy programowe dla liceów i techników. Prace nad podstawami są już na ukończeniu, niebawem zostaną wylosowane szkoły, które będą mogły zgłosić uwagi (info tutaj).
Nie podoba mi się idea konsultacji dla wybrańców. Nie wierzę w przypadek, nie ufam w losowanie szkół. To się w Polsce nie udaje. Za bardzo lubimy naginać rzeczywistość, kombinować i cwaniaczyć. To nawet nie jest cecha tylko tej władzy, to raczej nasz narodowy styl.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Kultura na weekend. Odc. 243
Dlaczego wysiedzieliśmy w kinie na filmie o „Minecrafcie”. I co z niego wynieśliśmy.
Poprzednie zmiany w oświacie też niby konsultowano, a potem okazywało się, że stosowano metodę doboru samych swoich. Są szkoły zaprzyjaźnione z obecną władzą i są szkoły trzymające z poprzednią. Konsultacje społeczne polegają u nas na tym, że projekty pokazuje się w ramach jednej i tej samej kliki. Obcym niczego się nie ujawnia, do niczego nie zaprasza. Tylko by nabruździli.
Pamiętam, jak parę lat temu w moim liceum wciąż były standaryzowane testy maturalne z różnych przedmiotów. Niby dobierano nas przez przypadek, metodą losowania i takie tam baju, baju. W końcu zmieniła się ekipa zarządzająca standaryzacją matur i przestaliśmy mieć szczęście. Teraz cierpliwie czekamy, aż przyjaciele powrócą i los znowu się do nas uśmiechnie.
Komentarze
Przepraszam, a jakie kompetencje mają nauczyciele jeśli chodzi o podstawy programowe? Czym by się kierował Gospodarz gdyby mu takie podstawy programowe do konsultacji dano z języka polskiego?
czegoś by mu brakowało, coś by uzupełnił?
A na jakiej podstawie poza widzi mi się?
@parker
Na pewno większe niż twoje – nauczyciele z tymi podstawami pracują – ty byś się nad nimi nierozumnie wymądrzał co najwyżej, z dodatkiem lewackiego ideologizowania …
Parkerze,
sam się za pierwszym razem zdziwiłem, kiedy pewne wydawnictwo zapytało mnie, co czytają uczniowie. Jakie ja mam kompetencje, aby wypowiadać się na ten temat. Odesłałem więc do krytyków literatury. Wydawnictwo jednak uparło się, aby zebrać te informacje ode mnie. W sumie to nawet sporo na ten temat wiem. Jest to wiedza wynikająca z doświadczenia, z kontaktów, z obserwacji, z rozmów z młodymi ludźmi – czysta praktyka życiowa. Gdyby MEN przesłał mi podstawę z polskiego do konsultacji, mógłbym ocenić, czy proponowane treści łączą się z zainteresowaniami młodzieży, czy są im przeciwne. Czy uczniowie będą się chcieli uczyć tych rzeczy, czy trzeba ich będzie zmuszać, wbijać na siłę, że Słowacki wielkim poetą był. Oczywiście, uprościłem w niniejszej odpowiedzi ten problem, ale chodzi o to, czy podstawy programowe mają uwzględniać potrzeby i aspiracje uczniów, czy też mają im wszystko narzucać. Czy chcemy uczniów urobić wg widzimisię grupy sprawującej władzę, czy pomóc im się rozwinąć Konsultacje ze środowiskiem nauczycielskim powinny być szerokie, powinny objąć wszystkie typy szkół, różne regiony kraju. Doświadczenie belfrów na wagę złota. Moim zdaniem, MEN powinien też skonsultować podstawę z radami rodziców i samorządami uczniowskimi.
Pozdrawiam
Gospodarz
Pytanie, czy szkoła jest dla dzieci i ich rodziców czy dla państwa. Jeśli dla dzieci i rodziców, to konsultacje powinny być szerokie i długotrwałe. Jeśli dla państwa, to mogą trwać miesiąc i obejmować szkoły wylosowane lub „wylosowane”.
W Polsce obowiązuje wariant drugi, przez kilkaset lat utrwalany w naszych społecznych genach. PiS ma więc rację, wracając do tej narodowej tradycji.
