Kilka godzin w TWON

Były emocje, były wzruszenia. 12. Konkurs Moniuszkowski przeszedł dziś do historii, ale zanim to się stało, trzeba było odsiedzieć w teatrze ponad pięć godzin.

Co do I nagrody, chyba wszyscy się zgadzają – Brytyjczyk Samuel Stopford był po prostu najlepszy. Naturalny, wzruszający – tak jak zachwycił mnie parę dni temu jego Nemorino, tak dziś cudownie, ze świetną polską dykcją, zaśpiewał arię Stefana. Nic więc dziwnego, że otrzymał również m.in. nagrodę im. Marii Fołtym za najlepsze wykonanie utworu Moniuszki oraz nagrodę Towarzystwa Miłośników Muzyki Moniuszki za najlepsze wykonanie pieśni tegoż (Znaszli ten kraj w I etapie).

Uważam, że przedwcześnie tak wysoki laur jak II nagroda przypadł Ormiance Arpi Sinanyan, choć dziś arię Abigaille z Nabucca zaśpiewała pełnią swojego przepięknego głosu. Aria Halki za to rozczarowywała brakiem ekspresji i nienajlepszą wymową. Wygląda na to, że nagrodzono to, co jej dała natura.

III nagroda przypadła jej rodakowi Akselowi Daveyanowi. Wygląda na to, że zraziłam się do niego w II etapie, bo po prostu był wtedy w gorszej formie; dziś jego baryton brzmiał o wiele wdzięczniej; co prawda aktorsko rzeczywiście szwankuje, co było widać zwłaszcza w arii Figara z Cyrulika sewilskiego, ale aria Jontka z Halki wileńskiej wzruszyła publiczność (która zagłosowała na niego). Przesłuchałam w końcu owego Chopina z I etapu i rzeczywiście nie dziwię się, że solista otrzymał nagrodę Orlenu za najpiękniejsze wykonanie pieśni polskiej oraz nagrodę im. Carla Marii Giuliniego przyznawaną przez Fundację Kościuszkowską za „wykonanie wypływające z głębokiego przeżycia i czerpiące z istoty człowieczeństwa”. Tę ostatnią nagrodę otrzymała również Łotyszka Laura Lolita Perešivana, która zaprezentowała wstrząsającą Halkę – nie rozumiem, dlaczego została w innych nagrodach pominięta przy jakości technicznej i muzycznej jej śpiewu. Wreszcie IV nagroda – Mariana Połtorak. Dziś pokazała ukraińskiego Wagnera (Elżbietę z Tannhäusera), czyli zaśpiewanego ostrym brzmieniem, ale trzeba przyznać, że potężnym, oraz znów Halkę. Parę nagród dla najlepszej Polki przypadło Justynie Khil – jedynej w finale.

A podczas czekania na wyniki Martín García García zagrał przepiękny recital, szkoda tylko, że publiczność wciąż się upierała, żeby klaskać między wszystkimi – krótkimi przecież – utworami. Zwłaszcza że on wyraźnie chciał muzycznie medytować. Program dobrany pięknie, nawet tonacjami. Ostatecznie skończyło się na tylko jednej, za to ogromnie ciekawej jego własnej transkrypcji pieśni Karłowicza. Ogólnie repertuar kręcił się od Schuberta (D 780) poprzez Chopina (impromptus) i Moniuszkę (Willanella – uroczy, w ogóle nieznany drobiażdżek oraz wirtuozowska transkrypcja Prząśniczki dokonana przez Henryka Melcera) po Mompou (wspaniale go gra), młodego Szymanowskiego (preludia z op. 1 i słynna Etiuda b-moll), który zaskakująco pasował do kontekstu, i wreszcie Albéniza. Siedziałam na szczęście na tyle blisko, żeby było dobrze słychać, i na tyle daleko, żeby nie słyszeć sapania i śpiewania pianisty, więc mogłam zachwycać się jego muzykowaniem bez przeszkód.

PS. A propos Szymanowskiego, w czerwcowe poniedziałki na antenie Radia Kraków nadawane jest słuchowisko w pięciu odcinkach poświęcone kompozytorowi pt. Król Narcyz, na podstawie książki Uwodziciel Danuty Gwizdalanki. Tutaj zapowiedź – pierwszego odcinka nie miałam czasu posłuchać, może mi się uda jutro.