Sankcje na izraelskich ministrów. Zaklęcia nie działają

Itamar Ben-Gewir i Becalel Smotricz zostali obłożeni sankcjami przez pięć państw „za podżeganie do przemocy wobec Palestyńczyków”. To symboliczny gest czy coś więcej?

W wymiarze międzynarodowym ta decyzja de facto zrównuje ministrów skrajnej prawicy -bezpieczeństwa narodowego i finansów – z Władimirem Putinem i jego akolitami, Siergiejem Ławrowem, deputowanymi, gubernatorami czy oligarchami. Członkostwo w tym klubie pariasów jest wątpliwym zaszczytem.

Sankcje ogłosiły we wtorek Wielka Brytania, Kanada, Australia, Nowa Zelandia i Norwegia. Obejmują zamrożenie aktywów i zakaz podróży; państwowe instytucje finansowe nie będą mogły utrzymywać z ministrami żadnych kontaktów. Takimi samymi restrykcjami są objęci oficjele administracji Putina z nim na czele. W oświadczeniu napisano, że „retoryka ekstremistów opowiadająca się za przymusowym przesiedleniem Palestyńczyków i tworzeniem nowych izraelskich osiedli jest przerażająca i niebezpieczna”. Działania ministrów uznano za niedopuszczalne. „Rząd Izraela musi wypełniać swoje zobowiązania wynikające z prawa międzynarodowego, wzywamy go do podjęcia działań w celu zakończenia ekstremistycznej, brutalnej, ekspansjonistycznej retoryki” – dodali. Brytyjskie MSZ przypomniało, że według danych ONZ „od stycznia ubiegłego roku ekstremistyczni osadnicy przeprowadzili ponad 1900 ataków na palestyńskich cywilów”.

To nie są bezpośrednie sankcje na rząd Izraela, a pięć państw podtrzymuje gotowość współpracy w celu wypracowania porozumienia o zwieszeniu broni. Innymi słowy, czerwoną kartkę pokazano dwóm zawodnikom, a nie całej drużynie. Uznano też, że chociaż sankcje wynikają z odpowiedzialności ministrów za sytuację na Zachodnim Brzegu, to „nie można tego oceniać w oderwaniu od katastrofy w Strefie Gazy”. I podkreśliły, że niezmiennie opowiadają się za rozwiązaniem dwupaństwowym, „jedyną gwarancją bezpieczeństwa i godności Izraelczyków i Palestyńczyków oraz długoterminowej stabilności w regionie, zagrożonej przez ekstremistyczną przemoc osadników i ekspansję osadnictwa”.

Ministrowie zareagowali w swoim stylu. Ben-Gewir porównał brytyjski rząd do biblijnych złoczyńców. „Pokonaliśmy faraona, pokonamy Keira Starmera. Nadal będę działać bez strachu na rzecz państwa Izrael i narodu izraelskiego!”. Obaj odwołali się do słynnej Białej Księgi, brytyjskiego dokumentu opublikowanego na początku drugiej wojny światowej, ograniczającego żydowską imigrację do Mandatu Palestyny. „To wygwizdanie Białej Księgi” – stwierdził Smotricz. „Wielka Brytania już raz próbowała nam uniemożliwić zasiedlenie ojczyzny naszych przodków, nie pozwolimy jej zrobić tego znów”.

Minister spraw zagranicznych Gideon Sa’ar uznał sankcje za „niedopuszczalne”, z premierem Beniaminem Netanjahu w przyszłym tygodniu mają na nie odpowiedzieć. Zapowiada się ciekawie.

Ben-Gewir i Smotricz słyną z radykalizmu, nie przebierają w słowach i czynach. Niedawno prowadzili kampanię przeciwko dostarczaniu pomocy humanitarnej do Strefy Gazy. Smotricz powiedział, że nie pozwoli, by przedarło się tam „nawet ziarno pszenicy”, a Ben-Gewir stwierdził, że nie ma potrzeby dostarczać pomocy, bo „mają jej dość”. Opowiada się też za zastąpieniem meczetu Al-Aksa na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie synagogą i wydaleniem Palestyńczyków z Gazy. „Musimy zachęcać mieszkańców Gazy do dobrowolnej emigracji” – oznajmił.

Obaj są osadnikami, a ich bazę wyborczą stanowią głównie inni mieszkańcy osiedli na Zachodnim Brzegu. Od dawna przekonują, że ludność z Gazy należy przenieść (używając eufemistycznego określenia: „dobrowolny transfer”), najlepiej do państw arabskich, a na miejsce sprowadzić znów żydowskich osadników, których Izrael przymusowo wycofał w 2005 r. Ich zdaniem zarówno Gaza, jak i Zachodni Brzeg (przez nich nazywany Judeą i Samarią) Izraelowi się po prostu należą. W tym myśleniu nie ma miejsca ani na palestyńskie państwo, ani na Palestyńczyków.

To oni, obok ortodoksów zaciekle walczących o zwolnienie studentów jesziw ze służby wojskowej, stanowią główne zaplecze rządu Netanjahu. Zapewniają premierowi trwanie, więc się ich nie pozbędzie. Sondaże nie są dla rządu zbyt korzystne; gdyby wybory odbywały się teraz, koalicja straciłaby większość (miałaby 48 mandatów w 120-osobowym Knesecie). Partia Smotricza w ogóle nie przekroczyłaby progu, Ben-Gewir utrzymałby dziewięć mandatów. Ale Netanjahu robi wszystko, by nie dopuścić teraz do wyborów.

Sankcje zostaną pewnie potraktowane jak wszystkie dotychczasowe oskarżenia pod adresem Netanjahu i całego Izraela – jako przejaw antysemityzmu. Z takim nastawieniem Izrael wciąż będzie tę wojnę przegrywał. Tu żadne zaklęcia nie działają.