Szkoły nie mają mydła

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Dariusz Piontkowski nakazał szkołom wdrożenie procedur przeciwdziałających rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Między innymi trzeba nauczyć dzieci myć ręce. Kiedy wychowawcy zaczęli tłumaczyć, że trzeba używać mydła, dzieci – szkoła podstawowa – przytomnie zauważyły, iż mydła nie ma. Jak to nie ma?

Mydła nie ma, ponieważ dzieci rozchlapują, bawią się, zużywają za dużo, a to kosztuje. Szkoła nie ma pieniędzy. Dlatego mydła nie daje się dzieciom albo daje tyle, że wystarcza na godzinę czy dwie, a potem już nie ma. Gdyby używały tyci, tyci, wtedy wystarczyłoby na cały dzień.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Zniknięcie Anżeliki

Anżelika Mielnikawa, ważna białoruska opozycjonistka, obywatelka Polski, zaginęła. W lutym poleciała do Londynu. Tam ślad się urwał. Udało nam się ustalić, co stało się dalej.

Paweł Reszka, Timur Olevsky, Evgenia Tamarchenko

Człowiek się przyzwyczaja do każdych warunków. Także dzieci przyzwyczaiły się, że mydła w toalecie szkolnej nie ma. Gdyby nie koronawirus, nikt by na to nie zwrócił uwagi. Tak było od zawsze. I tak teraz jest lepiej, bo czasem mydło się pojawia, więc jak ktoś ustawi sobie fizjologię i potrzeby załatwia rano, ma szansę załapać się na mydło, zanim zostanie wychlapane. Dolewek mydła regulamin szkolny nie przewiduje (info o sytuacji w innych placówkach tutaj).

Wychowawcy uczą więc kolejnej fikcji – myć ręce mydłem, gdy mydła nie ma. Dzieci są przyzwyczajone, że wiedza szkolna do niczego się nie przydaje. Słuchają jednym uchem, wypuszczają drugim. Zacznijmy dbać o praktykę, bo teorią, choćby najpiękniejszą, świata nie zbawimy, a tylko się ośmieszamy. Kiedy poprosiłem o częstsze mycie klamek, usłyszałem, że nie ma czym. Nie mamy środków do dezynfekcji. A mokrą szmatą nic da. Oto Polska właśnie (zalecenia ministra edukacji tutaj).

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj