Hołownia i zamach stanu

„Wielokrotnie proponowano mi, sugerowano, rozpytywano mnie, czy jestem gotowy przeprowadzić zamach stanu, bo do tego się to sprowadza” – powiedział w wywiadzie dla Polsat News marszałek Sejmu Szymon Hołownia. I zrobiło się piekło, że premier Tusk powinien stanąć przed Trybunałem Stanu za planowanie zbrodni zamachu, a Hołownia przed prokuratorem za niezawiadomienie o przestępstwie. To z jednej strony. Z drugiej zaś, że Hołownia jest zdrajcą własnej koalicji.

Chodzi o to, że sugerowano mu, by nie zaprzysięgał Karola Nawrockiego pod pretekstem niepewności co do wyniku wyborów prezydenckich i nieważności orzeczenia o ważności wyborów przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej SN.

Nagłe wzmożenie w sprawie słów Hołowni to czysta hipokryzja. To, że był sondowany w tej sprawie w ramach koalicji, było powszechnie wiadome. Wezwania rozpoczął Roman Giertych, poseł KO. Internet pełen był takich sugestii, wezwań, żądań, moralnych szantaży. Nacisk na Hołownię był olbrzymi. Teraz ci, co naciskali, oburzają się na słowa o naciskach.

Co nowego powiedział Hołownia o kulisach tych sugestii w ramach władz koalicji rządzącej? „To było testowanie, co ja zrobię. Mieliśmy też na ten temat rozmowę w gronie liderów i kiedy (…) padło ze strony premiera Donalda Tuska takie pytanie – no to panowie, pojawiają się takie głosy, co robimy? – chcę powiedzieć, że ja miałem jednolite zdanie z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Włodzimierzem Czarzastym”. 

A więc nie wymuszanie, nie przestępcza zmowa, a pytanie premiera: „panowie, co robimy, bo pojawiają się głosy”. Dalej w wywiadzie Hołownia mówi, że premier do tematu niezaprzysiężania Nawrockiego nie wrócił. Hołownia użył słowa „zamach stanu”, dodając zaraz, że nie w sensie prawnym”. Wyjaśnił swoje stanowisko: wybory prezydenckie objęte są domniemaniem ważności, dopóki to domniemanie nie zostanie obalone przez Sąd Najwyższy. Tak stanowi Konstytucja. W tym wypadku Sąd Najwyższy domniemania nie obalił, więc powinnością marszałka jest zaprzysiąc zwycięzcę wyborów. W domyśle: gdyby nie dopełnił tej powinności, mógłby w przyszłości odpowiadać za zamach stanu przed Trybunałem Stanu.

I to fakt: mógłby. A także przed sądem powszechnym. Tym bardziej że to on, jako marszałek Sejmu, byłby beneficjentem niezaprzysiężenia Nawrockiego: w tej sytuacji to on pełniłby obowiązki prezydenta.

Tego już nie powiedział, ale warto dodać, że jedyna sytuacja, gdy powstałby prawny problem z decyzją, co dalej z wyborami prezydenckimi, byłaby wtedy, gdyby nieuznawana prawnie Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN orzekła o nieważności wyboru. Wówczas logiczną konsekwencją jej nieuznawania byłoby nieuznanie tego orzeczenia i zaprzysiężenie Karola Nawrockiego na podstawie wyników wyborów podanych przez niekwestionowaną Państwową Komisję Wyborczą. Ewentualnie, gdyby pogłoski o sfałszowaniu wyniku wyborów zostały uprawdopodobnione przez prokuraturę, marszałek mógłby odmówić zwołania Zgromadzenia Narodowego dla zaprzysiężenia Nawrockiego na prezydenta i jako pełniący obowiązki prezydenta zarządzić nowe wybory prezydenckie. Ale prokuratura właśnie wydała komunikat, że po zbadaniu kart do głosowania w 250 wytypowanych w wyniku ekspertyz biegłych obwodowych komisjach wyborczych stwierdzono nieprawidłowości w 84 z nich (34 proc.). Dotyczyły rozmaitych uchybień, w tym przeliczeń na niekorzyść obu z kandydatów i liczby „pojedynczych” – jak podała prokuratura – głosów nieważnych. „Z oględzin kart do głosowania wynika, że w 250 sprawdzonych komisjach Karol Nawrocki otrzymał łącznie 48 473 głosy, zaś Rafał Trzaskowski 43 709 głosów. Tymczasem zgodnie z protokołami wyborczymi Karol Nawrocki miał otrzymać 50 011 głosów, a Rafał Trzaskowski 42 168 głosów”napisała w komunikacie Prokuratura Krajowa.

A więc nie ma podstawy twierdzić, że Nawrocki nie wygrał wyborów. Nie ma podstawy do niezaprzysiężenia go i robienia nowych wyborów. A słowa Hołowni w Polsacie nie dają podstawy do twierdzenia, że premier czy rządząca koalicja planowała zamach stanu. Ani że Hołownia powinien był donieść do prokuratury o takim podejrzeniu.

Szymon Hołownia postanowił wypełnić swój konstytucyjny obowiązek, by – jak powiedział w wywiadzie – „uniknąć rozpadu państwa”. I we własnym, dobrze pojętym interesie – by nie narazić się na odpowiedzialność karną czy konstytucyjną.

A wielu z tych, którzy w internecie nawołują do postawienia mu zarzutu niezawiadomienia o przestępstwie, gdyby tak się stało, mogłoby zasiąść na ławie oskarżonych za publicznie nawoływanie do popełnienia przestępstwa lub jego pochwalanie.

Reklama