Nadmuchiwanie szkół

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

MEN chce łączyć przedszkola z podstawówkami, a gimnazja z liceami. Podobno ma od tego przybyć miejsc pracy, gdyż dyrekcja zespołu kilku placówek mogłaby przerzucać nauczycieli z jednego miejsca w drugie i w ten sposób zapewniać im etaty.

Pierwsze słyszę, aby łączenie dwóch instytucji dawało dodatkowe miejsca pracy. Gdyby tak było, już dawno połączylibyśmy się w jeden totalny organizm i w ten sposób rozwiązalibyśmy problem bezrobocia. Niestety, po połączeniu dzieje się odwrotnie – miejsc pracy ubywa, a ludzi się zwalnia. Owszem, ci pracownicy, którzy zostaną, będą mieć więcej zadań do wykonania. A zatem pracy przybędzie, ale etatów ubędzie.

Jeśli w dwóch szkołach mamy obecnie dwóch dyrektorów i dwóch zastępców, to po połączeniu co najmniej jedną osobę można będzie zwolnić. Superdyrektor na obie połączone placówki i jego dwóch zastępców (po jednym na każdą) w zupełności wystarczą. Tak samo można będzie przerzedzić administrację (po co dwie księgowe?), personel sprzątający (po co tyle woźnych?), a w końcu także nauczycieli. Potem można będzie jeden budynek opróżnić, bo przecież jak się dobrze upchnie, to wszyscy zmieszczą się razem. I do tego właśnie zmierza MEN – chce zniszczyć struktury małych szkół, a powołać kombinaty.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Lato zaczyna się w maju

Polacy zakochali się w zagranicznym wypoczynku. W tym roku biura podróży spodziewają się rekordowego ruchu. Majówka jest tego dobrym zwiastunem.

Adam Grzeszak

Totalizacja szkół nie zabezpieczy ani miejsc pracy, ani nie poprawi jakości edukacji. Na pewno zaś da korzyść w postaci oszczędności. I o to w pomyśle rządu chodzi – aby mniej wydawać na edukację obywateli. W ten sposób, czyli w grupach, funkcjonują placówki prywatne, bo taki system daje wymierne korzyści finasowe dla właścicieli. Pracowałem jakiś czas temu w prywatnym liceum. Gdy tylko bieda zajrzała nam w oczy, prezes dołączył do liceum gimnazjum. Finanse szkoły się poprawiły, ale jakość edukacji spadła na łeb na szuję, chociaż przez pewien czas mieliśmy złudzenie poprawy. A potem zespół połączonych szkół padł.

Mam wrażenie, że minister edukacji znalazła się „w ciemnym lesie, gdzie proste ścieżki są zagubione” (to Dante), dlatego wymyśla rozwiązania, które są z piekła rodem. Nie bez powodu nauczyciele mówią: „Hall to Hell”. Śmiałem się z tego, bo to przecież żart, ale teraz mam grobową minę.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj