Duet doskonały

Théotime Langlois de Swarte i Justin Taylor dali pokaz fantastycznego muzykowania w świdnickim Kościele Pokoju.

Dotarłam na Festiwal Bachowski dopiero trzeciego dnia, więc ominęły mnie Wariacje goldbergowskie w wykonaniu Jeana Rondeau oraz występ jego zespołu Nevermind – trochę żałuję, ciekawa byłabym porównania, bo słyszałam tych muzyków po raz pierwszy dekadę temu, zaproszonych przez Cezarego Zycha, gdy jeszcze mało kto ich znał. Teraz Rondeau to gwiazdor. A dzisiejsi wykonawcy, też już gwiazdorzy, są z tego samego pokolenia: Justin Taylor jest o rok, a Théotime Langlois de Swarte – o cztery lata młodszy od Rondeau.

Oni również występowali już nieraz w Polsce: na Misteriach Paschaliach (klawesynista, pierwszy raz w 2017 r.), w NFM (skrzypek), a także na ostatnim Actus Humanus Nativitas (obaj, ze swoim zespołem Le Consort, z którym wystąpią też jutro). I mogę właściwie powtórzyć słowa z grudnia: „Tyle frajdy, luzu i młodzieńczej energii wnieśli, że aż przyjemnie było słuchać”. Ale też dodać coś więcej: między dwójką muzyków było też idealne porozumienie i wsłuchiwanie się w siebie nawzajem. A przy tym jeszcze wirtuozeria i ogromne poczucie humoru, także w opracowaniach (zwłaszcza przezabawna autorska wersja Les Sauvages z Les Indes galantes, zagrana na pierwszy z trzech bisów – tytułowym dzikusom by się przy tym nogi poplątały).

Jednak było nie tylko wesoło: program poświęcony był w większości dziełom braci Francoeur, François i Louisa. Obaj pisali muzykę bardzo emocjonalną, zwłaszcza ten pierwszy, który tworzył również opery, a muzycy zagrali własny montaż ich fragmentów. Choć to oni byli głównymi bohaterami programu, pojawiły się też pojedyncze dzieła François Couperina, Henry’ego Ecclesa, a nawet Music for a while Purcella i na finał La folia Corellego – wydawałoby się kolaż, ale świetnie dobrany.

Publiczność była zachwycona. Część pojechała po tym koncercie do Zastruża, gdzie w tamtejszym kościele rozpoczął cykl wszystkich sonat Mozarta Marcin Masecki. Ja jednak zrezygnowałam – po tym koncercie nie chciało mi się już czegoś innego, a do tego jeszcze zmęczenie po podróży i, last but not least, ulewa, i to porządna. Teraz nie pada, ale obawiam się, że to nie koniec.

Reklama