Najpierw

Najpierw przerwanie ognia, następnie rokowania pokojowe. Tak to widzą Merz, Macron, Starmer, ale niekoniecznie Trump. A Putin nie wydał nawet rozkazu, by nie bombardować Ukrainy w dniu jego wizyty na Alasce ani podczas spotkania Trumpa w Białym Domu z Zełenskim, koalicją solidarności z walczącą Ukrainą, szefową Komisji Europejskiej i szefem politycznym NATO. Kreml ma swoją wizję „pokoju przez siłę”: ani kroku w tył. Trump ma swoją: krok po kroku, ale bez drażnienia „niedźwiedzia”.

Jakie można mieć nadzieje, że Putin dotrzymałby jakiegokolwiek porozumienia z „kolektywnym” Zachodem w sprawie gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, skoro poprzednie Rosja złamała w swoim nieprzerwanym dążeniu do jej wasalizacji, a ostatecznie do aneksji całego jej terytorium? Tym bardziej że po Alasce Putin może czuć się równoprawnym partnerem Trumpa. Spotkanie zdjęło z Putina i Rosji odium pariasa.

Dyplomatycznie była to katastrofa. Putin zignorował żądanie Waszyngtonu dotyczące zawieszania ognia. Trump nie nałożył mimo to na Rosję nowych sankcji. Jego nowa linia to teraz „dążenie do pokoju” mimo kontynuacji wojny przez Rosję. Pokój mają przybliżyć w najbliższych tygodniach spotkanie Putina z Zełenskim, a następnie ich obu z Trumpem. W międzyczasie będą dalej ginęli ludzie. Czy mamy wierzyć, że to się może udać?

Rosja potrzebuje czasu na przegrupowanie sił wojennych i odbudowę arsenałów i zapasów. Po trzech latach walk nie wygrała z Ukrainą. Nie może przegrać, więc pozoruje gotowość do jakiegoś odprężenia, ale tylko z Trumpem.

Wśród zaproszonych przez Biały Dom na poniedziałek nie było Nawrockiego. Otoczenie p.o. prezydenta próbowało przekonywać, że nic się nie stało, bo 3 września Nawrocki spotka się z Trumpem twarzą w twarz i Biały Dom pozna szczegółowo stanowisko ekipy Nawrockiego. Jakie może być stanowisko p.o. prezydenta, któremu bliżej do Konfederacji niż nawet do PiS w sprawie Ukrainy? Którego celem jest zniszczenie Tuska i obalenie jego rządu? Któremu doradzają polscy trumpiści pokroju Przydacza czy Jabłońskiego, skarżący się, że ekipa Zełenskiego nie okazała Polsce wdzięczności za pomoc?

Jątrzące ataki Nawrockiego na Tuska i próby delegitymizacji jego rządu i obozu politycznego są pilnie śledzone w zachodnich stolicach. Nawrocki jest dla nich żółtodziobem w sprawach międzynarodowych. Nie zachęca do współpracy z nim jego ignorancja, nacjonalizm, konfrontacyjne nastawienie do Tuska, którego w tych stolicach dobrze znają i mają do niego zaufanie, na jakie Nawrocki musi zapracować. Po co europejscy liderzy mieliby z kimś całkowicie niesprawdzonym siadać do stołu rozmów z Trumpem?

Jedynymi polskimi politykami, którzy mogliby im towarzyszyć w tej rozmowie, są Tusk i/lub Sikorski. Ale Trump nie chce Tuska, bo wspiera polską prawicę, więc go nie zaprosił. Jest tajemnicą poliszynela, że posłańcy Kaczyńskiego, jak choćby Tarczyński, od dawna robią Tuskowi koło pióra w Waszyngtonie. Wojnę z Tuskiem przenieśli do Ameryki. Który poważny lider czy liderka europejska i po co mieliby przykładać rękę do eskalacji tego destrukcyjnego konfliktu w Polsce?

To ten konflikt, wywołany przez obóz Kaczyńskiego, psuje nasz wizerunek na Zachodzie, niszczy nasze osiągnięcia dyplomatyczne, polityczne, humanitarne w sprawie Ukrainy. Przestajemy być postrzegani jako państwo sterowne z powodu konfliktu między dwoma centralnymi ośrodkami władzy. Polska to nie Francja. U nas konfrontacyjna kohabitacja kosztuje państwo i społeczeństwo drożej, a konsekwencje mogą zagrozić racji stanu.

Jeśli Nawrocki chciałby być odpowiedzialną głową państwa, natychmiast po inauguracji swej prezydentury przestałby mówić językiem kampanii wyborczej. Dałby propaństwowy przykład, podpisując nominacje ambasadorskie zgłoszone przez rząd Tuska, w tym nominację Bogdana Klicha na pełnoprawnego ambasadora RP przy Białym Domu. Trzymałby się konstytucyjnej zasady, że prezydent reprezentuje, a rząd rządzi. W polityce międzynarodowej prezentowałby stanowisko wypracowane przez MSZ.

W przypadku Ukrainy brzmi ono: nic o Ukrainie bez Ukrainy, nic o Europie bez Europy, a Warszawa nie leży nad Potomakiem, tylko nad Wisłą. Jeśli z takim przesłaniem Nawrocki przyleci do Waszyngtonu, da kolejny przykład, że chce dorosnąć do prezydenckiego fotela. Nie może być dwu polityk państwa polskiego w sprawie Ukrainy. To by Polskę uczyniło nieprzewidywalną dla jej zachodnich sojuszników w kluczowej sprawie bezpieczeństwa nie tylko Ukrainy, ale i Europy.

A na wewnątrz nie może być trzech rządów: w Alejach Ujazdowskich, na Krakowskim Przedmieściu i przy Nowogrodzkiej. To grozi takim rozwibrowaniem (pamiętacie Mabenę?) państwa, że się nie pozbieramy.

Więc jeszcze raz: prezydent reprezentuje, rządzi rząd w Alejach Ujazdowskich, a Polska jest dobrem wspólnym, a nie własnością PiS i skrajnej prawicy czy jakiejkolwiek innej partii, tylko wszystkich obywateli szanujących sprawiedliwe prawo i z niego uczciwie korzystających.

Nasza geopolityka nie jest bezpieczna od wschodu, ale po raz pierwszy w historii nie jest zagrożeniem dla państwa polskiego od zachodu. Od zachodu nie mamy wrogów, tylko od wschodu: Białoruś Łukaszenki i Rosję Putina. Dlatego nasze bezpieczeństwo, państwa i społeczeństwa, musimy budować w przymierzu z Zachodem. Inne opcje to mrzonki lub podpuchy. Najpierw pogrążały Polskę dysfunkcje i konflikty wewnętrzne. Wrogie nam państwa je podsycały, manipulując i korumpując. Na koniec zaprowadzały swój porządek siłą.

Reklama