Baśnie Mendelssohna
Jakże uroczy to był wieczór w NFM w wykonaniu nowego (a częściowo starego, jeśli chodzi o skład) zespołu Johna Eliota Gardinera, The Constellation Choir & Orchestra; oczywiście pod jego batutą.
Co poniektórzy komentatorzy mogliby narzekać, że Wratislavia Cantans promuje przemocowców, bo najpierw Charles Dutoit, a teraz Gardiner. Jednak po pierwsze, każdy z tych przypadków jest inny, a po drugie każdy zasługuje na drugą szansę. Dutoit był oskarżany o molestowanie seksualne, ale choćby z powodu wieku ma już ten etap za sobą (choć świetnie się trzyma), natomiast głośna awantura, jaka miała miejsce między Gardinerem a jednym z muzyków, miała swoje drugie i trzecie dno, a artysta przeprosił za swoje zachowanie i udał się nawet na terapię. A po dzisiejszym występie widać, że kontakt między dyrygentem a zespołem jest wręcz serdeczny. Poza tym program był bardzo atrakcyjny.
Mendelssohna naturalnie kojarzy się ze Snem nocy letniej, genialną uwerturę napisał mając 17 lat (słuchając jej na instrumentach historycznych jeszcze lepiej słyszymy, jaka jest genialna), a po kilkunastu latach, na zamówienie króla Prus, dopisał muzykę teatralną do tej sztuki Szekspira. Jednak jeśli się ją grywa, to zwykle w formie instrumentalnej suity, czasem z chórem. Tymczasem Gardiner postanowił umieścić tę muzykę dokładnie tam, gdzie była przeznaczona, czyli w kontekście tekstu Szekspira, czasem mówionego, czasem recytowanego. Oczywiście nie jest to cały spektakl Snu nocy letniej, lecz trochę smacznych fragmentów symbolicznie układających się w logiczną całość trwającą około godziny. Soliści byli członkami chóru; rzecz była półinscenizowana, a dokładniej półkostiumowa, skrząca się humorem. Przednia zabawa. Muzyka, poza dopisanymi (i znanymi z wykonań instrumentalnych) Scherzem, Nokturnem czy Marszem weselnym oraz wieloma nawiązaniami do uwertury, zawiera np. taki fragment, który mógłby już napisać Mahler.
Kantata Die erste Walpurgisnacht op. 60 to już poważniejsza sprawa. I tu podstawą była twórczość wielkiego dramaturga, tym razem Goethego. Rzecz opowiada o domniemanych „sabatach czarownic”, które rzekomo miały miejsce w górach Harzu, jednak w wersji, która bardziej przypomina bunt ludu przeciwko narzucaniu mu obcych obyczajów. Ów lud to poganie, narzucający to chrześcijanie, którzy tym razem są w defensywie, bojąc się diabłów (poganie się przebierają, by odstraszyć swoich wrogów). Mocna rzecz, zwłaszcza w kontekście dość świeżego chrześcijaństwa kompozytora, który został ochrzczony jako dziecko i choć jakoś identyfikował się z protestantyzmem, o czym mówi wiele jego dzieł, to chyba jednak nie do końca…
Ta baśń jest więc bardzo serio, jest wręcz wywrotowa, a kończy się tak podniośle, że nie sposób było nie zerwać się na stojaka. Oczywiście nie bisowano, bo jak bisować po takich dziełach, ale był to prawdziwy triumf. Gardiner jest w świetnej formie, trzyma się prosto jak struna; w pierwszej części dostawiono mu stołek, z którego właściwie nie korzystał i podczas drugiej, krótszej części już go nie było.
I tak skończyła się dla mnie jubileuszowa Wratislavia – jutro wyjeżdżam. Pociąg jedzie długo, ale mam nadzieję zdążyć na piątą już Domówkę u Mietka.
Komentarze
Byłem rozczarowany brakiem precyzji intonacyjnej (nawet kotły nie stroiły!), niestopliwym brzmieniem (już od pierwszego akordu Uwertury) i częstymi kiksami orkiestry (blacha). To zespół znacznie słabszy niż English Baroque Soloists czy Orchestre Revolutionnaire et Romantique. Ale tamte zespoły przez lata wypracowywały brzmienie, a Maestro stawiał im (jak widać/słychać) znacznie wyższe wymagania.
OT: Zagapiłam się i nie kupiłam biletu na jutrzejszy koncert https://www.studianagran.com.pl/artykul/3567639 Może ktoś ma zbędny?
Mój adres nowowiejska [małpa] gmail.com
Nie zgodzę się z muzonem, że było aż tak źle, a pierwszy akord aż zadziwił mnie precyzją (później rzeczywiście nie było idealnie, ale tym bardziej „po ludzku”). Trzeba wziąć pod uwagę, że ten zespół istnieje od grudnia i nie miał jeszcze szans wypracować takiego poziomu, i nawet nie tylko o wymagania tu chodzi, po prostu o czas wspólnej pracy. Podobno przez radio robiło to jeszcze lepsze wrażenie.
Nieczysto to znaczy bardziej po ludzku?