Jubileusz „Ruchu Muzycznego”

Mam poczucie, że „Ruchów” było kilka, nie licząc tego przedwojennego. Ten ze Stefanem Kisielewskim jako naczelnym, ten pod Zygmuntem Mycielskim, a później Ludwikiem Erhardtem, po okresie zawieszenia ten z Tomaszem Cyzem, a dziś ten pod PWM.

Ja oczywiście identyfikuję się z tym drugim w późniejszej fazie, czyli pod Erhardtem. Wówczas pisywałam tam dość dużo i w ogóle kształtowałam się jako autorka. Najwięcej tam się nauczyłam i choć nigdy nie byłam członkinią tej redakcji, czułam się z nią związana mentalnie i towarzysko. Były to czasy, gdy redakcja, jej część pisząca, składała się wyłącznie z wybitnych fachowców-muzykologów. Ja czułam się więc wówczas żółtodziobem, ale zaaklimatyzowałam się w końcu i „Ruch” stał się moim miejscem – póki nie przyszły nowe czasy i znalazłam się w innym miejscu.

Nie pamiętam jako autorka czasów Mycielskiego, a tym bardziej Kisielewskiego, choć znałam obu panów. Z Kisielem się lubiliśmy, z Mycielem kłanialiśmy się sobie z daleka. Jak ostatnio wspomniałam, zdarzyło mi się napisać referat o symfoniach Mycielskiego i wygłosić go przed nim na konferencji w Związku Kompozytorów Polskich; słuchał tylko i nie powiedział nic, więc mam nadzieję, że dużych nonsensów w tym nie było.

Ogólnie obaj panowie byli jednak bardziej ludźmi słowa niż muzyki, choć bardzo chcieli być doceniani jako kompozytorzy. Te symfonie Mycielskiego, o których pisałam, rzeczywiście mnie zaciekawiły. Natomiast z pieśniami już było różnie. Co zaś do Kisiela, jego utwory wywołują uśmiech i to już jest coś, ale jego najważniejszą cechą i w muzyce, i w pisaniu była przekora (jego poglądy gospodarcze bywały dziwne).

Możemy teraz uzupełnić swoją wiedzę na temat pieśni Mycielskiego – wydawnictwo Anaklasis wydało właśnie ich komplet w albumie dwupłytowym. Jedną płytę wypełniają pieśni na głos żeński w wykonaniu Joanny Freszel, drugą – te na głos męski w wykonaniu Tomasza Koniecznego i Lecha Napierały. Ci sami artyści wystąpili właśnie dziś w Studiu im. Lutosławskiego na koncercie z okazji 80-lecia „Ruchu Muzycznego” (pierwszy numer ukazał się w październiku 1945 r.), ale program mieli bardziej zróżnicowany: znalazły się w nim zarówno dzieła dwóch pierwszych naczelnych, jak i ich wielkich muzycznych przodków – Fryderyka Chopina i Karola Szymanowskiego.

Joanna Freszel zaczęła i zakończyła figlarnym Chopinem – Życzeniem i Piosnką litewską (w której wdzięcznie odgrywała role matki i córki). Reszta programu była również pogodna i żartobliwa. Pięć pieśni weselnych Mycielskiego (1934) do słów Brunona Jasieńskiego były zaśpiewane wręcz zalotnie, trzy z Siedmiu pieśni Kisielewskiego do słów Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (1952-54) i pięć z cyklu Rymy dziecięce Szymanowskiego do słów Kazimiery Iłłakowiczówny (1922-23) również miały dużo uroku.

Występ Tomasza Koniecznego był poważniejszy, bo i tematyka taka. Najpierw blok dzieł Mycielskiego z lat 40., jeszcze przed socrealizmem: Wolność do słów Aleksandra Puszkina i cykl Ocalenie do słów Czesława Miłosza (można się domyślić, że ten ostatni był przez dłuższy czas na indeksie). Do tego Sześć pieśni op. 2 Szymanowskiego do słów Kazimierza Przerwy-Tetmajera, młodzieńcze (1900-1902) dzieło górne i chmurne, stylistycznie plasujące się w okolicach Rachmaninowa. Wreszcie, żeby nie było tak całkiem ponuro, parę pogodnych pieśni Kisielewskiego, znów do tekstów Gałczyńskiego.

Później była lampeczka – i tak obeszliśmy ten jubileusz śpiewająco.

Reklama