Nie mam wątpliwości, że ma Profesor kompetencje co do gustów młodzieży.
Ale chyba nie gustami a potrzebami trzeba się kierować? I to miałem na myśli zadając pytanie. Oczywiście, jeśli wyjdziemy z założenia, że wartością jest wzbudzenie zainteresowania uczniów przedmiotem, że to jest kluczem do sukcesu edukacyjnego to nauczyciele którzy są na codzień z uczniami są kompetentni w tej materii. Ale czy można założyć, że władza tak myśli? Gdyby tak myślała inne podstawy programowe byłyby w podstawówce, te znamy. A skoro tak nie myśli, to do czego jej taka opinia z którą z założenia się nie zgadza.
Polski nie jest najlepszym przykładem do rozważań.
Nie chciałbym, żebym zgodnie z zasłużoną gębą którą tutaj mam był źle zrozumiany, moim zdaniem kompetencje do uczenia to są zupełnie inne kompetencje niż do układania programu nauczania.
Tak jak inne są potrzebne umiejętności do zaprojektowania budynku i jego wybudowania, choć mądry architekt zawsze rady majstra na budowie zasięgnie.
parker,
To w sumie ciekawy problem. W jakim stopniu sensowne jest konsultowanie podstaw programowych z rodzicami czy uczniami? W żadnym. Jest więc całkiem możliwe, że i zakres sensowności konsultacji z nauczycielami jest ograniczony bardziej, niż to może się wydawać na pierwszy rzut oka. Wierzę jednak, że akurat te konsultacje mogą być sensowne, o ile są szczere.
Mam nadzieję, że do konsultacji zostaną zaproszone osoby, które znają prawidłową odpowiedź na pytanie: ile to jest:
6:2(2+1).
Nie tak dawno społeczeństwo było całkiem serio podzielone w tej kwestii. Także nauczyciele.
parker,
Jesli kompetencje do nauczania są inne niż do układania programu czyli ja w ogóle nie mam pojęcia jako nauczyciel o co chodzi, prosze o pójscie dalej. Prosze przygotować mi program z konspektami krok po kroku z każdym zadaniem, bo być może a raczej na pewno nie stworze logicznego spójnego planu jak to uczyc. I jest super …robię to co państwo chce (państwo zadowolone) i drukuję konspekt do zajęć (ja jestem zadowolona). A wieczorem siadam przed telewizorem i piję drinka z palemką.
Płynna Rzeczywistość, ze wszystkimi konsultować.
Z uczelniami które będą absolwentów kształcić dalej, z pracodawcami którzy będą zatrudniać w przyszłości, ale przedewszystkim z naukowcami którzy się zajmują pedagogiką. Na program trzeba patrzeć przez pryzmat potrzeb młodego człowieka a nie tego co o nim sądzi pani od historii. Bo pani od historii każe daty i fakty na pamięć wkuwać, mamy z nią konsultować co wkuwać? Nic nie wkuwać, rozumieć. Umieć sobie fakty i daty znaleźć w komórce i odsiać od niewiarygodnych.
Ja wiem, nauczycielowi się wydaje, że on wie co uczniom do życia jest potrzebne. Skąd wie? Jak to skąd, wie bo uczy a jak uczy to wie czego uczy i tego uczyć trzeba.
Aneczek 69,
a co z nauczycielami którzy o krok poza podręcznik nie wychodzą, czytają na lekcji podręcznik, zadają zadania z podręcznika i odpytują z treści z podręcznika.
Mało takich?, na moje oko 50%.
Nie masz takich kolegów i koleżanek, nie uczyli cię tacy nauczyciele?
@parker
Uważam, że konsultacje są zasadne przede wszystkim w przypadku nauczania przedmiotów zawodowych. To są rzeczy specjalistyczne i nie da się o nich rozmawiać bez specjalistów.
Mnie zastanawia inna sprawa, co z kształceniem zawodowym? Co z modelem zdobywania kwalifikacji zawodowych? Kiedyś podobno był jeden egzamin pod koniec szkoły i obowiązek napisania pracy dyplomowej (wtedy kiedy były 5-letnie technika). Czy wrócimy do tego modelu?
