To nie było święto demokracji

Andrzeja Dudę nasz tygodnik „żegna bez żalu”, a jego następcę „wita bez nadziei”. Gdy wśród ludzi Nawrockiego widzimy Cenckiewicza czy Szefernakera, nie możemy się łudzić. To ekipa z antypodów obozu demokratycznego. Żadnej nadziei na patriotyczne opamiętanie, że Polska potrzebuje stabilnego rządu i konstruktywnego prezydenta, a nie gabinetu cieni w Pałacu Prezydenckim, i głowy państwa w rozumieniu konstytucji, a nie alternatywnego premiera. Bo kontynuacja pisowskiego państwa w państwie zagraża naszemu bezpieczeństwu zewnętrznemu i wewnętrznemu.

Zewnętrznemu, gdyż Kreml nie tylko straszy, że po Ukrainie Rosja napadnie na państwo natowskie – może bałtyckie, może Polskę, testując Sojusz w przesmyku suwalskim – ale prowadzi u nas dywersję i akcje szpiegowskie, ingeruje w politykę, wykorzystując swoją piątą kolumnę w Polsce. Tymczasem Nawrocki zaprosił do współpracy Cenckiewicza, który miał jako szef pisowskiej komisji badającej wpływy rosyjskie wrobić Tuska w jakąś zmowę z Putinem. Chodziło o odwrócenie uwagi od kwestii wpływów rosyjskich w szeregach PiS i skrajnej prawicy.

Cenckiewicz symbolizuje wręcz politykę historyczną PiS, która ma być ideologią państwa pisowskiego w ostrej nacjonalistycznej kontrze do społeczeństwa otwartego, w którym toczy się uczciwa i wielogłosowa dyskusja o historii Polski i jej lekcjach dla naszej przyszłości.

Wybory 2023 pokrzyżowały plan Kaczyńskiego. Wybory prezydenckie 2025 niestety go reaktywowały. Duda był jego wykonawcą na odcinku prezydenckim. Odgrywał rolę prezydenta państwa polskiego, w istocie był pełniącym jego obowiązki. To samo dotyczy Nawrockiego. Wyszukany i namaszczony przez Kaczyńskiego, będzie pod jego kontrolą za pośrednictwem swoich ludzi w kancelarii prezydenta.

Nie wierzę w spekulacje, że zerwie się z łańcucha, choćby dlatego, że nie stoi za nim żadna zorganizowana siła polityczna, tylko PiS. Był, jest i pozostanie człowiekiem Kaczyńskiego, choć może – jak Duda – pozorować w tym i owym niezależność. To oznacza, że wojna PiS z KO będzie kontynuowana, co w czasie przed antycypowanym nie tylko przez Tuska ale też przez Amerykanów uderzeniem zbrojnym Rosji jest skrajnie nieodpowiedzialne po stronie prawicy. Na tym polega rosnące zagrożenie naszego bezpieczeństwa wewnętrznego.

Kaczyński na domiar złego wciągnął do swej wojny z Tuskiem Kościół, który wcale się przed pisowskimi zalotami nie bronił. Przymierze PiS z episkopatem i klerem ekipa Nawrockiego z pewnością przedłuży. Co jej nie przeszkodzi flirtować z częścią lewicy w koalicji i w opozycji, z frakcją Sawickiego w PSL i resztówką Hołowni. Omotanie Nawrockiego ułatwia brak jego doświadczenia politycznego, szczególnie w polityce zagranicznej. Będzie zdany na pomoc takich pisowskich funkcjonariuszy od dyplomacji jak Przydacz. Ponieważ Nawrocki jest politycznie niesamodzielny i zewnątrzsterowny, koalicja staje przed dylematem: próbować współpracy czy od razu przejść w tryb awaryjny? Bo ta kohabitacja to nie będzie kohabitacja Kwaśniewskiego z centroprawicą, tylko nieprzerwane okładanie rządu Tuska kijem bejsbolowym.

Tusk w imię racji stanu wyciszył sprawę „anomalii” wyborczych. Nie zbojkotował z demokratami zaprzysiężenia Nawrockiego (endecja zbojkotowała zaprzysiężenie Gabriela Narutowicza, dwa dni później pierwszego prezydenta w historii Polski zamordował fanatyczny nacjonalista, który wierzył, że ratuje ojczyznę).

Kaczyński urabia społeczeństwo w wierze, że on i jego delegaci do sukcesu, dziś Nawrocki, ratują Polskę. I 10 mln wyborców mu w to uwierzyło, głosując na Nawrockiego. Nie widzę w  jego ekipie ani w ekipie Kaczyńskiego nikogo, kto by miał chęć i zdolność do budowy kompromisu czy konsensu w polityce polskiej. Dla mnie dzień inauguracji Nawrockiego nie był świętem demokracji, lecz ostrzeżeniem, że dalej trzeba jej bronić.

Reklama