Można się rozejść
Każdy kojarzy pewnie moment, gdy coś jeszcze wydaje się młodzieżowe, ale okazuje się memem ze Steve’em Buscemim. Na nowej płycie czymś takim okazuje się Taylor Swift. Po fantastycznej, bo napompowanej do nieprawdopodobnych rozmiarów i dopracowanej w najmniejszych detalach trasie koncertowej pierwszy zestaw zupełnie nowych utworów okazuje się atrakcyjny w pierwszej kolejności dla starszego odbiorcy wychowanego na muzyce pop z przełomu wieków, którą być może najpierw chciał zapomnieć, ale która prowadzi go wciąż sentymentalnie. Jest to program zaskakująco wsteczny i jakby zatrzymany w pół drogi. Co nie znaczy wprost „zły”. Autorka rozwinęła się jako autorka tekstów: opowieści są czytelne, ale nie banalne, proste, ale nie prostackie. Swift jest dziś bardziej oderwana od rzeczywistości – co nie dziwi przy jej statusie i po wielomiesięcznej, robiącej dziurę w życiorysie trasie koncertowej – ale życie zwykłej dziewczyny próbuje opowiadać życiem wśród gwiazd. Bohaterowie amerykańskich kronik towarzyskich to jej klasa i podwórko. I ta perspektywa byłaby nawet zaletą, gdyby nie to, że brak tym piosenkom emocjonalnego zaplecza obecnego nawet na The Tortured Poets Department, a przede wszystkim cofają one zegar w twórczości Amerykanki do czasów i pomysłów dobrze już znanych.
Nawet muzycznie Tortured... – choć niewybitne – było ciekawsze, bo jakieś. Zakładało możliwość pomyłek artystycznych, bo zakładało też rozwój. Muzyka Maxa Martina – od trzech dekad głównego dostarczyciela przebojów – to w czystej postaci algorytm. I znów: nie dlatego, że takie nieudane! Inaczej nie byłby głównym dostarczycielem hitów. Jest więc przeciwnie. Tu nic nie przeszkadza, wszystko leci do przodu, tylko na końcu nic z tego nie zostaje, bo niemal każdy z utworów dałoby się sprzedać ćwierć wieku temu Britney Spears i Christinie Aguilerze, a dziś po lekkich retuszach w jedną, bardziej drapieżną stronę, przesunąć na pole Lady Gagi, a po ruchach w kierunku przeciwnym – zrobić z niego balladę Lany Del Rey. Przy czym cały czas jesteśmy w bezpiecznym świecie czterdziestolatków. Od Opalite po Cancelled! dostajemy głównie przegląd karty późnych i wcześniejszych lat 90., wyjątkiem jest finałowy utwór tytułowy, który z kolei jest ukłonem w stronę najwcześniejszych nagrań Swift.
„Zarzucanie komercyjnej artystce, że jest komercyjna” brzmi jak krótki dowcip. Ale znam jeszcze krótszy: „Poszłam do Maxa Martina po inspirację”. To po prostu częsta w show-biznesie historia o tym, że osoba, która mogłaby zrobić wszystko, nie robi z tym nic. Nie ma się czym ekscytować. Pora się przejrzeć w piosenkach Swift nie jako tych, które opowiadają coś o dzisiejszym świecie i towarzyszą młodszej generacji (znamienne w tym kontekście jest to, że o ile bilety na koncert Swift kupowaliśmy „dla córki”, to później oddawaliśmy jej bilet, bo jako nastolatka była już gdzie indziej, poznała prawdziwie pokoleniowych artystów, a na koncert poszliśmy sami), tylko tych, które mówią o sile marketingowej grup odbiorców na rynku, statystycznie zawsze lekko przesuniętej w górę metryki.
Piszę te słowa bez niechęci. Jednak fakt, że dobrze reaguję na takie piosenki jak Elizabeth Taylor, Ruin the Friendship czy Wood też więcej mówi o mnie niż o współczesnej scenie muzycznej. Co pisząc, pozdrawiam wszystkie czytelnicze osoby z festiwalu muzyki współczesnej Auksodrone w Tychach, który należy obwiniać za spóźnienie w publikacji tego wpisu, a być może także za jego oczywisty temat (mało czasu na porządny odsłuch konkurencyjnych płyt).
