Bacewicz, Bacevičius

Utalentowane kompozytorskie rodzeństwo, tak bardzo różne. W ramach Eufonii na dzisiejszym recitalu pianisty japońskiego Yusuke Ishii na Zamku Królewskim słuchaliśmy muzyki obydwojga, ale także Szymanowskiego.

Artysta nagrał dwa lata temu album (w formie cyfrowej oraz winylu) z twórczością fortepianową Bacevičiusa. Od paru lat mieszka na Litwie i zajmuje się tamtejszą muzyką. My mamy w tej dziedzinie ogromne zaległości: nawet Grażyny słuchamy zbyt mało, ale o muzyce jej rodzonego w końcu brata nie wiemy praktycznie nic. Nie był on łatwą postacią i nie miał łatwego życia. Można o tym poczytać w ciekawym tekście nieodżałowanego Krzysztofa Droby (który również tutaj opisuje swoje poszukiwania w tej materii), więc polecę te teksty i nie będę się na temat życiorysów i sytuacji rodzinnej Bacewiczów rozpisywać. Powiem tylko, że powinniśmy pamiętać, że Vytautas/Witold jednak był w połowie – po matce – Polakiem. Ale też, że Grażyna była po ojcu Litwinką.

Vytautasa pianista skonfrontował oczywiście z Grażyną, ale w niewielkim stopniu: wykonał jej Trzy groteski z 1935 r. To uroczy, młodzieńczy jeszcze utwór napisany w tym samym roku, w którym artystka zdobyła wyróżnienie na Konkursie im. Wieniawskiego (po latach z jej opowiadania można było się dowiedzieć, że nie wypadła wówczas najlepiej, ponieważ w dzień występu ją okradziono). Jak dla mnie w interpretacji Ishii było trochę zbyt mało charakterystycznej dla kompozytorki zadziorności, ale i tak można było obserwować różnicę stylistyczną między nią i bratem, świadectwo, co każde z nich pociągało: na rozpoczęcie recitalu zabrzmiał młodzieńczy Poemat mistyczny Vytautasa (1927), zupełnie skriabinowski. Tymczasem młodsze o kilka lat dziełko Grażyny jest neoklasyczne, francuskie z ducha (powstało po studiach u Nadii Boulanger).

Rodzeństwo miało więc zupełnie inne punkty wyjścia. Yusuke Ishii grał też utwory Vytautasa z 1937 r. (Medytacja), 1956 r. (Suita nr 3), 1963 r. (Siódme słowo) i 1966 r. (Trois pensées musicales). Jego próby stworzenia „muzyki kosmicznej” każą myśleć o tym, że i pod tym względem kompozytor poszedł śladami Skriabina. Ale nie bez kozery pianista niemal na początku umieścił dwie części Masek Szymanowskiego: Szeherezadę i Błazna Tantrisa. Nawiasem mówiąc, u Szymanowskiego brakło mi z kolei tego szczególnego odcienia zmysłowości, który nadaje tu koloryt; Ishii jest pianistą bardzo sprawnym, ale dość chłodnym w ekspresji. Co w tym programie robiły Maski? Ano to, że późniejsze utwory Bacevičiusa niespodziewanie mają z nimi całkiem niemało wspólnego.

A na deser, czyli na bis była znów urocza miniaturka Grażyny: Kołysanka z Suity dziecięcej.

Reklama