„Nałroki” w Owalnym

Kto jak kto, ale prezydent Trump mógłby się nauczyć poprawnej wymowy nazwiska swego polskiego odpowiednika. Wsparł go przecież w jego rywalizacji o prezydenturę, a ludzie Nawrockiego urabiają średni szczebel administracji Trumpa, by to poparcie z kampanii rozszerzyć na czas powyborczy. Ich celem jest przejęcie kontroli nad polską polityką zagraniczną. Temu służyła przede wszystkim wizyta „Nałrokiego” w Waszyngtonie. Tak była pomyślana i przeprowadzona.

Odtrąbiona w polskich mediach prawicowych jako wielki sukces, w mediach amerykańskich i globalnych została odnotowana, lecz przykryły ją momentalnie narastające naciski na Trumpa, aby ujawnił całą prawdę o seksbiznesie Epsteina i swojej w nim roli. Tym żyje dziś Ameryka, a republikanie, z zasady stojący murem zawsze i wszędzie za swoim prezydentem, zaczynają mieć z tym problem wizerunkowy.

Oczywiście, miło usłyszeć z ust Trumpa pochwały Polski i zapewnienia, że amerykańscy żołnierze pozostaną u nas, a nawet może ich być więcej. Ale co warte są deklaracje Trumpa, widzimy choćby na przykładzie jego starań o zawieszenie ognia na froncie wojny w Ukrainie. Z perspektywy Polski jako państwa bezpośrednio zagrożonego wrogimi działaniami Rosji takie obietnice Trumpa są dobrą wiadomością. Podobnie jak zaproszenie Polski na przyszłoroczny szczyt G20.

Ale żeby się z tego cieszyć, musimy mieć pewność, że ekipa Nawrockiego jest gotowa do prawdziwej współpracy z rządem Tuska w polityce międzynarodowej. A tej pewności nie ma. Żadne sterowne państwo nie może prowadzić dwóch polityk zagranicznych, prezydenckiej i rządowej. A tu mamy złe wiadomości. Spór na ten temat narasta. W jego tle mamy generalny plan polityczny ekipy Nawrockiego: przeforsowania w Polsce ustroju prezydenckiego. Temu służą kąśliwe uwagi Nawrockiego i jego przybocznych na temat funkcjonowania rządu Tuska.

Na dodatek mamy złe gesty: usunięcie flagi Unii Europejskiej z gabinetu Nawrockiego i zignorowanie gotowego do wypełniania swych obowiązków kierownika polskiej misji dyplomatycznej w USA Bogdana Klicha już na etapie planowania wizyty Nawrockiego w USA. Otoczeniu Nawrockiego nie udało się jednak zignorować wizyty ministra Sikorskiego i jego spotkania z sekretarzem Rubio w Miami. Chodziło o jasny komunikat ze strony rządu RP, że i on zabiega równolegle o polskie interesy w USA. To dobry sposób na powściąganie zapędów „Nałrokiego” i jego ludzi do monopolizacji relacji polsko-amerykańskich i przeorientowania całej naszej polityki zagranicznej na Trumpa i NATO z ominięciem UE.

Reklama