Ten rok lepszy niż tamten

Tempo wzrostu na świecie osłabło, za to my pędzimy do przodu. Mógłby to być komentarz do wielu dziedzin życia w ambitnym kraju goniącym – jak postulował Jacek Cygan – Zachód (choćby i z pogardą). Ale dziś jest to komentarz do wyników sprzedaży na rynku muzycznym. Wczoraj Związek Producentów Audio Video ogłosił, że w Polsce wzrost przychodów ze sprzedaży muzyki – mierzony rok do roku – utrzymuje się na bardzo wysokim, dwucyfrowym poziomie. W zeszłym roku wyniósł ponad 19,39 proc., w tym roku mamy już 26 proc. Problem w tym, że duża część tej różnicy mogła wynikać z inflacji, której konsekwentnie nie uwzględniają wyceny rynku przygotowywane przez ZPAV i międzynarodowe zrzeszenie IFPI, pod którego egidą co roku zbierane są globalne dane (jak zwraca uwagę dyrektor zarządzający ZPAV Bogusław Pluta: przed pandemią inflacja w ogóle nie była brana pod uwagę w wyliczeniach IFPI, bo nie miała większego znaczenia). Nie wiemy więc do końca, czy już pękać z dumy z powodu tego, że jesteśmy pod względem rozmiarów fonograficznego biznesu na 18. miejscu na świecie, że pilnie gonimy siedemnastą w zestawieniu Szwajcarię i „mamy apetyty na pierwszą piętnastkę”, jak zauważyła podczas wczorajszego spotkania z mediami dyrektorka ds. komunikacji ZPAV Anna Ceynowa. Jest zresztą więcej powodów do tego, żeby… nie wiedzieć, jak się czuć. 

Pierwszy z nich to fakt, że nasz dorobek w tej dziedzinie – przychód wyliczany na 850 mln zł – w znakomitej większości został wypracowany przez streaming. Sprzedaż nośnikowa wprawdzie też przeżywa wzrosty (CD – 11,8 proc., winyle 7,5 proc.), nie wiadomo jednak w jakim stopniu napędzane ewidentnymi w ciągu ostatniego roku podwyżkami cen (co gorsza, wiemy już, że dynamika wzrostu sprzedaży winyli maleje). Ale streaming odpowiada za ponad 80 proc. udziału w wartości rynku. A to jest wprawdzie dobra wiadomość dla dużych organizmów wydawniczych i artystów, którzy mają szanse na osobne negocjacje z platformami streamingowymi, ale zła wiadomość dla małych bytów próbujących żyć na tym szybko rosnącym rynku. No i dla samych artystów, bo ich przychody uzyskiwane dzięki tej formie sprzedaży są najczęściej nikłe, a zdolność negocjacyjna bliska  zeru.  

Ale jest i gorsza wiadomość: widać już koniec tej fali wzrostów napędzanej przez umasowienie streamingu. Na świecie ta fala spowalnia, a my w Polsce jesteśmy ciągle w roli nadrabiających zaległości. W tej chwili subskrypcji płatnych przybywa nam szybciej niż form freemium, czyli bezpłatnego korzystania z platform streamingowych. Przychody z subskrypcji płatnych są u nas ciągle nieco niższe niż globalnie, gdzie osiągnęły ponad 70 proc. wszystkich streamujących. Przez kilka lat będziemy więc gonić rynek światowy, po czym czeka nas jego tempo wzrostu, w tym roku bliskie tempu inflacji. Ten rok jest więc lepszy niż poprzedni, ale może się okazać także lepszy niż ten, który będziemy podsumowywać za 12 miesięcy, czyli bieżący. 

Powiecie, że na Polifonii zawsze zdążę znaleźć jakieś niepokojące sygnały w krzepiących danych. Owszem, ale nie jest moją rolą bezkrytycznie bić brawo na widok liczb. Ważniejsza jest tu skala mikro. Czyli realna zmiana sposobu rozliczania streamingu, który jest znaczenie gorszy niż to, co się dzieje na rynku księgarskim i doczekało się ogólnonarodowej dyskusji (prawdopodobnie dlatego, że czytelnictwo mocno wspomagamy publicznymi funduszami, a muzykę rozrywkową – w stopniu homeopatycznym). Ale – z lepszych rzeczy – realne drobne sukcesy, kiedy to sprzeda się na pniu pierwszy nakład winyla. Tak się składa, że wytwórni The Very Polish Cut Outs przydarza się to regularnie. Ich najnowsze wydawnictwo to Wschodnia fala, autorski album warszawskiego didżeja i producenta nagrywającego jako Tamten. Piszą o nim „Gdyby nie współczesna, krystalicznie czysta produkcja i zręczne żonglowanie retro samplami, Wschodnia fala mogłaby uchodzić za tajemniczy, zagubiony mixtape z lat 80., odkopany na nieopisanej kasecie po którejkolwiek stronie Muru Berlińskiego”. I owszem, jest to muzyka, która żywi się lokalnymi sentymentami: zaczyna się wprawdzie niczym zagubiony utwór z Białego lotosu jakimiś małpimi odgłosami, ale zawiera zupełnie nowe utwory nawiązujące do ducha, a czasem i litery (jak przywodzący na myśl zrekonstruowaną estetykę Ayi RL utwór Sam) polskiej nowej fali.  

Duchologiczny charakter tej płyty robi spore wrażenie, ale współczesnego potencjału parkietowego i remikserskiego (już częściowo wykorzystanego na singlach) też bym nie bagatelizował. W klimat wpisują się pojawiające się tu gościnnie wokalistki: Aleksandra Młyńska (Ajudea) i Aleksandra Procak (KUXU). Najbardziej fascynujące jest jednak to, że Temten wydaje nam się pokazywać światy alternatywne, w których Maanam nagrał kawałek w stylu Franka Kimono, a Papa Dance poszli w stronę Dead Or Alive.  Wschodnia fala jest też ciekawym uzupełnieniem Fali, najnowszej książki Rafała Księżyka, bo pokazuje nową falę z tej strony Muru z zupełnie innej perspektywy, wycinając wątki społeczne, za to bardzo mocno skupiając się na estetycznych. Różne wątki pojawiające się w polskiej muzyce po drodze przestały być interesujące, rozmowa o goniących Zachód, choćby i okrężną drogą, latach 80. wciąż jest fascynująca i aktualna.    

TAMTEN Wschodnia fala, The Very Polish Cut Outs 2025