Wielkosobotnio
Nie miałam kiedy opisać wczorajszych koncertów, a świętujemy tu, w Dworze Uphagena, w samo południe, więc korzystam z chwili.
Obaj kompozytorzy, których dzieła wczoraj wykonano, byli związani z angielskim dworem królewskim. William Croft, uczeń Johna Blowa, był organistą, a potem także szefem chóru, w Kaplicy Królewskiej a później organistą w Opactwie Wetminsterskim; stworzył dzieła na pogrzeb królowej Anny i na koronację króla Jerzego I. Jego dzieła grywane są i były przez wieki grywane na uroczystych pogrzebach, od Haendla poprzez Churchilla po królową Elżbietę II u jej małżonka Filipa.
Tym razem jednak słuchaliśmy muzyki trochę lżejszej i całkowicie świeckiej, efektownych dzieł klawiszowych, które świetne zabrzmiały na carillonie Ratusza Głównego Miasta. Grała niezawodna Monika Kaźmierczak, która również opracowała parę utworów z tego repertuaru; większość przetransponował holenderski carillonista Bernard Winsemius, a jedną z suit – Polak Witold Maciak. Uwerturze na pokój w Utrechcie nie towarzyszyły wystrzały z armat, jak to kompozytor przewidział, ale to chyba lepiej…
Alfonso Ferrabosco był Włochem z Bolonii, środkowym z dynastii kompozytorskiej (pozostali to ojciec Domenico i syn Alfonso Ferrabosco młodszy), i człowiekiem o zdumiewającym życiorysie – był również dyplomatą, a być może i szpiegiem. Działał przy dworze Elżbiety I. Przyniósł na ten dwór muzykę włoską, ale dostosował się też do potrzeb miejscowych, a słuchając jego Lamentacji Jeremiasza zdałam sobie sprawę, ile mu mogła zawdzięczać twórczość chóralna młodszych od niego kompozytorów angielskich. Słuchane parę dni temu w Tyńcu efektowne i dzieła Cavalieriego dzieli stylistyczna przepaść od analogicznych, lecz ujmująco powściągliwych utworów Ferrabosco, a różnili się wiekiem zaledwie o kilka lat.
Występ La Compagnia del Madrigale w Dworze Artusa miał w sobie ową szlachetną ascetyczność ich poprzednich koncertów w tym miejscu, ale o ile śpiewany wówczas Gesualdo był wstrząsający, to Ferrabosco wzruszał w inny sposób. Skład zespołu również się zmienił, częściowo nieco odmłodził, ale pozostał szef i założyciel Giuseppe Maletto. Wciąż jest to wykonawstwo godne podziwu, choć ideału tym razem nie było – jeden ze śpiewaków miał kłopot z wejściem w jednej z lamentacji, zapewne stało się tak dlatego, że soliści zapomnieli wziąć ze sobą wodę do popijania – to jednak wysiłek dla głosu. Był bis – Alleluia Gabrielego.
Dziś już będzie raczej na wesoło.
Komentarze
Chyba nie przy dworze Elżbiety II, hi hi
Hi hi, wszystko przez ten pośpiech i rozpęd, bo o Elżbiecie II też była wyżej mowa, ale w trochę innym kontekście 😉
Zgodnie z przewidywaniami dziś było raczej rozrywkowo. Popołudniowy klawesynowy recital Krzysztofa Garstki obejmował część utworów z Notenbüchlein für Anna Magdalena Bach i miło słuchało się utworków, z których większość grywają dzieci w muzycznej podstawówce. Kiedy ja je grałam, nie było jeszcze wiadome, że parę menuetów – G-dur i g-moll – napisał Christian Petzold i że kilka jeszcze utworków napisał młodziutki Carl Philipp Emanuel Bach, już wówczas wykazując wyjątkowy talent. A jeszcze inny znany polonez wyszedł spod pióra Johanna Adolpha Hassego.
