Ach, Alaska

W najbliższy piątek Trump ma się spotkać z Putinem w sprawie Ukrainy. Wybór miejsca znaczący: Alaska. Ogromny, pełny bogactw mineralnych i słabo zaludniony kraj był terenem rabunkowej eksploatacji przez rosyjskich myśliwych i handlarzy futer od XVIII w.

Kiedy zwierzynę wybili prawie doszczętnie, carska Rosja sprzedała ją Amerykanom w 1867 r. za grosze (ok. 200 mln dol. po obecnym kursie). Woleli dobić targu – słowo klucz w polityce Trumpa – z Jankesami, niż targować się z Anglikami dybiącymi w sąsiedniej prowincji Kanady, Kolumbii Brytyjskiej. Rosja Anglików uważała za większych niż Amerykanie konkurentów w walce imperiów o panowanie nad światem i handlem międzynarodowym.

Dziś sytuacja jest diametralnie różna. Amerykanie prześcignęli Brytanię, która straciła kontrolę nad połową świata i nie rządzi już od powojnia na morzach ani na lądzie. Rosja carska rozpadła się ponad sto lat temu, a sowiecka po niecałym wieku.

Mimo to Putin, odgrywający rolę cara, nie wyzbył się imperialnych mrzonek, a Stany Zjednoczone Ameryki Północnej pod prezydentem Trumpem uwierzyły, że przeżywają złotą erę. Dla USA i Zachodu oraz Rosji i Indii wyzwaniem nie jest Ukraina, tylko Chiny, komunistyczne z nazwy, kapitalistyczne w treści. Z tym że gospodarkę kontroluje elita polityczna, która pilnuje, by nie powstała dla niej konkurencja w postaci oligarchów, jak stało się w Rosji postsowieckiej.

Putin jest zależny od Chin, a nie odwrotnie. Zależny jest od eksportu ropy i gazu, w tym do Indii. Z tego finansuje swoją brudną wojnę w Ukrainie. Wojnę wymyśloną przez Kreml jako odpowiedź na zbliżanie się NATO pod granice Rosji. Putin nie może przegrać, bo dzięki wojnie utrzymuje się u dyktatorskiej władzy, zastraszając i likwidując opozycjonistów, krytyków, antywojennych aktywistów, którzy – jak choćby Nawalny – pokazali społeczeństwu, ile ta wojna kosztuje i jak się na niej bogacą poputczicy Putina.

Dlatego po raz kolejny będziemy świadkami fiaska w Alasce. Bo także „deal” Trumpa z Putinem, oparty na wymianie jakichś terytoriów (ale nie Krymu i Donbasu) i zamrożeniu działań militarnych na obecnej linii frontu, nie jest rozwiązaniem tego konfliktu, tylko jakimś rodzajem Jałty. W Jałcie zdecydowano bez udziału Polaków o powojennej przyszłości Polski. W Alasce doszłoby do decyzji o przyszłości Ukrainy bez Ukraińców. Słychać spekulacje, że może Trump doprosi na spotkanie z Putinem prezydenta Zełenskiego.

Słusznie, ale Zełenski wielokrotnie powtarzał, że nie może zgodzić się na rosyjskie warunki łże-pokoju. Ma w tym wsparcie głównych państw Unii Europejskich, w tym Polski. Nic o Ukrainie bez Ukrainy. Nie może być zachodniej zgody na bezkarne i bezprawne zmienianie granicy niepodległych państw. Byłoby to radykalną zmianą w stosunkach międzynarodowych, zaproszeniem do przemocy państwowej według widzimisię dyktatorów. Czy Polacy zgodziliby się na taki „pokój”, jaki Putin proponuje Trumpowi w odniesieniu do Ukrainy, gdyby Rosja zajęła jakąś część naszego terytorium?

Gra Putina polega na dwóch założeniach: że Trump chce dostać Nobla za wyciszenie konfliktów w różnych rejonach świata, co odciążyłoby budżet USA i mogło napędzić dodatkowo amerykańską gospodarkę, oraz na założeniu, że zmęczone wojną społeczeństwo Ukrainy zwróci się w końcu przeciwko Zełenskiemu i jego polityce. Temu służy ignorowanie przez Moskwę wezwań do zawieszenia ataków na obiekty cywilne i ludność cywilną.

Trump liczy właściwie na to samo, na co liczy Kreml: że ekipa Zełenskiego straci poparcie w społeczeństwie i zaakceptuje „nową Jałtę”, którą podżyruje jakaś nowa władza w Kijowie. Nad tym intensywnie pracują kremlowska propaganda – także w Polsce – i służby specjalne Putina.

W najlepszym (?) razie spodziewać się można czegoś w rodzaju Korei: okrojona o 20 proc. Ukraina zachowa samodzielność, ale bez gwarancji, że agresja Rosji nie zostanie wznowiona, czyli z perspektywy Kremla i jego sojuszników status „państwa sezonowego”.

W najgorszym razie oczekujmy kontynuacji i nasilenia ataków w Ukrainie. Putin jest wyznawcą, zakładnikiem i więźniem idei wielkoruskiej. Tak samo jak Trump jest wyznawcą, zakładnikiem i więźniem konceptu MAGA.

Putinizm, jak trumpizm, polega na asertywnym i agresywnym nacjonalizmie. Dlatego oba mają branie na skrajnej prawicy na wolnym, liberalno-demokratycznym Zachodzie i w Polsce. Ukraina stała się symbolem i terenem konfrontacji tych dwóch obozów ideowych, politycznych i kulturowych, dwóch koncepcji świata: opartej na współpracy w imię pokojowego rozwoju i postępu albo na agresywnej rywalizacji w dążeniu do podporządkowania słabszych. Ta druga nieuchronnie popycha świat do siłowej konfrontacji.

Reklama