Dwoje Paszportowców

Po raz pierwszy, na scenie Ogrodów Muzycznych, wystąpili wspólnie Artur Ruciński, śpiewak uznany, i Gabriela Legun, wschodząca gwiazda. Łączy ich – poza pięknym śpiewem – to, że oboje są laureatami Paszportów „Polityki”.

Sopranistka to laureatka najnowsza; baryton otrzymał naszą nagrodę 16 lat wcześniej, a ówczesną uroczystość pamięta wielu redakcyjnych kolegów, ponieważ pan Artur był jedynym, który przy tej okazji… zaśpiewał. Uzasadnienie przyznania Paszportu było takie: „…za konsekwentne budowanie kariery w Polsce i podnoszenie poziomu spektakli na naszych scenach operowych”. W wywiadzie wówczas artysta powiedział, że nie ma jakiegoś szczególnego parcia na zagranicę, choć „jeśli to się wydarzy, będę się cieszył, bo chciałbym pracować z wybitnymi dyrygentami i reżyserami”. I ostatecznie tak się stało, jego kariera wyszła w świat, na najlepsze sceny, a w Polsce bywa gościem. Ale za to zawsze to jest święto – nawet w tak niesprzyjających warunkach, jak namiot z nagłośnieniem na dziedzińcu Zamku Królewskiego.

Zawsze słyszało się w jego interpretacjach pewną dojrzałość, teraz jest jeszcze wzbogacona szerokim doświadczeniem. Jego głos jest świetnie umiejscowiony i postawiony, ze znakomitą emisją. Także jako osobowość sceniczna Ruciński jest bardzo wyrazisty, buduje postać również teatralnymi środkami.

Gabriela Legun to inny przypadek: żywioł. Głos ma po prostu przepiękny, natura była tu bardzo szczodra. Artystka w mniejszym stopniu używa aktorstwa, jakby chciała udowodnić, że treść roli zawarta jest już w samej muzyce – i przecież rzeczywiście w dużym stopniu tak jest. A już zwłaszcza w jej wykonaniu: słuchając jej Rusałki czy Desdemony człowiek po prostu się wzrusza i nawet się nie zastanawia nad tym. Jej śpiew jest absolutnie naturalny i to jest jego dodatkowe piękno.

Choć są tak kontrastowi, świetnie wypadali w duetach. Bardzo adekwatni byli w swoich rolach w wielkiej scenie Violetty i Germonta z II aktu Traviaty, a także w duecie Mimi i Marcella z II aktu Cyganerii. Wesołym akcentem na koniec był duet Là ci darem la mano, i to mimo iż Gabriela Legun nie jest typem Zerliny, ale i tak włożyła w swoją interpretację mnóstwo wdzięku. Najsłabszym ogniwem koncertu był niestety pianista Marek Ruszczyński, choć ustosunkowany; zwłaszcza uwertura do Mocy przeznaczenia i aria Una furtiva lagrima zawierały mnóstwo „sąsiadów”. No, ale trudno.

Pani Gabriela w najbliższych miesiącach zmienia plany (np. nie zaśpiewa na Wratislavii ani na kontrakcie w Hamburgu), bo na wrzesień spodziewane jest rozwiązanie; już ogłoszono, że będzie synek. Powiedziała mi jednak, że planuje wrócić do roboty jak najszybciej będzie mogła – już w grudniu zamierza śpiewać w Operze Narodowej Paminę, a w styczniu także Mimi – wymiennie z Aleksandrą Kurzak. Za wszystko trzymamy kciuki.

Reklama