Jad Waszem pod polskim ostrzałem

Po co to było, komu służyło? Bo chyba nie przyjaźni polsko-izraelskiej ani badaniu w obu krajach zbrodni Holokaustu. Zaskoczyło mnie nieprzyjemnie, że do krytyki materiału Jad Waszem włączył się premier Tusk i minister Radosław Sikorski. Poszło o brak jednego słowa w nocie o dekrecie zbrodniarza wojennego Hansa Franka, skazanego na karę śmierci przez trybunał w Norymberdze.

Powodem oburzenia strony polskiej był brak przymiotnika „okupowana” w nocie historycznej jerozolimskiego Instytutu Jad Waszem, przypominającej o dekrecie nazistowskiego gubernatora nakazującym obywatelom polskim żydowskiego pochodzenia noszenie na ubraniu opaski identyfikującej ich jako Żydów. Hańbiący i wykluczający ich ze społeczeństwa nakaz był elementem przygotowań niemieckich do „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, czyli ich ludobójczej eksterminacji.

Tekst instytutu nie pozostawia żadnych wątpliwości, że choć dekret dotyczył Żydów polskich, mieszkających na przedwojennym terytorium państwa polskiego, to jednak Polska nie miała z nim nic wspólnego. Przeczytałem ten tekst i nie znalazłem w nim ani jednego zdania wymagającego „doprecyzowania”.

Zgadzam się z prezesem Jad Waszem Danim Dajanem, że ktoś, kto wie cokolwiek o Holokauście, nie potrzebuje wyjaśnienia, że dekret niemieckiego nazisty został wydany w okupowanej Polsce. Burza wokół noty zbiegła się bardzo niefortunnie z przyznaniem izraelskiemu Instytutowi Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu (oficjalna pełna nazwa Jad Waszem) nagrody Orła Karskiego, kuriera, który z ramienia podziemnego państwa polskiego dotarł podczas wojny na Zachód, aby informować aliantów walczących z Hitlerem o tym, co dzieje się z Żydami w Polsce pod okupacją niemiecką. Orła odebrał ten sam przewodniczący Jad Waszem Dani Dajan. Laudację wygłosił ks. prof. Alfred Wierzbicki. Dajan podkreślił, że Polska jest istotnym partnerem w upamiętnianiu Szoa.

Krytycy noty historycznej bronią się argumentem, że przecież minęło wiele pokoleń od wojny i Zagłady, więc doprecyzowanie, że dekret wydano w Polsce okupowanej, jest niezbędne, bo tego kontekstu niektórzy odbiorcy noty mogą nie znać. Tyle że pośrednio ten argument przypomina o konieczności rzetelnej nauki historii.

I z tym się zgadzam. Elementem tej edukacji jest także wiedza o tym, czym jest i zajmuje się od dziesięcioleci Instytut Jad Waszem. Zwłaszcza dziś, gdy odradza się antysemityzm i atakuje się totalnie państwo Izrael i jego instytucje, rzetelna wiedza o Holokauście nie jest niczyją łaską, tylko obowiązkiem rzetelnego systemu edukacji w państwie demokratycznym. I takiej deklaracji spodziewałbym się po polskim premierze, wszak z wykształcenia historyku.

„Kompromitacją” – bo tego słowa użył premier Tusk w odniesieniu do noty Jad Waszem – nie jest brak jednego słowa w nocie historycznej, gdy całość tekstu tego słowa nie wymaga. Nie zmienia tej prostej prawdy skala poparcia polskiego ostrzału przez pytanych przez sondażownie.

Wielu z nich zapewne nie zna dokumentu. Reagują „patriotycznie” w obronie dobrego imienia Polski, choć w istocie dobremu imieniu Polski nie stała się żadna krzywda. Nie warto zabiegać o takie poparcie w polityce. To domena już zajęta przez wrogów Tuska, Żydów, Izraela, Ukrainy, Zachodu i demokracji. Ściganie się z nimi jest politycznie i moralnie bez sensu. Prawdziwą kompromitacją jest bezkarna jak dotąd działalność Grzegorza Brauna. To ona jest plamą na wizerunku Polski.

Reklama