Kulturalna sobota
Dziś w dzień dotarłam na wystawę w Muzeum Narodowym, na którą już od dawna się wybierałam, a wieczorem – na koncert w FN, na którym nie mogłam być wczoraj.
Czarny karnawał. Jeszcze tylko parę tygodni trwa ta wystawa, a bardzo warto się na nią udać. Takie zestawienie – Jamesa Ensora i Witolda Wojtkiewicza – właściwie się narzucało, bo to jakby astrologiczni duchowi bracia (choć nigdy się nie zetknęli), którzy w swojej twórczości eksplorowali podobne tematy: maski, kabaret, szaleństwo, makabra i śmierć. Choć każdy z nich wyrósł z innego kontekstu. Ensor urodził się jako syn właściciela sklepu z osobliwościami, wśród których były też maski, także egzotyczne, był więc na ten temat właściwie skazany. Wojtkiewicza podejście do życia, gorycz, która powodowała podejmowanie takich właśnie tematów, wynikła z śmiertelnej choroby; zmarł mając niecałe 30 lat. Ensor zaś dożył 89.
Obaj byli też wrażliwi społecznie. Wojtkiewicz przejął się ogromnie rewolucją 1905 r. i stworzył cały cykl litografii na ten temat; namalował też niesamowitą Krucjatę dziecięcą. Ensor piętnował hipokryzję, jak np. na słynnym obrazie Wjazd Chrystusa do Brukseli. U belgijskiego malarza więcej jest tłumów, karnawałowych, ale też demonstrujących. U polskiego „kamera” skierowana jest raczej na pojedyncze postaci.
Co ciekawe, obaj stworzyli autoportrety z trupimi czaszkami będąc w tym samym wieku – ok. 30 lat, tyle że Wojtkiewicz zaraz potem zmarł.
Przedstawione są też konteksty: w przypadku Ensora – marionety i maski, te ostatnie również egzotyczne, pochodzące z popularnego w Belgii plebejskiego teatru kukiełkowego; w przypadku Wojtkiewicza – motyw szopki krakowskiej z postaciami oraz kukły z krakowskiego kabaretu Zielony Balonik, a także rysowane przez ówczesnych artystów zaproszenia na przedstawienia kabaretowe. Jest też trochę twórczości artystów współczesnych obu bohaterom, a Wojtkiewicz jest reprezentowany przez większość swoich ważnych obrazów. Nie tylko więc maski, ale też dzieci i starcy. Wojtkiewicz wyprzedzał swoją epokę, gdy w malarstwie polskim panował akademizm, on już był obiema nogami w symbolizmie. Niezwykłe to malarstwo.
Trevor Pinnock w FN. Lubimy te kawałki, które już znamy, ale także lubimy spotykać się z dawnymi legendami, więc sala była pełna. Swego czasu jeden z pionierów HIP, twórca zespołu The English Concert (zespół wciąż istnieje), później dyrygent, ale także wciąż klawesynista – choć kiedy grał recital na Wratislavii w 2012 r., wybrzydzałam tu, że to granie takie bardziej kwadratowe i dziś już lubimy coś innego. Ale dziś jako dyrygent był wspaniały, tzn. nawet nie tyle dziś, co na próbach musiał zrobić coś takiego, że orkiestra FN ogromnie się zmobilizowała. Dawno jej nie słyszałam grającej tak precyzyjnie. Choć brzmienie było przyciężkie – prawie tak samo duży skład grał w Wariacjach na temat Haydna Brahmsa, w Symfonii G-dur „Oksfordzkiej” Haydna i w Wiosennej Schumanna – mimo to można było cieszyć się pięknie zbudowaną muzyką. Stojak był obowiązkowy.
Komentarze
Właśnie wrzuciłam wpis i usłyszałam, że zmarł Michał Urbaniak…
Odchodzą wielkie osobowości.