Prawykonanie Tansmana
Nawet IPN zdarza się zrobić coś pożytecznego. Co prawda nigdzie nie da się znaleźć informacji o tegorocznej edycji festiwalu Sztuka źle obecna (o poprzednich dwóch i owszem), ale przynajmniej dzisiejszy, ponoć finałowy koncert Sinfonii Iuventus w Studiu im. Lutosłąwskiego był naprawdę ciekawy.
Tak więc z opisu zeszłorocznego festiwalu pochodzi zdanie: „Wydarzenie poświęcone jest twórcom wykluczonym i cenzurowanym przez władze komunistyczne w Polsce. Do ich grona zaliczamy artystów, którzy zdecydowali się na emigrację jako akt protestu wobec władz komunistycznych, ale także tych próbujących mimo trudności ideologicznych tworzyć nieskrępowaną sztukę w swojej Ojczyźnie”. Zacytował je dziś również prowadzący koncert Adam Tański, organista, który przedstawił się jako kurator muzyczny festiwalu. Jednak żadnego z wykonywanych kompozytorów te zdania nie dotyczą. Roman Maciejewski wyfrunął z kraju w 1934 r. jako 24-latek, później krążył między Wielką Brytanią, Stanami Zjednoczonymi i Szwecją, tu nigdy nie wrócił. Jego twórczość nie była zakazana w Polsce; prawykonanie monumentalnego Requiem odbyło się na Warszawskiej Jesieni (1960), ale nie wywołało zachwytu – wówczas interesowano się przede wszystkim awangardą, a Maciejewski od niej był jak najdalszy. Dopiero wykonanie w 1990 r. na Wratislavii stało się ponownym odkryciem dzieła (byłam, pamiętam, jakie było wrażenie). Suita na małą orkiestrę „Sceny z nadmorskiego krajobrazu” z 1972 r. jest inna, to bardzo przyjemna muzyka, na skraju neoklasycyzmu i impresjonizmu, połyskująca barwami, mogłaby ilustrować rzeczywiście jakieś filmowe sceny, choć nie jest ilustracyjna. Można posłuchać tutaj.
Henryk Wars także nie był w Polsce zakazany, tyle jego przedwojennych przebojów grano i po wojnie, że był nawet całkiem nieźle obecny. Ale też po wojnie nie wrócił, mieszkał w Stanach i robił karierę w Hollywood. Jego Koncert fortepianowy, trochę pomiędzy Gershwinem a Rachmaninowem (a nawet Addinsellem), nagrał swego czasu Piotr Orzechowski, ale wykonywał go również Marcin Masecki. Dziś Pianohooligan znów wziął go na warsztat, ale tym razem nachuliganił – wstawił blisko początku długą, improwizowaną kadencję. Tutaj zagrał „po bożemu”, więc nie daje to obrazu, ale ta kadencja była świetna, wirtuozowska i dosyć długa, więc – jako że utwór jest krótki – można powiedzieć, że częściowo było to jego dzieło.
Aleksander Tansman też do reżimu komunistycznego miał się nijak, poza Polską był od 1919 r. (miał wówczas 22 lata, wygrał pierwszy w niepodległej Polsce konkurs kompozytorski i jechał na studia uzupełniające do Paryża, gdzie ostatecznie zrobił ogromną karierę). Jego dzieł nie wykonywano z Polsce przed wojną po trosze w wyniku postawy „nieobecni nie mają racji”, a po części i z antysemityzmu (co wykrył i opisał w swojej książce Wojciech Wendland). Po wojnie niewiele lepiej, ale kraj sobie o nim przypominał stopniowo od lat 60., więc ostatnie lata życia kompozytor miał osłodzone: w 1979 r. dostał nagrodę honorową Związku Kompozytorów Polskich i przyznano mu jego członkostwo honorowe, a jego utwory wykonywano w Polsce – głównie Renard Czajkowski w Poznaniu. Kompozytor przyjeżdżał do Polski w odwiedziny i był przeszczęśliwy. Janusz Cegiełła napisał o nim sążnistą monografię. Potem znów na pewien czas o nim zapomniano, dopiero Andrzej Wendland rozkręcił w jego rodzinnej Łodzi festiwale i konkursy im. Tansmana, ale ostatecznie padły i była to jedna z wielu zbrodni PiS na kulturze: projekt kolejnej edycji festiwalu, który dostał prawie maksymalną ilość punktów od ekspertów, został przez ministra odwalony, a impreza już się nie podniosła.