Nie chcę się wypowiadać o zawodówkach, uważam, że szkolnictwo zawodowe to poroniony pomysł w dzisiejszych czasach, szkoła nie potrafi uczyć zawodu, albo inaczej, uczenie się zawodu powinno się odbywać w zakładzie pracy a nie w szkole. Jakich zawodów uczyć? Co zrobić jak zawód zniknie? Dać przykłady? Co wtedy z takim nauczanym do zawodu? Renta?
Szkoła powinna kształcić ogólnie i wtedy człowiek ma zdolność do uczenia się. Kiedyś przy remoncie domu zatrudniłem ekipę hydraulików, w starym domu CO zakładałem, w nowej technologii ma się rozumieć. Na lokalnym rynku było mnóstwo hydraulików, wszyscy potrafili ocynkowane rury gwintować, pakułami uszczelniać, ciąć je i skręcać. Tylko ja chciałem mieć w plastiku zrobione, nikt nie potrafił. Kto potrafił? Grupka studentów, nie wiem nawet czy ścisłych kierunków. Powiedzieli, że przecież to dużo prostrze niż w ocynku, wystarczy materiały producenta przeczytać, oni przeczytali i od roboty się ogonić nie mogli.
Do pełnoletniości kształcić ogólnie, nie ważne już teraz, czy w gimnazjach, czy technikach, potem studia albo przyuczenie do pracy. Specjalnie piszę do pracy a nie zawodu, to anachroniczne określenie.
Jutro nie będzie czegoś takiego jak zawód, będzie wykonywana praca.
@parker
Mówiłam akurat teraz o technikach. Rozumiem że w tym kontekście zawodówki=szkoły zawodowe?
Nie rozumiem, co zrobić? Już teraz ludzie muszą się przekwalifikowywać.
Jak widzę takich co się „uczyli ogólnie” to szczerze wątpię w to czy im to dało „zdolność do uczenia się”. Skąd wiesz jakie były powody tego? Może im się nie opłacało poczytać o tym bo i tak mieli mase zleceń? Może się bali że jak im nie wyjdzie to im się posypie opinia? A może chodziło o jakieś kwestie prawne? To że nie chcieli tego zrobić nie znaczy koniecznie że nie umieli tego zrobić. Mogli po prostu uznać że ryzyko jest większe od zysku. A student szuka zarobku różnymi sposobami. To jest też kwestia podejścia „nie zrobię tego, co ja się będę denerwował czy mi to wyjdzie czy nie jak tego nigdy nie robiłem”.
Czym według Ciebie różni się wykonywana praca od zawodu? Tym że wykonywane prace się zmienia?
Jeżeli uczenie się nic nie jest warte, to po co być nauczycielem? Tylko dla kasy?
W jakich zawodach byś uczyła w tych zawodówkach?
Czy gdybyś była szefem firmy, jakiejkolwiek, sprzątającej miasto, wolałabyś pracownika po zawodówce czy po liceum. Tak wstępnie, jeszcze na etapie czytania CV?
Czy nie przekonuje cię fakt, że wśród ludzi po zawodówkach bezrobocie jest dwukrotnie wyższe niż po studiach? Czy to nie oznacza, że im dłuższa nauka tym lepsze życie?
Jaką korzyść będziemy mieli jako społeczeństwo jak kilkadziesiąt procent (nie wiem jakie są plany MEN) skłonimy do zaniechania edukacji i do pójścia do zawodówki?
@parker
>Czy gdybyś była szefem firmy, jakiejkolwiek, sprzątającej miasto, wolałabyś pracownika po zawodówce czy po liceum. Tak wstępnie, jeszcze na etapie czytania CV?<
Zależy do czego – jak do sprzątania, to pracownik po zawodówce jest lepszy – nie jest sfrustrowany "pracą poniżej godności" itp. itd. Nie marudzi tylko sprząta. Dlatego firmy sprzątające DO SPRZĄTANIA chętniej biorą (świeżych!) IMIGRANTÓW bo mniej marudni są. Do biura oczywiście maturzystki do parzenia kawy są lepsze, a absolwentki Wyższych Szkół Gotowania na Gazie – jeszcze lepsze – one z kolei za możliwość bycia biurwą WSZYSTKO szefowi zrobią …
Do wszystkich cech które wywołują torsje jeszcze mizoginizm dorzucił pornobelfer
http://kulturaliberalna.pl/2017/02/20/projekt-polska-reforma-oswiaty-paliwo-dla-wrogow-pis-u-klopot-dla-samorzadow/
Mimo, że liberalizm to nie jest ulubiona bajka nauczycieli polecam.
