Epidemia domowej edukacji

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

W poprzednim roku szkolnym dwoje uczniów zdecydowało się na edukację domową, w tym chcieliby wszyscy, ale na szczęście rodzice się nie zgadzają. Parę osób jednak złożyło wnioski i czeka na decyzję dyrekcji.

To tylko formalność, gdyż uczeń ma prawo realizować obowiązek szkolny w domu. Gdy tylko dostanie zgodę, wtedy może przychodzić na te lekcje, na które chce i kiedy chce. Może nie przychodzić wcale, a może też bywać bardzo często. Jego wolna wola. Nic dziwnego, że wszyscy chcieliby mieć takie prawo.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Żałoba w kabarecie

Dotąd rozśmieszała Polskę, teraz ją zasmuciła. Joanna Kołaczkowska była jasnym punktem sceny kabaretowej bazującej na inteligentnym humorze. Ta era już powoli zmierzcha.

Aleksandra Żelazińska

Niestety, jest też ciemna strona edukacji domowej. Na koniec roku trzeba z przedmiotów obowiązkowych zdać egzaminy klasyfikacyjne. W zeszłym roku wspomniani wyżej uczniowie poradzili sobie wyśmienicie, były nawet szóstki, więc teraz każdy chciałby mieć podobnie: nie chodzić na lekcje, a dostać świadectwo z piątkami i szóstkami.

No cóż, ostrzegałem koleżanki i kolegów, że wysokimi ocenami kręcimy bicz sami na siebie. Trzeba było zawiesić poprzeczkę wymagań dużo wyżej, a wybilibyśmy uczniom edukację domową z głowy i każdy karnie chodziłby na lekcje (info o domowym nauczaniu tutaj).

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj
Reklama