Dzisiejsze prawykonanie (!) muzyki baletowej He, She, and I z 1946 r. zawdzięczamy dyrygentowi prowadzącemu dzisiejszy koncert, Norbertowi Twórczyńskiemu. A młodzi muzycy mieli z jego wykonania widoczną frajdę. Jaka to świetna muzyka! Tansman w najlepszej formie, wierny swojej stylistyce pomiędzy Grupą Sześciu, Strawińskim w średnim okresie, Gershwinem (ze wszystkimi się przyjaźnił), ale jednak indywidualnej, nie do pomylenia. I jest to muzyka, która byłaby idealna do baletu – wyrazista, wyraźnie ilustrująca jakieś enigmatyczne scenki (libretto nie zachowało się, jedynie adnotacje na partyturze), momentami nawiązująca do jazzu, a momentami – do rytmów latynoskich. Chciałoby się teraz, żeby wziął ją na warsztat jakiś choreograf(-ka) z fantazją. Ale jako muzyka koncertowa też się broni i powinna zostać nagrana. Ile jeszcze perełek leży w Bibliothèque nationale de France, gdzie córki Tansmana przekazały jego partytury? A był bardzo płodnym kompozytorem i zdumiewające, że właściwie wszystko, co napisał, w każdym razie wszystko, co znamy, jest tak znakomitej jakości.
PS. Po południu zajrzałam też do Parku Ujazdowskiego, gdzie rozpoczęła się właśnie już trzecia seria koncertów Paderewski na Ujazdowie. Jeśli ktoś ma dość Chopina w Łazienkach, może przyjść w kolejne soboty na 16. tutaj, żeby posłuchać innej muzyki – dziś Beata Bilińska grała Bacha, Mozarta, Paderewskiego, Szymanowskiego, Rachmaninowa i Bacewiczównę, a Chopin był tylko na bis.
Komentarze
A jak z frekwencją na koncercie? Przyznaję, że dowiedziałem się o nim dopiero z tego wpisu, nawet na stronie IPN nie było informacji (choć mają miejsce na wiele innych rzeczy), jedną tylko wzmiankę zauważyłem na facebookowym profilu SI, ale najwyraźniej pominąłem 🙁 A wejście było bezpłatne.
No właśnie.
Frekwencja nie była powalająca, trochę ludzi było, bo na koncerty Sinfonii Iuventus chodzą często rodziny tych młodych muzyków. Ale tym razem było mniej. A szkoda. Na stronie Studia im. Lutosławskiego ten koncert wisiał, ale trzeba było tam wejść i go zauważyć. Ja dostałam mail od pani z Sinfonii Iuventus, jak o innych koncertach tej orkiestry. Była tam też informacja o tym, że można się zarejestrować na bezpłatną wejściówkę na stronie IPN, ale finalnie tych wejściówek nie sprawdzano 🙂
Wiedziałem o tym koncercie od jakiegoś czasu – źródła niestety nie pomnę. Miałem jednak poważne wątpliwości, czy na wydarzeniu tego organizatora wypada się pojawić…
Też nie lubię tego organizatora; osobiście znam parę świetnych osób, które tam pracowały i próbowały robić dobrą robotę, ale nie muszę dodawać, że już od dawna nie pracują. Natomiast prawykonanie Tansmana było dla mnie ważniejsze niż to, jakie mam uczucia względem IPN.