Dyrektorzy nie chcą demokracji w szkołach

MEN niebawem wyda rozporządzenie zobowiązujące każdą placówkę do tworzenia rady szkoły. Obecnie taka możliwość istnieje, ale przymusu nie ma. W skład rady szkoły wchodziliby przedstawiciele nauczycieli, uczniów oraz rodziców. Sprzeciwiają się temu dyrektorzy.

Rodzice są za, domagają się tylko, aby rada szkoły miała rzeczywisty wpływ na funkcjonowanie placówki, a nie fasadowy. Obecnie nawet rada pedagogiczna jedynie przedstawia opinię, natomiast dyrektor i tak rządzi po swojemu. Nauczyciele często są w szoku, że głosowali nad jakimś pomysłem, a szef zrobił tak, jak chciał, często przeciwnie do zdania pracowników. Więc po co to głosowanie?

Dyrektorzy protestują przeciwko obowiązkowi tworzenia rad szkoły, gdyż wiedzą, że przynajmniej na początku będą musieli się liczyć z jej stanowiskiem. Rząd będzie się bowiem przyglądał, jak wygląda w praktyce działanie rady. Uczniami oraz rodzicami trudniej też manipulować niż nauczycielami. Dlatego lepiej, aby było po staremu.

Rady szkoły przyczyniłyby się do szerzenia zasad demokracji wśród młodzieży. Nie ma jednak w szkole akceptacji dla dzielenia się władzą, dla współdecydowania o funkcjonowaniu placówki. Nieraz w szkole słyszę głosy, że uczeń/dziecko nie jest dla mnie partnerem. Mówią tak nie tylko nauczyciele, ale też rodzice. 

Każda grupa chce narzucać swoje racje innym: dyrektor – nauczycielom, nauczyciele – uczniom, rodzice – nauczycielom i dzieciom. Normą jest walka wszystkich ze wszystkimi. Możliwy jest układ, że jedna grupa nawiąże współpracę z drugą przeciwko trzeciej, ale żeby wszystkie ze sobą współpracowały, szukały kompromisu i dążyły do dobra wspólnego? To się nie mieści w głowie!

Reklama