Pasja po chorwacku
Wróciłam na Eufonie na ostatnie dwa koncerty. Bardzo wyrywkowo chodziłam na festiwal w tym roku, ale za dużo naraz się dzieje.
Dziś w FN zagościły Chór i Orkiestra Radia i Telewizji Chorwackiej pod batutą Tomislava Fačiniego, z Chorwacji również pochodzili wszyscy – naprawdę dobrzy – soliści. Jednak mimo chorwackiego również w większości programu koncert zatytułowano Fratres – od znanego utworu Arvo Pärta. Dziś zabrzmiał on w wersji z solową wiolonczelą, smyczkami i instrumentami perkusyjnymi – wolę tę najczystszą, pierwotną wersję na orkiestrę kameralną: smyczki i clavesy, która opiera się na prostej zasadzie i nie jest zakłócana przez dodatkowe pasaże solisty, ale za to w tej wersji mogła się wykazać wiolonczelistka, Lana-Lucija Horvatić, która miała też istotne zadanie w drugiej części koncertu. Potem Salve Regina – o ile Fratres są jeszcze sprzed stylu tintinnabuli, który w tym czasie dopiero się krystalizował, to ten drugi utwór powstał już po nim, pochodzi z 2011 r. i jest o wiele prostszy; osobiście dzieła z tego późniejszego okresu mniej mnie ciekawią. Trzeba jednak podkreślić, że świetny był występujący dziś chór, który jeszcze przed utworami Pärta pokazał się w Dona nobis pacem Frano Paracia, wezwaniem do pokoju w stylu nowego romantyzmu, pochodzącym z 1993 r., czyli z czasu wojny w byłej Jugosławii.
Drugą część wypełniła Pasja Berislava Šipuša (rocznik 1958), pochodząca sprzed 5 lat. Bardzo interesujący pomysł na aparat wykonawczy: chór z przodu, rozstawiony szeroko na estradzie, za nim kwartet solistów śpiewaków (Monika Cerovčec, Martina Gojčeta Silić, Roko Radovan i Marko Špehar), wiolonczela solo i dwie harfy, a z tyłu rozbudowana perkusja (5 muzyków). Do tego narrator (Sreten Mokrović) stojący z boku balkonu, już nad sceną. Ciekawa była też koncepcja tekstu: mimo że tytuły poszczególnych części (wszystkie grane bezpośrednio po sobie) nawiązują wręcz do tematyki pasyjnej, to kompozytor nie użył tu tekstów ewangelicznych, lecz poezje Vesny Krmpotić, Seada Alicia, Antuna Branko Simicia, Jure Kaštelana, Vlado Gotovaca. Wiersze, które niekoniecznie musiały się z założenia wiązać z pasyjnością, ale zostały bardzo adekwatnie dobrane. Pomiędzy nimi, co jakiś czas, chór ma wejścia trochę jakby przypominającą turbę z Pasji Pendereckiego, na sylabach bez znaczenia, nazwane „język wieży Babel”. Tak też jest na początku, kolejne wejście chóru jest raczej jak z Góreckiego, ale im dalej, tym bardziej stylistyka się zmienia. Bardzo sugestywne nastroje, czasem kontemplacyjne, czasem dramatyczne (tu duża rola perkusji), ale na sam koniec harmonia się rozświetla trochę na modłę Messiaena. Po tej porcji uduchowienia cała sala wstała. Rzeczywiście robiło to wrażenie, przede wszystkim przez swoją szczerość.