Gwiazdor na Wawelu

Przyjechałam specjalnie na Toscę na Wawelu (w ramach Letniego Festiwalu Opery Krakowskiej) z powodu Jonathana Tetelmana i muszę powiedzieć, że takiego Cavaradossiego jeszcze nie słyszałam na żywo.

Rzadko się bowiem zdarza, że gwiazdy przyjeżdżają do nas w pełni swojej kariery, a właściwie w momencie wznoszącym – 37-letni tenor, urodzony w Chile, adoptowany i wychowany w Stanach Zjednoczonych, śpiewa na coraz ważniejszych scenach europejskich i pięć lat temu podpisał kontrakt na wyłączność z Deutsche Grammophon.

Trudno się dziwić, że tak przebojem pnie się w górę – ma wszelkie walory, nie dość, że głos jak dzwon, to jeszcze na dodatek jest wysoki, przystojny i dobry aktorsko. Do roli Cavaradossiego jest idealny: jego charyzma bardzo pasuje do niepokornego malarza. A wysokie nuty przeciągał z niesłychaną łatwością, niby był to pewien popis, ale służył też budowaniu roli.

Sam spektakl, w reżyserii Laco Adamika oraz z dekoracjami i kostiumami Barbary Kędzierskiej, chodzi na scenie krakowskiej od 1997 r. (wystawiono go później też w Poznaniu) i jest zarazem minimalistyczny i realistyczny: kostiumy z epoki, niewiele rekwizytów, uniwersalne czarne proste kolumny, które służą za kontekst i w kościele (gdzie są tylko rekwizyty wymienione w tekście: obraz, drabina i figurka Matki Boskiej), i w gabinecie Scarpii, i w więzieniu. Co do śpiewaków, trzy role główne były gościnne: Toską była Vanessa Goikoetxea, również Amerykanka, ale o korzeniach baskijskich, jest o 8 lat starsza o Tetelmana (co jest widoczne), a jej głos ma ostrą barwę, która mi do Toski nie pasuje. Ale starała się, tę ostrość wyłączyła w Vissi d’arte, co dało bardzo dobry efekt. Mikołaj Zalasiński jako Scarpia był niezły aktorsko, ale w głosie odczuwało się pewne zmęczenie, nawet momentami kłopoty z intonacją. W sumie jednak spektakl był udany (orkiestra pod batutą Piotra Sułkowskiego grając z takim solistą miała większą motywację, więc dostała skrzydeł), a wszelkie dodatkowe efekty tylko zwiększały napięcie. Dwa razy zaczynało padać, ale na szczęście drobną mżawką i szybko przestawał, parę razy dzwon z wieży zadzwonił dokładnie wpasowując się w akcję. Ogólnie warto było.

Reklama