TAYLOR SWIFT The Life of a Showgirl, Republic 2025
PREMIERY PŁYTOWE TYGODNIA
27.09 Bird of Peace Orchestra Bird of Peace Orchestra, Do You Have Peace?
29.09 Bitchin Bajas Inland See, Drag City
29.09 Kisu Min Rudolf Steiner House, Antena Krzyku
1.10 Faten Kanaan Diary of a Candle, Fire
1.10 GIF Antropozaen, D.I.Y. Koło
1.10 Kelly Moran Don’t Trust Mirrors, Warp
1.10 Klein Sleep with a Cane
1.10 Peel Dream Magazine Taurus, Topshelf
2.10 Owls Are Not Radio Zodiak, 1000 Hz
3.10 7038634357 Rope, Portraits GRM
3.10 Agriculture The Spiritual Sound, The Flenser
3.10 Ava Luna Ava Luna, Western Vinyl
3.10 Blue Lake The Animal, Tonal Union
3.10 Bruce Springsteen and the E Street Band Brendan Byrne Arena 1981
3.10 Dodie Not For Lack of Trying, Decca
3.10 Eucalyptus Topology Of Time And Up Express Etc., Telephone Explosion
3.10 Foo Fighters Are Playing Where??? Vol. I EP
3.10 Genevieve Artadi & Real Bad Man Everything Is Under Control, Real Bad Man
3.10 Jamie Woon 3, 10, Why, When
3.10 Jana Irmert Portals, Portraits GRM
3.10 Kali Uchis Sincerely: P.S.
3.10 Kathia Nie chcę być tu sama, Universal
3.10 Malibu Vanities 1
3.10 Mark Fell Psychic Resynthesis, Frozen Reed
3.10 Nala Sinephro The Smashing Machine, Warp
3.10 Prewn System, Exploding In Sound
3.10 Rocket R Is For Rocket, Transgressive
3.10 Sea + I Pola, Home Normal
3.10 Sergio Merce Archipiélago, Room40
3.10 Siavash Amini Severed Like the Red Moon, Room40
3.10 Širom In the Wind of Night, Hard-Fallen Incantations Whisper, Glitterbeat
3.10 Snooper Worldwide, Third Man
3.10 Sparks Madder!, Transgressive EP
3.10 Stay Inside Lunger, Tiny Engines
3.10 Sylvie Courvoisier / Wadada Leo Smith Angel Falls, Intakt
3.10 Taylor Swift The Life of a Showgirl, Republic
3.10 The Cosmic Tones Research Trio The Cosmic Tones Research Trio, Mississippi
3.10 The Dwarfs Of East Agouza Sasquatch Landslide, Constellation
3.10 Upchuck I’m Nice Now
Komentarze
Doliczyłem się pięciu krajow reprezentowanych przez chińskich pianistów w Warszawie, a to jeszcze nie wszystkie, zgaduje. Najnowsze potwierdzenie wiodącej roli Chin w 21. wieku. Moim faworytem jest mistrz z Taipei nagrodzony umiarkowanymi oklaskami przez nie przeczuwająca sukcesu publiczność w FN.
Taylor nie zagrała w Chinach w trakcie wielkiej trasy choć nie brak jej fanów na tym terenie. Trzeba podkreślić ze wszystkie występy Swift w pobliżu skoncentrowano w Singapurze gdzie doszło do 6 koncertów gigantki pop.
Prof. Bralczyk twardo pokazuje Polakom ze nieceniona w kręgach wykształconych postać wsiąść czasownika wziąć znajdowała uznanie Norwida, Sienkiewicza i samego Adama Mickiewicza. Ten mistrz mowy polskiej czterokrotnie pisze wziąsc niestety a nie wziac w arcydziele Pan Tadeusz.
