Kto śpiewa piękniej

Właśnie wypisałam sobie własną finałową dwunastkę Konkursu Moniuszkowskiego, którego II etap śledziłam ostatnie dwa dni. I ogłoszono już wyniki. Pokrywają się z moimi gdzieś tak w połowie.

A poziom, trzeba powiedzieć, jest w tym roku wysoki. Inna sprawa, że trudno się słucha w salach redutowych zwłaszcza tych śpiewaków, którzy bardzo mocno dają głos. Przykład Adriana Domareckiego, który niemal wykrzyczał arię Stefana ze Strasznego dworu i wywołał patriotyczną manifestację publiczności, ale nie przeszedł do finału (w mojej dwunastce też się nie znalazł), jest tu wymowny. Z drugiej strony podobną rzecz zrobiła Justyna Khil z arią Halki O mój maleńki, w której pojechała emocjami może nawet zbyt mocno, ale ona do finału weszła.

Skoro wspomnieliśmy tenory, najpiękniejszym dla mnie był Brytyjczyk Samuel Stopford, który śpiewał tak naturalnie i z uczuciem, że nie mogliśmy się tu z jury nie zgodzić. Żal mi było Gruzina Giorgi Guliashwilego o ładnym głosie i kulturalnym jego kształtowaniu, ale też miał swoje minusy, bywał „pod dźwiękiem”. Ogólnie zwróciłam uwagę na wielu znakomicie śpiewających panów, aż podejrzewałam, że finał będzie co najmniej pół na pół, ale z basów wszedł tylko znakomity Roman Chabaronok (bardzo mi szkoda Huberta Kowalczyka, który moim zdaniem powinien był znaleźć się w finale, ale rozumiem, że jury było już zmęczone oceniając go, bo śpiewał na końcu). Barytony przeszły dwa: Ormianin Aksel Daveyan i Chińczyk Zhe Liu; ja bym widziała jeszcze znakomitego młodego Bułgara Yosifa Slavova. Z wybranych dwóch Daveyan podobał mi się mniej (nawet nie wyśpiewał triolek w arii Almavivy z Wesela Figara, co udało się Marcelowi Durko), ale ponoć miał świetny I etap – koledzy mówią, że przy jego Leci liście z drzewa Chopina ludzie się popłakali (zwłaszcza słysząc świetnie podany tekst i myśląc o nim w kontekście obecnych przykrych czasów).

Z pań też mamy pewne wspólne typy: Ukrainki Mariana Połtorak i Viktoriia Shamanska (choć ta pierwsza, świeża triumfatorka Konkursu im. Ady Sari, trochę mnie rozczarowała ostrością głosu w arii Elwiry z Don Giovanniego) oraz Łotyszka Laura Lolita Perešivana. Zamiast Mariam Suleiman z Włoch wybrałabym raczej Karolinę Levkovą z Czech czy Ukrainkę Aleksandrę Domashchuk; Ormianka Arpi Sinanyan jest dla mnie w tej chwili bardziej materiałem na śpiewaczkę niż skończoną śpiewaczką (ma głos o pięknej barwie i sama jest dużej urody, ale jeszcze musi nad sobą popracować). Trzeba zauważyć, że w tym roku zgłosiło się więcej Ormian (i Gruzinów), co zapewne jest pokłosiem triumfu Juliany Grigoryan trzy lata temu.

No i oczywiście i w dziedzinie śpiewu coraz mocniej wkraczają kraje azjatyckie. Troje Chińczyków w finale to nie jest obraz oddający proporcje – poza Chinami zwłaszcza Korea Południowa była silnie reprezentowana. Co prawda dwie sopranistki o nazwisku Kim miały prawdziwie olśniewające koloratury, ale muzycznie niewiele z tego wynikło; za to podobał mi się ich imiennik, bas Seokjun Kim, ale nie znalazł łaski u jury.

Co jest ważne: przyjechali do nas naprawdę świetni ludzie, którzy często wcześniej otrzymali nagrody na różnych konkursach i mają już zatrudnienie w teatrach europejskich, głównie niemieckich – to największy rynek teatrów operowych. Niekoniecznie więc muszą szukać zauważenia, bo już zostali zauważeni. Świadczy to o prestiżu naszego konkursu – chodzi im przede wszystkim o dopisanie sukcesu do CV. No i oczywiście liczą się, last but not least, pieniądze.

Kto je otrzyma i ile – okaże się w sobotę (jutro przerwa na próby z orkiestrą). Maraton w Sali im. Moniuszki rozpoczyna się o 17, najpierw finały (każdy uczestnik zaśpiewa arię polską i z repertuaru światowego), potem jury idzie na obrady, a w tym samym czasie – uwaga, uwaga, to nie tylko dla miłośników śpiewu, lecz również pianistyki – wychodzi na scenę Martín García García i daje recital o bardzo ciekawym programie, A potem ogłoszenie wyników.