Stop kłamcom oświęcimskim

Świetna robota dyrektora Muzeum Auschwitz-Birkenau Piotra Cywińskiego i jego zespołu. Na stronie muzeum przedstawili rzeczowe odpowiedzi na najczęstsze kłamstwa oświęcimskie i instrukcję, jak je zwalczać w internecie, gdzie dziś szerzą się najbardziej.

Jeśli buszując w sieci, gdzieś natrafimy na promocję negacjonizmu, czyli zaprzeczania lub podważania prawdy o Holokauście i innych zbrodniach XX-wiecznych reżimów totalitarnych, hitlerowskiego i sowieckiego (Katyń!), powinniśmy być „proaktywni”, reagować, a nie tylko kręcić głową, że wciąż są ludzie szerzący i powielający takie kłamstwa. A opracowanie muzeum nam w tym pomoże.

Negacjonizm (kłamstwo oświęcimskie) jest w prawie polskim przestępstwem zagrożonym karą do trzech lat więzienia. Kłamcy oświęcimscy mimo to – ze złej woli, z niewiedzy lub podatności na propagandę negacjonistyczną, wymierzoną m.in. w Żydów – wciąż sączą tę truciznę. Wkład w to nikczemne ogłupianie społeczeństwa wniósł Grzegorz Braun, który publicznie, w jednej z prawicowych stacji radiowych, nazwał krematoria oświęcimskie „fejkiem”. Głosowało na niego w ostatnich wyborach ponad milion wyborców. Jak dotąd Braun nie stanął przed sądem za to oczywiste złamanie prawa.

O próbach wymazania Holokaustu z pamięci świata, a szczególnie Europy, pisali już lata temu Robert Szuchta i Piotr Trojański w bardzo przydatnym podręczniku do nauczania historii w szkołach ponadpodstawowych „Holokaust: zrozumieć dlaczego” (2003; wydanie książki wspomogło finansowo m.in. wydawnictwo naszego tygodnika). Także w tej publikacji znajdziemy katalog kłamstw oświęcimskich. Krążą więc one od dziesięcioleci w Polsce i powojennej Europie. Właściwie w niezmienionej formie.

Lista w tym podręczniku wymienia osiem łże-tez zaprzeczających Holokaustowi. Hitler nie nakazał eksterminacji narodu żydowskiego; w żadnym z obozów nazistowskich nie było komór gazowych; stosy ciał, żywe szkielety to fotomontaż; skoro jest tylu ocalałych, to nie było ludobójstwa; dziennik Anny Frank to fałszerstwo; zeznania Niemców uczestniczących w mordowaniu zostały wymuszone torturami; syjoniści wymyślili Holokaust, aby zyskać poparcie świata dla utworzenia państwa żydowskiego; propagowanie Holokaustu służy zarabianiu ogromnych pieniędzy przez „przedsiębiorstwo Holokaust”.

I to wciąż działa, jak pokazuje sukces antysemickich ekscesów Brauna. Padają czerwone linie, bo brak reakcji państwa i prawa oznacza dla tego rodzaju ludzi przyzwolenie. Kaczyński potępił wybryki Brauna, ale hołubi wraz z pisowską wierchuszką jawnych faszystów. Pokazują się z Bąkiewiczem publicznie, bez cienia wstydu.

Współcześni faszyści świadomie lub nie plasują się w nurcie przedwojennej skrajnej, antysemickiej i autorytarnej prawicy spod znaku Falangi. Powstała po delegalizacji przez sanacyjne władze Obozu Narodowo-Radykalnego. Jego naśladowcy działają dziś legalnie. Zieloną opaskę ONR – Falangi nosił Bąkiewicz. To był ruch gotowy użyć siły w walce politycznej.

Dzisiejsze marsze i wiece pod znakiem Falangi mogą służyć temu samemu. Kaczyński gra bardzo niebezpieczną kartą. Faszyści są mu potrzebni do rozgrywki z „bachorem” Mentzenem i żydofobem Braunem, ale może przegrać, a wówczas skrajny nacjonalizm zacznie wpływać na politykę jak nigdy po 1989 r.

Fani faszyzmu nie wiedzą – bo zwykle nie znają historii Polski i Europy – że gdy faszyści doszli do władzy, robili najpierw „noce długich noży” we własnych szeregach. Nikt nie mógł się czuć bezpieczny ani w partii faszystowskiej, ani w całym społeczeństwie. Kto jest swój, a kto obcy – o tym decydowali silniejsi. Zło nie znika. Po wojnie przez długie lata kryło się pod ziemią, w niszowych zakamarkach. Wypłynęło na powierzchnię życia publicznego na fali narodowo-prawicowo-katolickiego odrzucenia demokratycznego państwa prawa, lewicy i liberalnego centrum.

Destrukcja prawdy i pamięci o Holokauście/Szoa/Zagładzie odbywa się głównie w tzw. mediach społecznościowych, ale także w kampaniach polityków skrajnej prawicy i w sprzyjających im mediach tradycyjnych, w tym prasie, także wychodzącej legalnie w Polsce, i internetowych.

Nowym elementem jest wykorzystywanie w tym celu sytuacji w Strefie Gazy. Konflikt sprowokowany przez Hamas przedstawia się jako dowód, że to nie palestyński terroryzm jest problemem, lecz że jest nim samo istnienie Izraela, jedynej liberalnej demokracji w tym regionie świata, w której znaczna część społeczeństwa domaga się sprawiedliwego pokoju, a nie kontynuacji wojny. Lekcje historii w Europie i na Bliskim Wschodzie są ignorowane. Jako żywo historia przestaje być nauczycielką i przestrogą.

Czy to się da zatrzymać w dzisiejszej Polsce? Trzeba próbować. Stop kłamstwu oświęcimskiemu.

Reklama