Roger w Berlinie
Po raz czwarty zespoły poznańskiego Teatr Wielkiego pod batutą Jacka Kaspszyka odwiedziły Filharmonię Berlińską. Tym razem już nie ze swoim patronem Moniuszką, lecz z naszym największym arcydziełem operowym – Królem Rogerem Szymanowskiego.
Do Berlina zjechały więc tym razem tłumy: orkiestra w pełnym składzie i chór operowy plus Chłopięco-Męski Poznański Chór Katedralny, które szczelnie wypełniły scenę. Na początek były hymny i przemówienia: Jana Tombińskiego (który to zasłużony dyplomata „dzięki” pewnemu oberkibolowi pełni funkcję w Berlinie jedynie jako chargé d’affaires, nie jako ambasador, ale wszyscy rozumieją sytuację) oraz wstęp – tradycyjnie, jak przy poprzednich wizytach – Frederika Hanssena z „Tagesspiegla”, który opowiedział, o czym jest Roger. Po czym całe dzieło zostało wykonane bez przerw – tak postanowił dyrygent. Trochę zaskakujące, bo przecież są przeskoki w czasie pomiędzy aktami, zwłaszcza między drugim i trzecim, ale muzycznie to miało sens. Podczas finałowego aktu troszkę ludzi wyszło, ale i tak mniej niż podczas np. Parii ponad dwa lata temu. Jako że to dzieło jest trudniejsze, należy uznać to za sukces; inna sprawa, że dziś wszystko zakończyło się już koło 21.
Wykonanie koncertowe Króla Rogera ma wady i zalety. Zaletą jest, że wreszcie można docenić orkiestrę, która tu nie pełni funkcji prostego akompaniamentu, lecz jest wehikułem emocji. Wszystkie te niezwykłe harmonie, rytmy, struktury są wyraźniej słyszalne niż kiedy orkiestra znajduje się w kanale. Natomiast mankament jest taki, że biedni soliści, którzy mają ten tłum za plecami, nader często bywają zagłuszani, tak gęsta to jest – jak to u Szymanowskiego – instrumentacja. Jeszcze w przypadku śpiewaków dysponujących potężną siłą głosu, jak Szymon Mechliński w roli tytułowej czy Ruslana Koval jako Roksana, nie jest to aż takim problemem – oboje nie dają się zagłuszyć. Trudniejsze to było dla obu tenorów – Piotra Kaliny jako Edrisiego i Andrzeja Lamperta, kolejnego naszego „etatowego” Pasterza, który jednak ma charyzmę, a przede wszystkim idealną, najlepszą w tym zestawie solistów dykcję, więc też jest słyszalny.
To była prawdziwa przyjemność słuchać tej wspaniałej muzyki w takich warunkach, i nawet inscenizacja nie była potrzebna, bo sama muzyka jest po prostu genialna. A wszyscy z dyrygentem na czele dali z siebie maksimum. Teraz czekamy na premierę sceniczną w Poznaniu w kwietniu, również pod Jackiem Kaspszykiem; reżyserować będzie Krzysztof Cicheński. A tymczasem już za dziesięć dni premiera Doriana Graya Elżbiety Sikory z librettem i w reżyserii Davida Pountneya, również pod dyrekcją szefa muzycznego teatru.
Komentarze
Pociąg powrotny spóźnił się prawie godzinę, ale już z Berlina wyjechał za późno. Tam wszystkie kolejne się spóźniały i były puszczane przez ten tor, z którego miał odjechać nasz. Finalnie odjechał z sąsiedniego. Tak że u nich jeszcze „lepiej” pod tym względem niż u nas 😉
A ja poszłam jeszcze do Neue Nationalgalerie i obejrzałam trzy wystawy, Ta jest nieduża, ale smaczna: https://www.smb.museum/en/museums-institutions/neue-nationalgalerie/exhibitions/detail/max-ernst-to-dorothea-tanning-networks-of-surrealism/ i trwa jeszcze trzy miesiące.
Ta wystawa z kolei jest przeglądem miejscowej kolekcji pod tematycznym kątem: https://www.smb.museum/en/museums-institutions/neue-nationalgalerie/exhibitions/detail/extreme-tension-art-between-politics-and-society/ Są i Polacy: Wojciech Fangor i Ryszard Winiarski jako przedstawiciele op artu, Tadeusz Kantor, Magdalena Abakanowicz, a także jako prekursorska feministyczna sztuka za czasów komuny – Natalia LL i Ewa Partum.
