Dudi w operze

Nieraz w niej bywał z żoną Magdą, ale tylko jako publiczność; choć robił plakaty teatralne, nie zrobił nigdy dla TWON. Za to teraz ma wystawę w Galerii Opera, w 80. urodziny, ale niestety 3 lata po śmierci.

Kiedy ktoś zdobywa popularność jako rysownik, ilustrator, satyryk, bywa niedoceniany w innych dziedzinach, jeśli je uprawia. Andrzej Dudziński jednym kojarzy się z Ptakiem Dudim ze „Szpilek” z lat 70., innym z późniejszym o kilkanaście lat Pokrakiem z „Tygodnika Powszechnego” – to byli najważniejsi bohaterowie jego rysunków. Co więcej, komentarze czy dialogi, jakimi były te rysunki opatrywane, to osobny rozdział; wiele tych tekścików jest wciąż zdumiewająco aktualnych. Wystawa oczywiście pokazuje oba stwory, ale też wiele innych aspektów twórczości Dudzińskiego, wynikających z jego nieokiełznanej wyobraźni. Był też po prostu świetnym malarzem, opowiadającym swoimi obrazami surrealistyczne historie. Zresztą na wystawie są nie tylko jego obrazy, ale też abstrakcyjne asemblaże czy malunki na kopertach po korespondencji, która do niego przychodziła.

Twórczość nie jest pokazana chronologicznie; pierwsza sala poświęcona jest szczególnie ważnej części jego życiorysu, jaką był pobyt w Stanach i współpraca z „New York Timesem”. Ściany są wytapetowane reprodukcjami stron owej gazety (współpracował też z innymi z amerykańskiej czołówki) z jego ilustracjami, są też autentyczne litografie, które były podstawą tych ilustracji. To naprawdę świetna sprawa, bo w Polsce tego wówczas z oczywistych względów nie znaliśmy.

Inne, co jest szczególnie piękne na tej wystawie, to cykl haiku do poezji Czesława Miłosza. To prawdziwe malarskie haiku, absolutnie oszczędne, sprowadzone do znaku graficznego, trafne.

Mam i ja swoje sprawy z Ptakiem Dudim, o których teraz parę słów. Latem 1975 r. z niedawno powstałym chórem Ars Antiqua (ciekawostka: filarem altów była wówczas Jadwiga Rappé) spędzałam wakacje na pamiętnym festiwalu FAMA w Świnoujściu, który choć był organizowany przez Alma Art, przybudówkę Socjalistycznego Związku Studentów Polskich, był dosyć wywrotowy (nawet został potem na kilka lat zawieszony). Naszym zadaniem był udział w finałowym kabaretonie, opartym na opowieści o – najkrócej mówiąc – walce Dobra ze Złem.  Zło symbolizowane było przez nasze złowrogie mruczenie „zym zym zym”, co było aluzją do ówczesnego prezentera Dziennika Telewizyjnego Wojciecha Zymsa, przedstawionego tam jako Człowiek w Ciemnych Okularach – aż trudno uwierzyć, że było to 6 lat przed stanem wojennym Jaruzelskiego. Symbolem Dobra był Ptak Dudi, który ratował bohaterów – członków Salonu Niezależnych (wykonali oni na potrzebę kabaretonu film Misja, który można zobaczyć tutaj i tutaj; jest w nim fragment autentycznego DTV z Wojciechem Zymsem). O Ptaku Dudim śpiewaliśmy radosną pieśń (nie pamiętam, kto napisał muzykę), która zaczynała się tak: „Dudi, Dudi, Dudi, śmieszny Dudi/Dudi, Dudi, Dudi, miły Dudi/Niech na fujarce nam gra,/Dudidi dudidi dudi da”. Nie muszę dodawać, że rzecz kończyła się happy endem.

Kiedy po latach zetknęłam się z autorem Ptaszyska osobiście, opowiedziałam mu, że brałam w tym udział – ucieszył się. A po tamtych czasach została mi pamiątka – festiwalowa przypinka z Dudim w trampkach i z prezerwatywą zwisającą mu smętnie z ogromnego dzioba.

Tutaj można pooglądać trochę twórczości Dudzińskiego – nie za dużo, ale daje obraz.

Reklama