Muzyka na emigrację wewnętrzną

Szostakowicz chciał uczcić 200. rocznicę śmierci Bacha i wyszedł na formalistę. Pierwszy zeszyt cyklu Preludiów i fug op. 87 genialnie zagrała dziś Yulianna Avdeeva; drugi zagra jutro.

Po obcowaniu z Bachem, zwłaszcza pamiętnym pandemicznym projekcie związanym z Das wohltemperierte Klavier (nie skończyło się to płytą, ale odcinki cyklu, połączone z ciekawymi komentarzami pianistki, wciąż wiszą na jej koncie YT), naturalne było zwrócenie się w stronę Szostakowicza, tym bardziej, że mija w tym roku półwiecze od śmierci kompozytora. Poza albumem, który ukazał się nakładem firmy Pentatone, też mamy na social mediach artystki projekt Szostakowiczowski, z którym warto się zapoznać niezależnie od samego wykonania.

Dziwny to cykl. Naśladuje oczywiście Bacha, ale momentami tylko, zwłaszcza w fugach. Preludia są raczej po prostu krótkimi w miarę swobodnymi kompozycjami, choć i tu nawiązań nie brak. Początkowe Preludium C-dur zaczyna się akordem w tym samym układzie, co pierwsze preludium WK, ale w formie pionowej, i jest początkiem chorału rytmicznie przypominającego Haendlowskie Lascia qu’io pianga. Preludium h-moll przypomina z kolei rytmem uwerturę francuską. Bachowskie jest Preludium a-moll czy A-dur, cis-moll nawiązuje wprost do Preludium Es-dur z I tomu WK, ale już preludia G-dur czy D-dur, choć nawiązują do muzyki z przeszłości, to raczej nie do Bacha. Preludium E-dur jest po prostu bardzo rosyjskie, a fis-moll i H-dur to niemal polki. Natomiast Preludium gis-moll ma formę passacaglii, jakby wspomnienia tej z I Koncertu skrzypcowego, o parę lat wcześniejszego. A w Preludium E-dur nagle usłyszałam motyw z akompaniamentu do wstrząsającej pieśni Wajnberga Der jezojmes briwełe z op. 13. Czy możliwe, że to cytat? Owszem, te pieśni powstały w 1944 r., a Preludia i fugi Szostakowicza kilka lat później. Cytat świadomy czy podświadomy?

Z fugami inna sprawa – niektóre mają zupełnie karkołomne tematy, bardzo długie, jak C-dur, D-dur, A-dur (istne kuriozum – cały oparty na jednym rozłożonym akordzie), H-dur, a już rekordowy jest fis-moll, który ma aż osiem taktów. Cała ta polifonia wokół owych tematów wydaje się trochę sztuczna. Ale budzi szacunek. Ogólnie ten cykl nie jest moim ulubionym dziełem Szostakowicza, nie wydaje mi się arcydziełem, ale właśnie pracą, która budzi bardziej szacunek niż zachwyt.

Natomiast mój zachwyt (i nie tylko mój, sądząc po natychmiastowym i długim stojaku) wzbudziło dziś wykonanie. Avdeeva grała po prostu perfekcyjnie. Zupełnie inaczej niż pierwsza wykonawczyni Tatiana Nikołajewa, bardziej subtelnie (np. przepiękna w swojej delikatności była ta fuga z tematem na jednym akordzie), ale też momentami zadziornie, wręcz brawurowo. Ta muzyka doskonale leży pianistce. Dlatego też z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg jutro.

A dlaczego tak zatytułowałam wpis? Ano, bo nie ma tu żadnego ideolo, jest czysta muzyka. Formalizm, tak właśnie…

PS. Podobno Avdeeva chciała się koniecznie dowiedzieć, jakie utwory grał Szostakowicz będąc uczestnikiem I Konkursu Chopinowskiego jako 20-latek w 1927 r. (otrzymał wówczas wyróżnienie; wypadłby zapewne lepiej, gdyby nie spotkał go pechowo atak wyrostka robaczkowego). Niestety okazało się to niemożliwe. Szkoda, też byłabym ciekawa.

Reklama