Dwie opowieści: angielska i rosyjska
A ta rosyjska to właściwie też angielska (symbolista Konstantin Balmont według Edgara Allana Poe, choć nie całkiem), ale muzyka Rosjanina, czyli Rachmaninowa.
Vasily Petrenko, szef muzyczny Royal Philharmonic Orchestra, wbrew temu, co napisano w programie, nie po raz pierwszy stanął na estradzie Filharmonii Narodowej, choć pierwszy raz przed miejscową orkiestrą. 10 lat temu w ramach Festiwalu Beethovenowskiego zadyrygował Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej, a trzy lata temu na Chopiejach – swoją londyńską orkiestrą; wówczas wspomniałam, jaki ma stosunek do swojego kraju urodzenia, nic się pod tym względem nie zmieniło. Ma on zresztą korzenie ukraińskie i krewnych tamże.
W Wielkiej Brytanii jest ogromnie ceniony, bo jest fantastycznym muzykiem – i on też docenia swój obecny kraj zamieszkania i jego kulturę, co widać było po dzisiejszym programie. Ralph Vaughan Williams i Siergiej Rachmaninow byli niemal równolatkami: pierwszy z nich urodził się w 1872 r., drugi był o rok młodszy. Ich dzieła opowiadają barwne historie z rozmachem, epickością, choć każde oczywiście trochę inaczej. II Symfonia Londyńska Vaughana Williamsa nie jest symfonią o Londynie, choć w finale w pewnym momencie pojawia się sygnał Big Bena (w harfie!), ale dość abstrakcyjną historią o zmiennych nastrojach, opisaną w wysmakowanej instrumentacji. Kantata Dzwony Rachmaninowa również jest zinstrumentowana w sposób niezwykły, a nastrój zagęszcza się stopniowo, od pierwszych dzwonków u sań po ostatni dzwon pogrzebowy, z kulminacją w trzecim, wojennym odcinku.
Dzwony Balmonta różnią się od Dzwonów Poego. Różnic jest wiele, ale właśnie odmienność nastrojów jest poruszająca. W oryginale jest wiele powtórzeń pojedynczych słów, imitujących dźwięk dzwonów. Po rosyjsku nie bardzo można to oddać (choć też powtórzenia są), bo porównajmy słowa bells i kołokoła. U Poego sekwencja dzwonowa (bells, bells, bells) pojawia się w każdej części. U Balmonta pierwsza część jest rozbudowana z dodanym refleksyjnym cieniem, druga także, w trzeciej jest mowa o wojnie (u Poego to nie pada), a w finale o pogrzebie, o którym u Poego także się nie mówi. Jest to więc tekst z większym ładunkiem tragizmu, co jest fantastycznie oddane w muzyce, zwłaszcza w przerażającej III części.
Z Petrenką przyjechali znakomici soliści: sopranistka estońska Mirjam Mesak i dwaj śpiewacy ukraińscy: tenor Dmytro Popov i baryton Andrii Kymach – wszyscy z sukcesami na rynkach światowych, bardzo ekspresyjni. Chór FN był świetny jak zawsze, a orkiestra – dawno jej w takiej formie nie słyszałam. Ile jednak znaczy wybitny dyrygent.