@parker
Miłego zwracania …
W Polsce muszą istnieć prywatne instytucje dokształcające / szkolące ludzi do różnych zawodów. Pracujący w nich instruktorzy wiedzą pewnie jakie braki / luki w „szkolnym” wykształceniu muszą uzupełnić aby przyuczyć kogoś do danego zawodu. Oni oczywiście np. naukę ułamkow i procentów mogą ując w oddzielnie płatny kurs „Podstawy rachunków” a wiedzę o kątach prostych i o układzie współrzędnych w nieco droższy kurs pt. „Powtórka z geometrii” i cieszyć się z niskiego poziomu ogólnego wykształcenia Polaków. Natomiast (gdyby komuś na tym zależało) nauczycielom / układaczom podstaw programowych łatwo byłoby zapytac tych ludzi czego trzeba douczyć Jasia Kowalskiego – posiadacza matury aby zrobic z niego operatora maszyny CNC.
Podejrzewam tylko, że instruktorzy takich dokształtów, klasyczni korepetytorzy i nauczyciele tradycyjnych szkół to jedni i ci sami ludzie.
Podstawy programowe nikomu tak naprawdę do niczego potrzebne nie są. Ale skoro można za ich napisanie forsę skasować, to dlaczego nie?
parker,
Też uważam, że w obecnych czasach szerokie kształcenie zawodowe osób 15-letnich to dość głupi pomysł, podszyty chyba obserwacją, że skoro wszystkich nie da się upchnąć do ogólniaków, trzeba tym pozostałym wymyślić inne szkoły, niech więc to będą technika i zawodówki. Czy można w technikum nauczyć się konkretnego zawodu brukarza, spawacza, projektanta stron WWW, administratora lokalnej sieci? Hmm…, kto powierzy 19-latkowi wyłożenie kostką podjazdu do swojej posiadłości czy wykonanie firmowej strony przedsiębiorstwa?
Technikum elektroniczne czy informatyczne może faktycznie dać pewne podstawy przyszłego fachu, ale jak Parker słusznie zauważył, technologie, których uczy się dzieci w takich szkołach, maksymalnie za 10 lat będą całkowicie przestarzałe, a ja z moich obserwacji dodaję, że co najmniej połowa techników w branży IT już na dzień dobry wkłada uczniom do głów wiedzę sprzed dekady lub dwóch, zupełnie nieadekwatną do potrzeb współczesności. Dlaczego? Bo *nauczyciele nie nadążają* i nie chodzi mi o tu o to, by walić w nauczycieli, tylko o to, że praca w szkolnictwie dla prawdziwych fachowców mających bardzo konkretny fach w ręku jest nieatrakcyjna. Wydaje mi się, że byłoby lepiej dać tym młodym ludziom w wieku 15-18 lat wiedzę bardziej ogólną, choć już ukierunkowaną (np. na elektronikę czy budownictwo), a potem skierować na *intensywne* dwuletnie pomaturalne szkolenia zawodowe do szkół odpowiadających amerykańskim community colleges. Mając osoby niemal dorosłe z bazą sprofilowanego wykształcenia ogólnego, które już niemal wiedzą, co chcą w życiu robić, w te dwa lata spokojnie można zrobić więcej, niż technika oferują w lat 5. A potem jeszcze LLL (life-long learning).
@Płynna nierzeczywistość
Według ciebie Niemcy są głupi, jako kraj i naród, a ty z parkerem jesteście mądrzy … 
A Niemcy już na poziomie SZÓSTEJ klasy dzielą młodzież na 3 strumienie – akademicki techniczny i zawodowy. A teraz porównaj stan ich gospodarki i społeczeństwa z polskim …
Po lewej stronie Wisły – Polska.
