Nawrocki nie wygra! Jagodno powstrzyma kataklizm
Karol Nawrocki powoli nasyca się elektoratem PiS i jeśli opanuje „kryzys mieszkaniowy”, ma szansę na przekroczenie 30 proc. w pierwszej turze. Jego wyborcy wiedzą, że jest ogólnie „szemrany”, bo kumpluje się z gangusami, nie płaci rachunków, robi „krzywe akcje” i lubi „korzyści osobiste”. Nie mają też wątpliwości, że jest cwanym karierowiczem, znacznie mniej sympatycznym i o wiele bardziej niebezpiecznym niż Andrzej Duda.
Ale nienawiść do Tuska robi swoje. Prezes takiego znalazł, więc widocznie nie miał lepszego; trzeba sobie powiedzieć „trudno” i zagłosować na tego, który jest. Bo inaczej wygra Trzaskowski. Realnie sympatyzuje z Nawrockim może połowa wyborców PiS, może nieco więcej. Nie ma to większego znaczenia. W drugiej turze będą głosować po prostu przeciwko Trzaskowskiemu.
Dlatego o wyniku wyborów zdecyduje wielkość i determinacja tzw. elektoratu negatywnego obozu rządowego. Niestety, to około połowy społeczeństwa – zapewne nieco ponad 50 proc. Gdyby każdy, kto w domu powtarza to, co od wielu lat PiS sączy Polakom do ucha w temacie Tuska, poszedł i zagłosował przeciwko Trzaskowskiemu, czyli za Nawrockim, to kandydat PiS te wybory by wygrał.
Tak się jednakże nie stanie; stuprocentowej mobilizacji nie będzie. To już nie te czasy, gdy Kościół z Radiem Maryja mogły nakłonić milion uczestników mszy i słuchaczy radia do tego, by w niedzielę wyborczą poszli „spełnić swój obywatelski obowiązek”. Fotka z Trumpem (swoją drogą to coś niesamowitego, że Tarczyńskiemu z Bielanem udało się to załatwić) nie jest w stanie tego zastąpić. Wyborców PiS Trump w sumie mało obchodzi. Podobnie jak to, z kim kumplował się Nawrocki, co robił w zarezerwowanych na kilka miesięcy apartamentach, ile ma mieszkań itp. Liczy się wyłącznie to, że jest z własnego plemienia „normalnych”, „katolików”, „Polaków”. Reszta to tylko dodatki. Każdy kandydat wskazany przez Kaczyńskiego zrobiłby podobny wynik.
Różnica między Trzaskowskim i Nawrockim w pierwszej turze może być nawet niewielka, rzędu 3–4 proc. PiS z pewnością uwierzy wówczas w zwycięstwo swojego kandydata i podwoi wysiłki w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Ale efekt mobilizacji zadziała w obu obozach. Gdy przysłowiowe Jagodno zorientuje się, że za chwilę Polska może się znaleźć w łapach pozbawionego skrupułów, narcystycznego karierowicza i cwaniaka, a w dodatku szczerego „narodowca” o kibolskiej proweniencji, to wystraszy się nie na żarty. I może nie w tej skali co 15 października, lecz jednak masowo uda się do lokali wyborczych, aby temu zapobiec. I to nas uratuje.
Trudno mi sobie wyobrazić, aby Jagodno to przespało. To ludzie o silnym instynkcie samozachowawczym. Umieją się mobilizować, gdy nadciąga powódź – idą na wały i układają worki. Albo idą do kolejki i czekają do nocy na oddanie głosu. Na co dzień zajmują się swoimi sprawami i nawet jeśli polityka jest bardzo nisko na liście ich zainteresowań, to sama myśl, że Polską mógłby rządzić jakiś „koleś ze stadionu”, działa na nich jak call to action. No nie, to się nie może wydarzyć!
Jagodno nie ma swojej partii. To nie są klasyczni obywatele, wychowani na członków społeczeństwa obywatelskiego. To osoby prywatne, wycofane i słabo upolitycznione. Jednocześnie jednak są to ludzie dość wykształceni, znający trochę świat, a przez to bardzo wyczuleni na „paździerz” i „obciach”. Jako że są nową klasą średnią, dopiero co wyemancypowaną, alergicznie reagują na wszystko, co mogłoby ich zepchnąć na powrót w objęcia klasy ludowej. Nawrocki w roli prezydenta to z ich punktu widzenia bezpośrednie zagrożenie ich społecznej pozycji. Nie mogą sobie pozwolić na to, aby przytłoczyła ich i zapędziła w kąt agresywna emanacja ludu. Wygrana Nawrockiego byłaby dla nich czymś tak nieznośnym jak wielomilionowa wygrana w totka najbardziej buraczanego spośród dalekich krewnych na wsi.
Polska w roku 2025 to już nie ta sama Polska co przed dekadą. Dziś prawie połowa ludzi mentalnie mieszka w „lemingradzie” i ma alergię na wszelki nacjonalizm i załganą klerykalną bufonadę. A to bardzo silny bodziec mobilizujący do udziału w wyborach. Wyborca PiS mieszka w małej miejscowości, skąd do Warszawy daleko. Często wydaje mu się, że prezes sam umie zadbać o swój lud – nie trzeba nic robić. Dlatego wiele owieczek prezesa zostanie w domu, przekonanych, że sprawę wyboru Nawrockiego załatwi ktoś inny. Może nawet sam Pan Bóg. Za to na Jagodnie wiedzą, że to zależy od nich. I pójdą. Warto jednakże podmuchać na zimne i do Jagodna się pofatygować. Przyjechać jak do swoich i poprosić o powtórkę z rozrywki. Jako wrocławianin zapraszam prezydenta Warszawy i czekam – z muffinką i caffe latte.
Oczywiście, swoją rolę odegrają też przepływy elektoratów Konfederacji, Trzeciej Drogi i Lewicy. Młodzi wyborcy Konfederacji dzielą się na dwie grupy: ludową i aspirującą. Część ludowa to zbuntowane dzieci wyborców PiS, niezbyt pewnie skore, aby w drugiej turze w ogóle wziąć udział. Część aspirująca nie przekona się do Trzaskowskiego i z tego powodu raczej pozostanie w domu. Inaczej mówiąc, Konfederacja (plus Braun) nie dodadzą Nawrockiemu zbyt wielu głosów. Może milion? Zobaczymy. Za to lewica jest raczej dość karna i gremialnie przyniesie swoje głosy Trzaskowskiemu w drugiej turze. I może być z tego także milion albo nieco więcej. A Trzecia Droga? Wyborcy Hołowni to zaangażowani obywatele, więc na drugą turę wyborów się wybiorą. Nawrocki nie ma jednakże co liczyć na uwiedzenie wielu spośród nich. Tę pulę zgarnie w znacznej większości Rafał. Wygląda więc na to, że kandydat obozu demokratycznego jest skazany na zwycięstwo. Bylebyśmy tylko my, z Jagodna, zrobili, co do nas należy.