Czerwony chodnik

Mówią, że mowa ciała coś mówi o jego posiadaczu. Co mówi o Trumpie, klaszczącym na widok Putina, autora największej wojny naszych czasów w Europie? Co mówi o Putinie, który zszedł po schodach swego samolotu, tylko raz chwytając się poręczy, gdy Trump zszedł po schodach ze swego samolotu krokiem mniej pewnym i ciężkim? Ich mowa ciała mówi tyle, że czują się dobrze w swojej skórze i nic ich nie obchodzi, co o nich mówi świat.

Dlatego ignorujmy ich gadkę szmatkę o dążeniu do pokoju w Ukrainie. Przenieśmy wzrok z Alaski na Ukrainę, bo to tam dzieje się historia. Ważniejsza niż zakulisowe zmawianie się Trumpa z Putinem, dwóch zakochanych w sprawowaniu władzy policjantów świata, z których jeden ma na rękach krew tysięcy obywateli Rosji i Ukrainy, a drugi udaje, że nie widzi, z kim się ściska. I czyni to bezwstydnie na oczach milionów, w tym Ukraińców, bo przecież tę kiepską inscenizację oglądało pół świata. Błąd.

Patrzmy na mowę ciała żołnierzy wypuszczonych z rosyjskiej niewoli. Na mowę ciała tych, którzy na nich czekali i się doczekali. Na bezmowę ciała zabitych lub ranionych przez rosyjskie pociski wystrzelone w Ukrainie tego samego dnia, gdy Trump szedł z Putinem po czerwonym chodniku na Alasce. Patrzymy na mowę ciała tych, którzy opłakują zabitych na rozkaz Putina. Ta mowa mówi prawdę o tej wojnie, o morderczym cynizmie Putina i bezradności Trumpa wobec Kremla.

Co mówi mowa ciała Nawrockiego? Mówi: ja tu rządzę. Atrapa uśmiechu na napiętej twarzy, czoło lekko wychylone, gotowe do zadania ciosu, głos ustawiony pod media, szerokie gesty ramion, wyprężona klata. Gotowy do przemocy. Tylko przed Kaczyńskim i Trumpem chyli się nisko.

Gdy p.o. prezydenta wita Tuska, to tak jakby nie chciał, ale musiał. Każe mu czekać na siebie. Na jego widok wyszczerza zęby, prostuje plecy. Tusk umie kontrolować mowę ciała. Podaje rękę bez ociągania się i z kurtuazyjnym uśmiechem. Siedząc, nie wbija się w krzesło, tylko wychyla się uprzejmie w stronę Nawrockiego na znak, że nie szuka zwady, tylko choćby jednej wspólnej ścieżki.

Ale nie znajduje. Mowa ciała Nawrockiego nie zostawia wątpliwości u obserwatora: to chodząca agresja napędzana nienawiścią do Tuska. A jednak premier musi mieć urzędowo do czynienia z tym człowiekiem pełniącym obowiązki prezydenta, naładowanym agresją do niego i jego ludzi. Patrzmy, jak będzie witał Nawrockiego Trump w Białym Domu. Czy wyjedzie po niego na lotnisko, rozłoży czerwony chodnik, powita oklaskami?

Nie znamy dokładnego wyniku wyborów prezydenckich, więc jedyną legitymacją Nawrockiego jest wystawienie go przez Kaczyńskiego i rola w niszczeniu obozu demokratycznego w Europie wyznaczona mu przez Biały Dom Trumpa. Rola podręcznego. Nie musiało tak się stać. W porażce Trzaskowskiego pomogli Hołownia i część lewicy, zniechęcając część demokratycznego elektoratu do głosowania w drugiej turze.

Musimy z tym żyć, choć się odniechciewa. Czeka nas najtrudniejszy czas po 1989 r. Czas nacjonalistów wyniesionych do władzy przez prawicę i Kościół. Agresywny, wyższościowy, sfrustrowany i zakompleksiony nacjonalizm jest karykaturą patriotyzmu. Nie ukryją tego wzniosłe mowy i gesty, sztuczki piarowców, kampanie w mediach starych i nowych. Trzeba stawiać tej podróbce opór zawsze i wszędzie.

Samce alfa, kołyszący się w biodrach, są zwykle mięczakami. Robią groźne miny, a łydki im się trzęsą. Boją się protestów, nawet jednoosobowych, a co dopiero masowych, węszą spiski i zamachy stanu. Chwalą lud, a w rzeczywistości nim gardzą. Przekupują go, by się nie zbuntował, gdy zacznie brakować chleba i igrzysk. Wiedzą, że lud jest kapryśny i może się od nich odwrócić. Zwykle po dwóch, góra trzech kadencjach.

Reklama