Już tylko Chopin
W ostatni dzień jubileuszowego dusznickiego festiwalu słuchaliśmy tylko Chopina. To jakby przedsmak października, bo troje z występujących dziś pianistów weźmie udział w konkursie.
Po południu dwaj polscy kandydaci: Krzysztof Wierciński i Mateusz Dubiel. Bardziej pozytywne wrażenie odniosłam z występu tego drugiego, bardziej wyrazistego i po prostu muzykalnego. Podejrzewam, że będzie miał na konkursie więcej szans, ale konkurencja zapowiada się bardzo ostra.
Choćby ze strony Erica Lu, który wraca na konkurs jako dojrzały pianista. Ale już wcześniej napisałam, że zupełnie nie wiem, po co mu konkurs. Jako najmłodszy wówczas uczestnik zdobył wysokie IV miejsce. Czy to ambicja, żeby zostać oceniony wyżej niż Kate Liu? Nawiasem mówiąc, mazurki i sonatę grał dziś te same, co Kate w 2015 r. Może chce być oceniony wyżej również za ten sam repertuar?
Rzecz w tym, że on jest dobry, ale nie nadzwyczajny, ona zaś jest nadzwyczajna, ale dla wielu kontrowersyjna. Zapewne dlatego on ląduje lepiej niż ona, choć nie dorasta do niej. Ale choćby dzisiejszy program Kate nie przez wszystkich był dobrze przyjęty. Chyba dopiero zaczyna go grać, bo po pierwsze było niemało potknięć, zwłaszcza w Berceuse (choć dobrze je maskowała), a po drugie wyczuwało się, że jeszcze eksperymentuje, szczególnie w Sonacie b-moll. Mnie te eksperymenty zafascynowały. Po wstrząsającym początku duże uspokojenie na II temacie (ona ma w ogóle taką tendencję, by wolne części i fragmenty grać kontemplacyjnie), a w przetworzeniu ów fragment, który przypomina lot nad przepaścią, zabrzmiał raczej jak bezwzględny marsz. Co zaś do marsza żałobnego, był ekstremalnie wolny. W finale nie było porywu wichury, był bardziej „ogarnięty” niż w poprzednich wykonaniach na tym festiwalu (Montero, Giltburg). Ogólnie niezwykłe jest też to, co pianistka robi z czasem, dźwiękiem i naszą uwagą: aby ją przykuć, między utworami pozostawia jedną z rąk na klawiaturze, a publiczność wówczas wstrzymuje oddech. Czaruje też, podobnie jak Anderszewski, wejściem w dźwięk niemal niewidocznym. Oboje pianiści grali na Shigeru Kawai, lecz później trzeba było dostawić steinwaya, by zabrzmiało w duecie Rondo C-dur op. 73 (wbrew numerowi opusu młodzieńcze, jeszcze warszawskie), w którym pokazali wirtuozerię i zgranie. Wspólnie dali jeszcze jeden bis: wolną część dwufortepianowej Sonaty D-dur Mozarta. Tak więc mimo tego całego dnia z Chopinem festiwal właśnie Mozartem się skończył.
Ale jubileusze się nie skończyły, ponieważ w przyszłym roku przypada 200-lecie pobytu Chopina w tym uzdrowisku. Organizatorzy zbierają więc fundusze na kolejne atrakcje. Trzymamy kciuki.
Nawiasem mówiąc Chopin nie był jedynym kompozytorem romantycznym, który nawiedził to miejsce – kilka lat wcześniej był tu 13-letni wówczas Felix Mendelssohn, odwiedzając swojego stryja, który zbudował tu hutę żelaza (już dziś nieistniejącą). Od pewnego czasu organizowane są więc w Dusznikach również festiwale mendelssohnowskie. Tegoroczna edycja niestety nakłada się na Wratislavię, ale może kogoś zainteresuje i będzie chciał zajrzeć… Dobrzy muzycy, ciekawy program, a wstęp na koncerty wolny.
Komentarze
Czwartek 14 sierpnia
„Kiedy gram Bacha, przypominam sobie, że epoki historyczne w muzyce to pojęcia, które nakładamy na to, co w istocie jest kontinuum: nieprzerwaną nicią łączącą nas wszystkich, płynącym przez nas strumieniem – tym, co Niemcy zupełnie przypadkowo nazywają Bachem”.
Vikingur Olafsson dawno już nie gra Bacha. Podobnie jak przed nim Glenn Gould on Bacha tworzy, czasem gra z nim na cztery ręce, ale nigdy nie odtwarza. Jego płyta z preludiami i fugami Bacha, to od wielu lat moja tajna broń na zły świt. Nie urodził się jeszcze taki, którego by Vikingur nie pokonał. Godzina i siedemnaście minut muzyki akurat na trasę metrem ze stadionu Hongkou na stację kolejową Shanghai Hongqiao z przesiadką pod Placem Ludowym, gdzie jak wszyscy wymęczeni dobrze wiedzą z peronu linii osiem trzeba przebrnąć kilometr podziemnego tłumu do linii numer dwa. Alternatywą jest dziesiątka, ale coś tam kiedyś było nie tak z przesiadką i przez ostatnie lata korzystałem z dwójki.
Pamiętam jak przed kolejnym chińskim nowym rokiem wyszedłem ponuro w lodowatą szanghajską już nienoc. Schowane pod czapką słuchawki wydały z siebie nowy dźwięk. W wagonie znalazło się miejsce przy ścianie do pierwszej przesiadki. Dokładnie po godzinie i siedemnastu minutach wielkie tafle szkła dworca Hongqiao błysnęły czerwienią a podłogami pustych poczekalni zaczęło sunąć słońce. Starbucks był bez kolejki więc święta tuż, tuż.