Wieczorem koncert, można by rzec, folkowy – zawierający muzykę irlandzką, w wykonaniu Les Musiciens de Saint-Julien w składzie międzynarodowym, ale bez żadnego Irlandczyka: skrzypek pochodzi z Włoch, harfista celtycki ze Stanów, harfistka i gambistka z Francji, lutnista z Argentyny, no i oczywiście szef Francuz. Solista Robert Getchell, mocny i jasny tenor, jest Amerykaninem, ale zastanawiałam się, czy może ma on jakieś irlandzkie korzenie, bo opanował śpiewane przez siebie utwory na pamięć, a język to jest taki, że po pierwsze do niczego niepodobny, a po drugie nie znając go trudno przewidzieć, jak się czyta to, co jest napisane – śledziłam teksty i chwilami się zdumiewałam. Muzycy grali do tańca (publiczność folkowa pewnie by przy tym natychmiast zaczęła tańczyć), oczywiście Lazarevitch brylował na różnych fifulkach oraz dudach, świetny też był młody skrzypek David Lombardi. W sumie taki koncert, jak to się mówi, dla ludzi. I ludzie byli zachwyceni, a tym razem był w Dworze Artusa nadkomplet i zrobiło się duszno. Ale dobrze było trochę się rozgrzać w ten chłodny wieczór.
Rano do domu.
Patrzę na te blogi, i mam wrażenie, że potwierdzają one doświadczenie zdobyte przed laty w Anglii ((i wykorzystywane z powodzeniem w miejscach publicznych) : muzyką klasyczną skutecznie odstraszyć można „niewtajemniczonych” (by nie użyć słowa lepiej pasującego do tzw. „elementów” społecznych).
Blog „belfra” – istny śmietnik pokrzykiwań na tematy polityczne, pozbawionych nie tylko ładu i składu, ale w ogóle związku z tematem tekstu Autora.
Blog PK – głosy nieliczne, ale na temat.
Czyli: muzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale i chroni przed niepożądanym towarzystwem?
To zależy nie tyle od dziedziny, co od osoby prowadzącej blog.
Pan Chętkowski nie interesuje się zapewne komentarzami, wrzuca wpis i już. Widzę, że to już ostatnie miejsce, gdzie może się wyżyć ta nieszczęsna grupa mających za złe emerytów jakiegokolwiek wyznania politycznego – prof. Hartman ostatnio zamknął komentarze. Jeszcze trochę tego jest u Adama Szostkiewicza (ale on czasem włącza się w rozmowę). Znam niektóre z tych nicków, też część się u mnie odzywała, ale szczęśliwie miejsca nie zagrzali, a niektórych zbanowałam, bo jednak staram się pilnować poziomu. Kiedyś były tu obszerne dyskusje, też nie zawsze zresztą merytoryczne (ale najczęściej sympatyczne, bez agresji), teraz jest inaczej – czasy się zmieniają.
No i stało się: https://www.gov.pl/web/kultura/decyzje-w-sprawie-konkursu-na-dyrektora-filharmonii-narodowej
Zobaczymy, jak ten układ się sprawdzi.
@zaintrygowany 22 kwietnia 2025 17:05
@Dorota Szwarcman 22 kwietnia 2025 22:26
Ja tu zawsze podziwiałam wysoką kulturę dyskusji i z przyjemnością uczę się nowych rzeczy o muzyce, bo sama wykształcenia muzycznego nie mam.
Pyskówek na innych blogach nie warto czytać.
Interesujące jak ten układ się sprawdzi, szczególnie, że w GW piszą, że ponoć pion artystyczny był mocno przeciw nominatce, a tu nagle grom z jasnego nieba od ministerstwa, chyba może być ciężko o współpracę
Tak, tak!
@ Gaudi – z tego, co wiem, oni mieli swoją kandydatkę, która jednak, w przeciwieństwie do pana Turka, nie odwołała się. Pani Zembrzuskiej chyba po prostu nie znają. Ale może im się jakoś współpraca ułoży – dla dobra zasłużonej instytucji.
Rozumiem, pytanie tylko czy standardem jest, że to artyści wybierają swojego dyrektora naczelnego ? O ile artystycznego to zrozumiałe, bo musi być chemia i głos orkiestry powinien byc kluczowy, to nie do końca jestem w stanie zrozumieć, dlaczego muzycy mają mieć swojego kandydata na dyrektora naczelnego. On nie ma się im podobać, on ma nimi zarządzać i podejmować decyzje często w kontrze do ich interesów czy oczekiwań, dla dobra instytucji. Nie wiem jak to działa w innych instytucjach, natomiast tutaj jest to interesujące swoją drogą
@Dorota Szwarcman Mieli swoją kandydatkę, która gwarantowała brak zmian. Całe szczęście przepadła w konkursie, bo FN potrzebuje zmian od lat.
