Fonoholizm nauczycielski

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Za kilka dni w mojej szkole młodzież będzie debatować na temat uzależnienia od telefonu, tzw. fonoholizmu. Obawiam się, że dyskusja potoczy się w niewłaściwym kierunku i okaże się, iż pomocy potrzebują nauczyciele, a nie uczniowie.

Nie zostałem zaproszony na debatę, więc albo moje uzależnienie nie rzuca się jeszcze w oczy, albo będzie to spotkanie zdrowych, którzy zastanowią się, jak pomóc chorym. Uczniowie zastanowią się, co zrobić z nauczycielami, którzy nie mogą wytrzymać godziny lekcyjnej bez telefonu.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Niepoczytalni?

Stan umysłu Mieszka R., sprawcy okrutnego zabójstwa na UW, może być zupełnie inny, niż wskazują wycinkowe relacje internetowych serwisów. Przy okazji pojawiło się pytanie, gdzie przebiega granica poczytalności sprawcy, od czego zależy kara za zbrodniczy czyn.

Joanna Cieśla

Uzależnionym nauczycielom jest łatwiej niż uczniom. Kiedy mnie bierze ochota na ulżenie swojemu cierpieniu, to zadaję klasie pracę do wykonania, a sam spłukuję gardło haustem smartfonowego trunku. Nic mi za to nie grozi. Uczniowie pracują, a ja gmeram w telefonie, od czasu do czasu zerkając na klasę i sprawdzając, czy ktoś nie próbuje brać ze mnie przykładu. Co wolno wojewodzie, to nie tobie… Gdyby ktoś mnie zapytał, czy mam problem z telefonem, odpowiedziałbym jak typowy nałogowiec, czyli że „chyba ty”.

Na pewno uczniowie też są uzależnieni, chociaż – moim zdaniem – wcale nie bardziej od nauczycieli. Podczas tegorocznej wigilii szkolnej zauważyłem, jak jeden z nauczycieli nie potrafił oderwać się od swojego telefonu podczas śpiewania kolęd. Zreflektował się gdzieś dopiero w połowie modlitwy. Czy jest uzależniony? Może tak, a może takim zachowaniem chciał coś zademonstrować? Kiedy uczniowie korzystają podczas lekcji z telefonów, to może to wynikać albo z uzależnienia, albo z czegoś, o czym zapewne nie będziemy debatować, bo nie wypada.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj