W nieznane i znane regiony

Dzisiejszy koncert w FN miał atrakcyjny program, dyrygentkę (Annę Sułkowską-Migoń) i solistę (Andrzeja Cieplińskiego). Tylko z orkiestrą wciąż jest coś nie tak…

Ten sezon był jeszcze częściowo planowany przez Andrzeja Boreykę i dlatego wciąż pojawiają się w nim utwory mało u nas znane, a nawet nigdy jeszcze w tym miejscu nie grywane (to mi się akurat w czasach jego dyrekcji najbardziej podobało). Dziś dwa na trzy zabrzmiały tu po raz pierwszy.

Toward the Unknown Region na chór i orkiestrę Ralpha Vaughan Williamsa do tekstu Walta Whitmana to dzieło jeszcze stosunkowo młodego, bo 34-letniego kompozytora z 1906 r – zajmował się wówczas tworzeniem dopiero od paru lat, późno zaczął. To muzyka o harmonice postwagnerowskiej, jeszcze nie ma tego charakterystycznego dla kompozytora kolorytu angielskiego, ale też jest trochę cukierkowa w odniesieniu do wiersza, malującego obraz pośmiertnej pustki. Niektórzy widzą w niej czyściec – to właśnie owa nieznana kraina. Jest to obraz przerażający, ale przez muzykę bardzo złagodzony, a finał to wręcz happy end. Dużo ma tu do powiedzenia chór, który został jak zwykle dobrze przygotowany przez Bartosza Michałowskiego; jedno tylko – nie zawsze dało się zrozumieć tekst. Dyrygentka była w swoim żywiole – zaczynała od bycia chórmistrzynią, więc zna się na tej robocie.

Carl Nielsen był twórcą osobnym – u siebie w Danii już za życia hołubionym, poza Danią dużo mniej, a niesłusznie. Jego muzyka jest bardzo oryginalna jak na ową epokę. Jest w niej jakaś jasność, przejrzystość i lekkość, ale zarazem enigmatyczność. Koncert klarnetowy to dzieło późne, z 1928 r., pełne inwencji i zmienności nastrojów. Dużo w nim wirtuozerii; solista gra prawie cały czas, ma też parę długich i skomplikowanych kadencji. Andrzej Ciepliński był znakomity, to koncert w sam raz dla jego umiejętności i fantazji. Przyjęty gorąco, zagrał krótki bis, którym był fragment jego utworu opartego na motywach klezmerskich. Solista właśnie wrócił z Nowego Jorku, gdzie parę miesięcy przebywał na stażu w YIVO Institute for Jewish Research, a jego mentorem był znany nam dobrze wspaniały klarnecista David Krakauer. Pokłosiem tego wyjazdu ma być publikacja na temat odkryć, jakich tam dokonał. Niestety także temu instytutowi drań Trump obciął fundusze, choć tam akurat nigdy bogato nie było. Totalny upadek tego kraju.

W drugiej części koncertu – hit, czyli III Symfonia „Szkocka” Mendelssohna. Tu niestety zawód, bo choć dyrygentka była oczywiście bardzo sprawna, a orkiestra się nawet starała, to wszystko brzmiało po prostu topornie. Długa jeszcze praca przed tym zespołem… A finał był zbytnio zapędzony, pobocznych motywów w ogóle nie było słychać, tylko coś w rodzaju magmy. Zepsuty efekt, a szkoda.

Powtórzenie koncertu – w przeciwieństwie do Opery Narodowej, która odwołała koncertowe wykonanie Pana Wojewody Grossmana z powodu żałoby – tutaj się odbędzie. A za ścianą przesłuchania eliminacyjne do Konkursu Chopinowskiego. Nie śledzę – tylko niektórych słucham przez internet, ale ogólnie szykuję się raczej na październik.