@notaria Tak! tak!
O nominacji nie mam zdania.
W komisji byli przedstawiciele dwóch związków zawodowych, ZZ PAMO i „Solidarności”, oraz reprezentant Rady Artystyczno-Programowej FN, a więc dwaj reprezentanci orkiestry i jeden zajmujący się na co dzień koordynacją programu jako doradca dyrektora artystycznego.
Dyrektor artystyczny (którego warszawska publiczność zobaczy dopiero na koniec sezonu, ale ponoć bywa na próbach i ma rękę na pulsie) optował podobno za panią Grażyną Paszkowską, która odpadła z przyczyn formalnych – brakło jej paru miesięcy na kierowniczym stanowisku. Mogła się odwołać, podobnie jak pan Turek, ale dyrektor Nowak był temu przeciwny.
Konkursy, jak widać, nie są prostymi ustawkami. Tak też było w przypadku Opery Narodowej – wybrany został nie ten kandydat, którego chcieli przedstawiciele teatru. Zresztą nawet i ci przedstawiciele po przesłuchaniach konkursowych stwierdzili, że Boris Kudlicka był po prostu najlepszy.
A co do wyboru dyrektora artystycznego przez orkiestrę, to zawsze jest tak, że na początku jest miesiąc miodowy, potem jest coraz gorzej, wreszcie przychodzi moment, kiedy już nie mogą na siebie patrzeć. Potem zmiana i dalej tak samo. Tak było w FN z Jackiem Kaspszykiem, tak było z Andrzejem Boreyką, zobaczymy, jak będzie z Krzysztofem Urbańskim.
@Gaudi – nie traćmy czasu na rozkminianie „spraw artystycznych”. Nie o te sprawy chodzi. Dla pięknie zakonserwowanego i hołubionego przez dyrektora Nowaka sposobu działania instytucji każde przyjście kogoś, kto w tym nie siedzi, jest zagrożeniem. Może da się obłaskawić, a może nie, na zewnątrz takie sprawy się nie wydostają. Powtarzam, kto gra, co gra i jak gra ma tu znaczenie bardzo malutkie, jeśli w ogóle. 😎
Nowak i tak przecież odchodzi. A poza wszystkim nie da się zapomnieć ani wybaczyć, że pozwolił splugawić szlachetne progi FN pewną „uroczystością” na cześć upiora z Żoliborza. Miejmy więc nadzieję na zmiany. Zwłaszcza że orkiestra też od dawna bardzo zjechała z poziomem. Ale to już zadanie dla pana Urbańskiego.
Pytanie czy po miesiącach miodowych kadencji nowego dyrektora artystycznego niegościnnego (ale w sumie bardziej goscinnego niz inni goscinni) i amerykańskim śnie w tym kończącym sie powoli sezonie coś się realnie zmieniło oprócz efekciarskich chwytow zamiany miejsc niektórych muzyków na estradzie? Trudno o zmiany skoro pasterz swoich owieczek fn rozwija swoją karierę gdzie indziej i na wielu frontach, brawo za ambicje, ale pytanie czy to dobre i rozwojowe dla instytucji?
Moim zdaniem niewiele się zmieniło. Mam nadzieję, że od przyszłego sezonu dyrektor artystyczny będzie się bardziej angażował.
Dzień dobry!
Dziś na streamingu na arte.tv transmisja specjalnego, uroczystego koncertu z NFM pod batutą Christopha Eschenbacha. Później też jeszcze przez trzy miesiące będzie można go obejrzeć.
https://www.arte.tv/pl/videos/124825-000-A/christoph-eschenbach/
Słuchałem koncertu w sali NFM. Posłuchałem też kawałka nagrania, na ile oddany jest dźwięk, ale oczywiście nie ma porównania. Swoją drogą zdziwiła mnie ogromniasta orkiestra, jakby mieli Święto wiosny grać. Szukałem jakichś informacji w jakim składzie zwykle grywane jest Ein deutsches Requiem, ale nie znalazłem na szybko. Ktoś może wie? Pewien problem taki, że mi to teraz w głowie ciągle gra…