Po pierwszym etapie

I znowu trzeba powtórzyć: konkurs jest loterią. Nigdy wszystkich się nie zadowoli i zawsze pojawią się jakieś niemiłe zaskoczenia. A jeszcze trudniej jest, gdy poziom jest wysoki.

A poziom tegorocznego konkursu jest naprawdę niesamowity. Kolejno wychodzili na estradę FN pianiści (i pianistki, tych niestety dużo mniej) sprawni, utalentowani, świetnie przygotowani. Już dawno skończyły się czasy, gdy wielu przyjeżdżało tylko po to, by wpisać sobie obecność na konkursie do CV, a gdy przypadkiem ktoś z nich przeszedł dalej, okazywało się potem, że nie doćwiczył repertuaru. Nie mówiąc o tym, że dziś już sama obecność na konkursie niczego w CV nie znaczy. Więcej ludzi, większa konkurencja. Tu sztuczna inteligencja nie będzie miała nic do powiedzenia – owszem, będzie się ją zatrudniać przy muzycznych pracach użytkowych, ale artyzm jednak pozostanie przy żywym człowieku. Przynajmniej taką mamy nadzieję.

W czterdziestce, która będzie grała dalej, proporcje pozostają podobne jak w I etapie: najwięcej Chińczyków (13), Japończyków (5) trochę więcej niż Polaków (4). Przeszła dalej większość moich faworytów. Szkoda mi oczywiście kilku osób: przede wszystkim Mateusza Dubiela (o którym jednak tu wcześniej wspominałam, że trochę brakuje mu dźwięku; okrzepnie jeszcze, jest młody i wszystko przed nim), ale też Ziye Tao – wykrakałam z tą klątwą pierwszego – czy Hanyuana Zhu i Yu-Ang Fana. Odpadł Tiankun Ma – bechstein przyniósł mu chyba pecha. Jeszcze parę osób mogłabym wymienić. Z drugiej strony trochę się dziwię niektórym nazwiskom, które się w II etapie znalazły, no, ale przecież potem są kolejne etapy i lista znów się skróci.

Jednak trzeba na koniec powiedzieć, że pozostało na placu boju wiele znakomitych osobowości, a walka będzie pasjonująca. Tak się bojowo wyrażam, ale przecież chodzi o to, kto zagra piękniej. Nie tyle o sport, co o sztukę. Od czwartku grają dalej.

Reklama