Vikingur Olaffson oprócz absolutnego słuchu posiada dar synestezji, łączy muzyczne tonacje z kolorami. F-moll to błękit, A-dur żółć, H-dur fiolet. Ciekawe czy znalazłoby się miejsce dla gamy czerwonej niczym zimowy szanghajski świt. Uważam, że powinno.
Ha! Ciekawe, że każda synestezja jest inna, tj. każdy widzi tonacje w innych kolorach. Marta Ptaszyńska opowiadała mi kiedyś, że rozmawiała na ten temat z Messiaenem – oboje byli synestetykami (tj. ona nadal jest) – i niektóre kolory im się zgadzały, a niektóre nie. Ja te skojarzenia miewałam w dzieciństwie i nigdy bym się nie zgodziła z tymi kolorami, jakie podaje Olafsson. Nie przepadam zresztą za jego grą, trochę zbyt sterylna mi się wydaje, ale doceniam.
To teraz Szanghaj? Fascynujące miasto. Byłam co prawda tylko dwa dni, ale tyle zdążyłam zauważyć 🙂
Pozdrowienia dla obieżyświata 🙂
Czy kazda tonacja brzmi inaczej w stroju rowno temperowanym? Dla mnie nie i jesli sie nie ma sluchu absolutnego, to nie ma powodu, aby slyszec roznice.
Calkiem inaczej jest w strojach dobrze temperowanych. Tam kazda tonacja ma minimalnie rozne interwaly i czule ucho (nawet czasem moje) te roznice wyczuje.
Swoja prywatna zabawke trzymam w stroju Velottiego, ale czasem sie bawie zmieniajac stroj np. na Weckmeistera. Probowalem nawet „meantone” (jak po Polsku? – nie ma hasla w polskiej Wiki) — brzmial zle poza C-dur i a-moll, a im wiecej krzyzykow/bemoli tym gorzej. Gdy moj technik pojawia sie na doroczny przeglad, zadaje mu zagadke, jaki jest aktualny stroj. W 80-90% potrafi rozpoznac bez uzywania elektroniki po zagraniu paru taktow.
Z kolei na organach, na ktorych czasem pobrzekuje, obowiazuje stroj Kellnera (modern), ktorego oczywiscie zmienic juz nie moge. Te same utwory brzmia zupelnie, ale to zupelnie inaczej.
A estetyka Viningura O. do mnie nie trafia i tyle.
To tak jak do mnie. Nie trafia, nudzi, szkoda mi czasu.
O skojarzeniach tonacji z różnymi rzeczami kiedyś tu już była mowa i chyba doszliśmy do jakichś wniosków. Synestetycy czy nie, każdy kojarzy po swojemu. Jeden z kolorem, inny z czymś, co już słyszał i zapamiętał, i tak dalej, aż do ciężkich przypadków, którym wszystko kojarzy się jednakowo. Masz rację – w stroju równomiernie temperowanym nie ma powodu, aby tonacje brzmiały inaczej, bo brzmią tak samo, to nawet był powód wymyślenia takiego stroju. Reszta to skojarzenia.
Meantone to po polsku „średniotonowy”. Unikaj polskiej wikipedii w sprawach muzycznych, bo możesz jakiś czas nie wychodzić ze zdziwienia (zresztą w innych językach hasła teoretyczne też są na ogół przepisywane z podręczników dla początkujących).
Dzień dobry! W użyciu jest też nazwa „strój mezotoniczny”, tak słyszałem w środowisku muzyki dawnej.
Potwierdzam, że używa się obu tych terminów: średniotonowy i mezotoniczny 🙂 A jrk mieszka od lat w Stanach i nie musi znać polskich terminów, to tak dla wytłumaczenia.
Jeszcze odpowiadając jrk: oczywiście jeśli ma się absolutny słuch, każda tonacja brzmi jednak trochę inaczej, bo przecież się je odróżnia. Oczywiście różne stroje historyczne narobiły bałaganu, ale można się przyzwyczaić i rozpoznawać tonacje również w ich zakresie. Wszystko jest chyba kwestią wyćwiczenia. Mówię o tym, czego sama doświadczyłam i doświadczam 🙂
Piękne dzięki za pozdrowienia Pani Redaktor. To tylko reminiscencje, w Szanghaju spędziłem prawie piętnaście lat. Teraz wakacje na Śląsku skąd gorąco w przenośni i dosłownie pozdrawiam!:)))
Dzieki PK za wstawiennictwo!
Z terminami muzycznymi to pestka, bo to tylko hobby. Ale co ma zrobic expat jak ja, ktory ma za 6 tygodni wyglosic wyklady na dwoch dostojnych polskich uniwersytetach w dziedzinie, ktora, gdy opuszczalem kraj, w ogole nie istniala? Mowienie w languidżu to obciach (to slowo wowczas rowniez nie istnialo). A po polsku, nie znam terminologii. No, zobaczymy.
Wracajac zas do tonacji, nie, nie sadze, aby stroje historyczne narobily balaganu. Zupelnie odwrotnie, one probowaly sprawic, aby muzyka brzmiala „dobrze” w jak najwiekszej liczbie tonacji, pokonujac nieunikniony poprzez matematyke komat pitagorejski. Taki byl tez cel Bacha komponujacego swoje „Wohltemperiertes”. Tylko, ze Bach zapomnial podac, jaki byl jego stroj, w ktorym wszystkie jego 24 tonacje brzmialy „dobrze”. W koncu wymyslono stroj rownomiernie temperowany, w ktorym kazda tonacja brzmi cokolwiek obok. Ja sam na fortepianie tego nie slysze, ale na klawesynie, ktory ma mniej skladowych harmonicznych (alikwotow?), juz tak.
Pozdrowienia, jrk