Tajwanski mistrz ostatnio kształcący się w Bostonie imho nawiązuje do raczej klasycystycznie estetycznej niż romantycznie emocjonalnej drogi interpretowania Chopina. Nagroda jest estetycznej natury a wzruszenie pięknem. Maurizio Pollini imho tak to robił, choć niekoniecznie kiedy startował w Warszawie po laur.
Chciałbym tu skromnie zapostulować aby autor wrócił do gwiazdkowania opisywanych płyt. Oczywiście ja również jestem przeciwko wszelakim plebiscytom jednak to ułatwiało mi odbiór tego bloga.
No ewidentnie emanacja szerszych procesów kulturowych – bardziej konserwatywni zapóźnieni w life stylu Azjaci generują postawy kulturowe i mlodziez spędzająca czas przy fortepianie w kilkakrotnie większej skali niż zgniły jeśli chodzi o Chopina niestety Zachod.
Wielu podkreśla galaktyczny poziom występu rutynowanej Japonki Kuwahary, i to w telewizji, a taki brak ciszy wyborczej wpływa niekiedy na jurorów.
Yumeka Nakagawa tez z Kraju K Wiśni rozpocznie dzisiejsze słuchowisko, ma rękawice wełniane.
Nakagawa gra na cenionym przeze mnie instrumencie Kawai i z wielka dbałością o dopieszczenie sonoryczne prezentacji literatury.
Wczoraj dwaj bracia z Korei swietnie mowili po polsku po wielkiej zacności występie starszego. Mowili prawie jak Bracia.
Te walczyki leciutkie jak świerszcze – zwiewna Zuzanna prawie dziecko jeszcze pokazała dziś jak debiutować na scenach.
Dzisiaj zakończył się pierwszy etap Konkursu, a trzeci etap w ktorym zagra około 20 półfinalistów odbędzie się w dniach 14-16X.
Prawie połowa uczestników drugiego etapu to pianiści chińscy.
Tajwański mistrz Kai Min i Japonka Nakagawa graja dalej!
Odpadł pan Tao który ładnie zagrał jako pierwszy, ale zasada pierwsi będą ostatni obowiązuje.
Lista nazwisk odpadajacych nie jest wynikiem loterii lecz ocen jurorow konkursu chopinowskiego.
Uczestnicy konkursu maja zaszczyt być oceniani przez 17-osobowe jury pod przewodnictwem samego Garricka Ohlssona.
Znikoma, dwa razy mniejsza od typowej dla przeszłości liczba Polaków w drugim etapie może świadczyć o owocnej modernizacji kraju i osiągnięciu już masy krytycznej w kształtowaniu młodego społeczeństwa 21. wieku, właśnie dużo bardziej wolnego od idei retro jak granie na fortepianie kompozycji z 19. stulecia ludzkości.
Chińczycy którzy nie zadbali o obecność Taylor Swift w Kraju Środka w ranach Eras Tour (Szanghaj niemrawo rozpoczął rozmowy i nic) cyklicznie zapraszali K. Pendereckiego na gwiazdorskie turnees dyrygenckie które walnie przyczyniły się stworzenia pięknego ośrodka w Luslawicach, jak do znanej nam tu i teraz, potęgi muzycznej młodych Chińczyków.
Mamy być jak galareta, przerobieni na galaretę przez Rosję – ostrzega major Fiszer. I chodzi o otoczkę kulturowa a nie wojaczkę kinetyczna. Proces trwa kilka lat i warto zastanowić się jak mu przeciwdziałać przez między innymi odpowiednie kontrdziałanie koncertowe i w ogóle muzyczne, odsyłam do ważnej lektury.
Xiaoyu Zhang aka Jacky młodziutki talent otworzył wysłuchania drugiego etapu. Będzie referencyjny dla dalszych wrażeń. Polonez jest elementem obowiązkowym drugiej tury, podkreślmy…
Niemiec zdobywa moje serce a pewnie i miejsce w finale bo w trzecim etapie to formalność dla tej pianistyki.