No i jeszcze Gerhard Richter, czyli radość koloru: https://www.smb.museum/en/museums-institutions/neue-nationalgalerie/exhibitions/detail/gerhard-richter-100-works-for-berlin/
Nawet nie wiedziałam, że zmieniła się ekspozycja w Neue Nationalgalerie. Najciekawszy moim zdaniem Richter, ale czytam, że część wypożyczona na dużą wystawę w Louis Vuitton w Paryżu. Będzie jeszcze duża wystawa nieoczywista Richtera w Dreźnie w przyszłym roku. Planuję wyjazd do Berlina w styczniu, przede wszystkim jednak na wystawę o motywie jednorożca w sztuce w moim ulubionym Muzeum Barberini w Poczdamie.
Poza tym mała czasowa wystawa w muzeum Kathe Kollwitz i wielka fotografki Diane Arbus w Martin Gropius-Bau. I muzeum, które jest moim zeszłorocznym odkryciem Deutsches Historisches Museum, czyli niemieckie muzeum historyczne. Byłam tam trzy razy w czasie wizyty, tak ciekawe okazały się wystawy. Teraz będzie o faunie w historii Niemiec. Mam nadzieję, że wszystko się uda pogodzić.
Jakoś nigdy nie byłam w DHM i w ogóle w kilku ważnych berlińskich muzeach. Nawet wtedy, kiedy mieszkałam tam dwa tygodnie w 2013 r. Mam swoje ulubione i tam zaglądam – jak mam czas oczywiście. Teraz czasu było niewiele, więc tylko jedno wchodziło w grę.
Bardzo się rozochociłam co do ewentualnych wyskoków do Berlina, bo pociąg jedzie teraz z Warszawy tylko 5 godzin. Inna sprawa, że zdarzają się takie przypadki, jaki ja miałam w drodze powrotnej, ale w tamtą stronę pociąg przyjechał w punkt.
Tak, pociąg na trasie Warszawa-Berlin w końcu jest do zniesienia. Polecam trzy nieoczywiste atrakcje https://www.teufelsberg-berlin.de/en/homepage-englisch/ (niezbędna dobra pogoda), https://boros-collection.com/en/ (bilety trzeba kupować z dużym wyprzedzeniem) i https://www.thefeuerlecollection.org/en/ Też chciałabym w styczniu do Poczdamu na jednorożce 🙂
W zeszłym październiku pojechałam tylko na kilka dni na koncert, a tak się moja rzeczywistość potoczyła, że zostałam prawie miesiąc. Wydałam wszystkie oszczędności 🙂 To był jednak wyjątkowy czas, który cały czas chcę pamiętać. Dlatego miałam możliwość wiele oglądać. Teraz tylko na kilka dni, ale zrezygnuję chyba z Diane Arbus, bo zbyt intensywna. Lubię szukać rzeczy nieoczywistych. Widzę, że w Hamburger Bahnhof jest młody nieznany mi artysta Petrit Halilaj i jego opera – wystawa wraz z Filharmonią Kosowską. Wygląda baśniowo, choć chyba odnosi się do wojny. Może tam.
@Nowowiejska
Pani wybory, to są dopiero nieoczywiste. Przy nich muzea miejskie, to oczywiście coś bardzo zwyczajnego, kanonicznego, można by rzec. Hmm, nie wiem, czy jestem aż tak awangardowa. Muszę się zastanowić. Zazdroszczę znajomości Berlina.
Coś jednorożce widać w modzie. Kojarzą mi się od lat z paryskim Musée de Cluny, patrzę i proszę bardzo: https://www.sortiraparis.com/pl/co-odwiedzic-w-paryzu/narazenie/articles/323147-wystawa-jednorozcow-musee-de-cluny 🙂
@Frajde
Mam znajomych, którzy znają awangardowy Berlin 🙂 Boros Collection i Feuerle Collection ciekawe są przede wszystkim dlatego, że mieszczą się w bunkrach. W Feurle jest więcej sztuki starochińskiej niż awangardowej. Teufelsberg to świetny spacer, 1/2 h od S-bahn, piękne widoki i dość ciekawe małe muzeum https://www.teufelsberg-berlin.de/en/history/historical-overview/. Nie przesadzałabym z zachwytem nad street artem 🙂
@PK
Wygląda na to z opisu, że to będzie częściowo ta sama wystawa. Jest zatem wybór. Ja mam wielką słabość do Muzeum Barberini. Tam budynek jest również piękny.
W zeszłym roku, kierując się poleceniem Igora Levita na Insta, który wtedy czytałam, przeczytałam przejmujące opowiadanie I.B. Singera „Enemies. The love story”. Tam główny bohater jest określany Greenhornem. Tak, chyba jednorożce rzeczywiście są modne, bo pojawiły się nawet ostatnio miśki Haribo z tym motywem.
@Nowowiejska
To dobre plany na któreś lato. Boros i Fuerle Collection są atrakcyjne przez to, że niezwyczajne, ale nigdy się nie interesowałam ani sztuką awangardową ani orientalną. Może to do mnie przyjdzie. Kto wie. Teufelsberg już widziałam na czyichś zdjęciach, ale to miejsce wygląda bardzo przygnębiająco.