Na Święta i Nowy Rok

Georg Philipp Telemann ma w dorobku ogrom przeróżnych kantat, jednak nie napisał czegoś takiego jak Weihnachtsoratorium, choć taki tytuł nadano koncertowi Arte dei Suonatori i Voces Suaves w Dworze Artusa.

Na to niby-oratorium złożyły się cztery kantaty, nie wszystkie zresztą przeznaczone na Boże Narodzenie. Taką była jedynie pierwsza z wykonanych, Kindlich gross ist das gottselige Geheimnis. Świąteczne przeznaczenie, ale na trochę później, ma trzecia – Im hellen Glanz der Glaubenssonnen. Pozostałe dwie, Herr Gott, dich loben wir (niemiecka wersja Te Deum laudamus w pierwszej części) oraz Lobet den Herrn, alle seine Heerscharen, zostały napisane na Nowy Rok.

Kwartet solistów znów wywodził się z zagranicznego zespołu – tym razem ze szwajcarskiego Voces Suaves. Głosy rzeczywiście dużej urody, a miały się w czym pokazywać, bo – inaczej niż w kantatach Bacha – wszystkie kantaty są rozbudowane. Poza ariami, recytatywami i chórami końcowymi rzadziej zdarzają się tu chorały, które u Bacha zwykle rozbrzmiewają na zakończenie, natomiast charakterystyczną formą jest sentencja, w oryginale Spruch (kiedyś mówiło się „szpruchy” na sentencje wyszywane na kuchennych makatkach) – część oparta na jednym aforystycznym zdaniu, ale nie w formie chorału. Niektóre z kantat mają element quasi-teatralny: są to rozmowy np. Poznania, Rozwagi, Świętego Pragnienia i Ufności, albo też Roztropności, Rozumu, Wiary i Wdzięczności; nietrudno zgadnąć, że Roztropność i Rozum mają tu najmniej do powiedzenia i muszą poddać się Wierze.

To nie było muzykowanie na sterydach, jak w przypadku {oh!} Orkiestry. To było muzykowanie refleksyjne, stateczne, zrównoważone, a w tym wszystkim ujmujące. Całość prowadził od klawesynu Marcin Świątkiewicz, a co do orkiestry cieszy dodatkowo, że coraz rzadziej już trzeba dopożyczać muzyków zagranicznych. Np. trzy trąbki były polskie i gdyby nie jedno potknięcie, byłoby idealnie. Tylko fagocistka (świetna zresztą) była z Niemiec, a jeden z oboistów – z Włoch. Coraz bardziej nasze zespoły stają się samowystarczalne, ale to lata budowy.

Wcześniej, na ostatnim koncercie w Ratuszu Głównomiejskim, wystąpiła Aleksandra Żebrowska, gdańska klawesynistka, która co prawda zajmuje się muzyką dawną, ale doktorat robiła z… utworów klawesynowych Pawła Szymańskiego. Na swoim festiwalowym debiucie wystąpiła z ośmioma suitami Purcella ze zbioru A Choice Collection of Lessons for the Harpsichord or Spinnet. Czyli literatura pedagogiczna, bo i nauczaniem zajmował się ten geniusz w swoim krótkim niestety życiu. Nic więc dziwnego, że jest to muzyka dość prosta, nie za bardzo efektowna, bardzo lakoniczna (preludia ledwie się zaczynają, a już kończą; to raczej krótkie preludiowanie niż forma preludium), ale i tak ma wiele wdzięku.

Reklama