Po prawej – Wolska.
Podzielić.
Następnie Polskę podzielić na 3-4 landy i przyłączyć do Niemiec.
Modlić się, aby chcieli brać.
Przestać wysilać swoje móżdżki na wymyślanie koła.
Stracą na tym polscy politycy, pracownicy mendiów, księża.
Zyska reszta społeczeństwa.
A Wolska i Wolacy niech robią to o czym stale marzą, czyli niech odzyskują Kresy i w parafialnych salkach bajdurzą o Wolsce od morza do morza.
@parker: „Do pełnoletniości kształcić ogólnie”…
Jasne. Wszystkich. Co tam, bogatemu wszystko wolno. Do 18 roku życia pokazywać na fizyce rzut pionowy, bo kilkadziesiąt procent poza zrozumienie tego dziwa nie wyjdzie. Natomiast doskonale do 18 roku życia nauczyłoby się obsługiwać koparkę. I proszę mi nie mówić, że za 30 lat w naszym kraju nie będzie potrzeba koparek.
Obsługiwać koparkę w szkole się można nauczyć? Na tablicy koparkę narysujesz? Bo pamiętam lekcje informatyki w latach osiemdziesiętych, komputer był na tablicy właśnie. Czy lepiej na budowie?
I będą koparki obsługiwane przez ludzi za 30 lat? Pewna jesteś? Bo mówią idioci, że samoloty będą bez pilota i nie za 30 lat. Ale koparki będą. Co jeszcze będzie? Obrabiarki będą? Ślusarz, taki zawód będzie? A szewc? Szewca nie będzie? A zegarmistrze?
A propos koparki, kiedyś kopałem staw.
Przyjechał facet z taką koparką-wędką. Tak dię nazywała, łyżka na łańcuchach i ogólnie dosyć trudno było nią operować, łychę trzeba było zarzucać, jak mówił operator, to najtrudniejsza do pracy koparka była. Poprosiłem, żeby pozwolił mi spróbować.
Łatwo nie było, ale po kilkudziesięciu minutach już jakoś mi szło. Myślę, że po kilku dniach radziłbym sobie nie gorzej od operatora. To ile czasu byś chciała w szkole tą koparką uczyć działać?
A wózek widłowy? Klasa wózków widłowych?
To bardzo rozrywkowy blog.
parker,
Podobno mają być technika z klasami „specjalista call center”. He, he. Tyle że za kilka lat większość pracy w tym zawodzie ma przejąć sztuczna inteligencja. A może technikum samochodowe z egzaminem na prawo jazdy w okolicach matury? A jeśli za 10-15 lat naprawdę większość samochodów, w tym taksówki, transport itp., obsługiwane będą przez sztuczną inteligencję? Kto 25 lat temu umiał przewidzieć obecny kryzys w branży wydawniczej i księgarskiej? Gdzie są pamięci magnetyczne do komputerów Odra 1305, gdzie taśmy i odtwarzacze VHS, a nawet CD, a nawet DVD, błony filmowe i klasyczne aparaty, kamery, gdzie taśmy magnetofonowe? Jak zmienił się wygląd gabinetu stomatologicznego czy, ja wiem, urologicznego w ciągu ostatnich 25 lat? Jaka przyszłość czeka bibliotekarzy? Skąd szkoły mają wiedzieć, jakich „twardych” umiejętności będzie potrzebował rynek za 10 lat, skoro nikt nie wie, jak świat będzie wyglądał za lat 5?
Po 1989 z przemysłu w moim rodzinnym mieście nie został niemal kamień na kamieniu, chyba tylko poza jakąś Polfą. Pamiętam, jak mnie (i resztę klasy) w szkole jacyś przedstawiciele Dużej Fabryki z Wielkimi Kominami zachęcali do podjęcia nauki w Przyzakładowej Zasadniczej Szkole Zawodowej. Gdzie bym dzisiaj był, co bym robił, gdybym ich posłuchał? Że byłbym skwaszonym, rozżalonym na cały świat za zmarnowane życie wyborcą PiS-u – to niemal pewne.
