Preludia, juwenilia i różne takie

Oj, dużo znów było preludiów. Kompletem op. 28 uraczyły nas w sobotę trzy osoby pod rząd, dwie osoby zagrały po 12; dodając jeszcze po szóstce od pozostałych można trochę mieć ich dość. Choć są przecież wspaniałe.

Zagranie całego cyklu nie jest takie proste, bo to zarówno 24 małe formy – każda w sobie wycyzelowana jak mały klejnocik – jak całość, łańcuch z owych klejnocików złożony. Piątkowe dwa wykonania – Adama Kałduńskiego i Davida Khrikuli – nie spełniały do końca tych wymagań. Dziś mieliśmy inną sytuację.

Nathalia Milstein po niezbyt udanym Polonezie fis-moll dała bardzo ciekawą, naturalną i graną ze swadą interpretację cyklu. Ale to był dopiero przedbieg. Bo po niej wystąpiła Yumeka Nakagawa i – po imponującym Polonezie As-dur – zagrała tak fascynująco Preludia, że aż sobie notowałam na bieżąco różne jej pomysły: wieloplanowość w Preludiach C-dur i D-dur, absolutne pianissimo w Preludium e-moll, w którym ledwie pobrzmiewający główny dwunutowy motyw staje się obsesyjny; cieniowane pięknie Preludium H-dur, aksamitne brzmienie Preludium Fis-dur; duże kontrasty w środkowej części Deszczowego (w tym dręczące wręcz pianissimo) itd. itp. Było niestety również całkiem niemało potknięć, ale mam nadzieję, że jury je jej wybaczy. Moim zdaniem powinno.

I to jeszcze nie wszystko, bo wyszedł po niej Vincent Ong – patrząc na jego minę i postawę typu „ja też wam pokażę” pomyślałam „drobny, ale bojowy” – i to się sprawdziło. Grał dokładnie to samo: Poloneza As-dur (też świetny) i Preludia. Też niezwykle ciekawe, a pomyłek nawet mniej. Wielka niespodzianka. Piotr Pawlak znalazł się później w trudnej sytuacji ze swoją dwunastką – wystarczy porównać jego dość mechaniczne Preludia C-dur czy D-dur z tymi Yumeki…

Co jeszcze uderzało tego dnia: wrócił do łask młody Chopin. To efekt jeszcze poprzedniego konkursu i zwycięstwa Bruce’a Liu, który oczarował nas Wariacjami op. 2. Ten właśnie utwór zabrzmiał dziś dwa razy: grali go Zhexiang Li i Tianyao Lyu. Ta ostatnia, stosownie do wieku, można powiedzieć, wykonała też Rondo Es-dur op. 16. Z kolei Piotr Pawlak wykonał Allegro de concert, które co prawda ma numer opusowy 46, ale zaczęło powstawać w 1831 r. (do dziś nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Chopin, taki perfekcjonista, zgodził się na opublikowanie tej – jednak – ramoty). Kolega wyraził zdumienie, że po co coś takiego grać. No jak to po co – żeby zauważono. I zauważono, bo to przecież akrobatyczny wręcz wykwit stylu brillant – publiczność aż zawyła po występie.

Za to wspomniane Wariacje w obu wypadkach zabrzmiały świetnie: oboje chińscy pianiści mają znakomitą technikę, Zhexiang Li nie ma może tyle dowcipu i charyzmy, co Bruce Liu, natomiast młodziutkiej pianistce ich nie brakowało, także we wspomnianym Rondzie. Pyszne to było. Choć trochę jak obiad złożony z paru tych samych dań – zabrakło w programie większego urozmaicenia, bo do tego jeszcze było Andante spianato i Wielki Polonez, też bliski stylowi brillant.

Dwaj młodzi Chińczycy grający na początku – obok wymienionego jeszcze Xiaoxuan Li – to „wymiatacze”, mają wspaniałą technikę i przy tym pogodę ducha, nie ma tu miejsca na jakieś melancholie i smuteczki, o dramatach nie mówiąc. Chodzi o to, żeby było przyjemnie. Aż przy Barkaroli, którą grał Xiaoxuan, pomyślałam: to czysty sybarytyzm. Tak też można, nawet jest fajnie, nie zawsze musi być wzruszenie. Nie było też wzruszenia u Erica Lu, a dramat, wpisany przecież w Sonatę b-moll, był raczej chłodny. Taka uroda tego pianisty.

Philipp Lynov niestety ciągle stremowany. Ruben Micieli – z umiarem, kulturalnie, trochę prostodusznie. Pawlak nierówny, jak w poprzednim etapie. Ale zachwyty tego dnia równoważą rozczarowania. Jedno trzeba powiedzieć: choć prof. Krzysztof Jabłoński w wypowiedzi zalinkowanej pod poprzednim wpisem mówił m.in. o tym, że prawie nikt dziś nie umie zagrać poloneza, to jednak jak dotąd znalazło się parę znakomitych wykonań, i to sztandarowego Poloneza As-dur. I nie są to wykonania polskie. Tak, ktoś nam, hihi, zabrał tego Chopina, i to już nie od dziś 😉

Reklama