Kompletnie nie jestem wstanie zrozumieć, co ludźmi powoduje, że chcą ograniczać młodym ludziom dostęp do nauki. Bo w pieprzenie, że się martwią o finanse publiczne trudno uwierzyć. Każde rozpasanie wydatków budżetowych popierają, nawet kupowanie samolotów dla tzw VIPów popierają, jakby chłop pańszczyźniany był za zrzutką na karetę pozłacaną dla pana, bo to mu prestiżu przysparza. Tak, obywatele nie chcą żeby władza błyszczała. Nie chodzi o pieniądze w tym ograniczaniu.
Zdumienie budzi, że tak dużo nauczycieli popiera to ograniczenie, głosują za zmniejszeniem ilości pracy dla nauczycieli, sami, z własnej nieprzymuszonej woli występują przeciwko swojemu interesowi.
Jakby piekarz głosował za limitowaniem pieczywa dla swoich klientów.
Jak trzeba nielubić dzieci, żeby będąc nauczycielem być za ograniczaniem dostępu do edukacji, czy to nie jest wystarczający dowód, że powinno się wywalić z zawodu tak myślących?
@parker, Płynna nierzeczywistość
Co wy tak z tymi kopaczami (nomen omen!) – czy pielęgniarka powinna być magistrem – raczej powinna UMIEĆ świetnie wiele rzeczy PRAKTYCZNIE przy chorym zrobić, choćby zastrzyk czy pobranie krwi. Czy masażysta/rehabilitant powinien być magistrem – to samo co w przypadku pielęgniarki. I takich zawodów jest wiele, a w technice/konserwacji dominuje obecnie metoda panelowa (sprawdzanie i wymiana fabrycznych paneli).
Czy to będzie lepiej wykonywane z wiedzą o tym, co paru panów sądziło o „Syzyfowych pracach” albo dylematach „Siłaczki” albo o rozmnażaniu pantofelka bądź budowie żaby czy znajomości szczegółów traktatu koszyckiego, umiejętności napisania tzw. rozprawki;-)
Są domysły że kiedyś tyle rzeczy za nas będą wykonywały roboty ze trzeba będzie ustanowić płace minimalną dla każdego niepracującego bo zwyczajnie nie będzie tylu miejsc pracy. Świat ma taką troche schizofrenie w tym zakresie. Chce rozwoju, chce mieć coraz mniej roboty a jednocześnie chce mieć stabilizacje. Tak się nie da. Ale to są tylko wizje „nowego wspaniałego świata”. Jeśli nie wiemy co będzie za 5-10 lat to należy kształcić w tym co jest teraz.
A, no i nie wierzę w to, że „kształcenie ogólne” może dać efekt „zdolności do uczenia się” w przypadku ludzi którzy nie mają do tego predyspozycji. Ja po prostu w to nie wierzę.
parker,
Dlaczego ludzie ludziom ograniczają dostęp do nauki? Mnie również trudno to zrozumieć. Moje cyniczne ja podpowiada, że pragną obniżyć poziom inteligencji obywateli. Sądzę jednak, że po prostu popełniają błąd nie wiedząc, że to czynią (nie widzą, że ‚dobra pragnąc czynią zło’).
re: konsultacje
Twoja ‚parabola’ architekta i autora podstawy nie działa w tym sensie, że człowiek nie jest maszyną czy budowlą, raczej odwołaj się do porównań bardziej organicznych. Autor podstawy ma zapewne dokładnie takie samo wykształcenie jak niejeden nauczyciel, natomiast doświadczenia nauczycieli w kontaktach z młodzieżą mogą dawać im sporą przewagę.
Jasne, że niektórzy są uwiązani do podręcznika, ale ci nie są w stanie zrozumieć podstaw programowych.
Zapowie Pan sprawdzian żeby uczniowie nie przyszli? A co z wniosek (wysuniętym tutaj http://chetkowski.blog.polityka.pl/2011/12/03/obecni-tylko-na-sprawdzianach) że uczniowie przychodzą w zasadzie tylko na sprawdziany?