Don Elviro w Muzeum Historii Polski
W dzień przerwy w Konkursie Moniuszkowskim również słuchałam śpiewu, przy okazji docierając wreszcie na festiwal Sinfonia Varsovia Swojemu Miastu.
Jeszcze w zeszłym roku brazylijski sopran Bruno de Sá nagrał dla Warnera, wspólnie z Wrocławską Orkiestrą Barokową pod dyrekcją Jarosława Thiela, płytę Mille affetti zawierającą muzykę klasycyzmu. Promowali ją w różnych miejscach, od Wersalu po NFM. Teraz wystąpił po raz pierwszy w Warszawie z repertuarem z tej płyty, ale nie z WOB, lecz ze składem kameralnym Sinfonii Varsovii pod batutą również Jarosława Thiela.
Po raz pierwszy odwiedziłam Audytorium Muzyki Historii Polski i choć słyszałam wiele zdań na temat kiepskiej akustyki tego wnętrza, muszę powiedzieć, że jest tam lepiej niż się spodziewałam. Oczywiście to zależy od tego, kto wykonuje, zapewne też różnie się słyszy w różnych miejscach (ja siedziałam w szóstym rzędzie). Orkiestra kameralna brzmi całkiem nieźle; co do śpiewaka, to, że nie zawsze go było najlepiej słychać (myślałam sobie wtedy „cienko śpiewa” – ale nie ze względu na wysokość, lecz na głośność), wiązało się z jego interpretacjami, skłonnościami do nadmiernych czasem pian i w gruncie rzeczy niewielkim wolumenem jego głosu. Choć bywało, że dawał go więcej i od razu było lepiej.
Nikły był początek Exsultate, jubilate Mozarta; dopiero ostatnie Alleluja zabrzmiało bardziej wyraziście. Ale nie wiadomo dlaczego w arii z opery Andromeda Johanna Friedricha Reichardta na recytatyw solista schował się za orkiestrę, a później przeszedł na bok – to też stłumiło jego głos.
Dopiero w drugiej części koncertu jakby się obudził, pokazał swój temperament showmana (przebieranki, gesty) i głos – w tym olśniewającą technikę – również. Jest prawdziwym sopranem, ze skalą gdzieś do d trzykreślnego, ale też – w arii Luigiego Caruso – sięgał w dół do f małego. Brzmienie ma nawet nie kobiece, lecz dziewczęce, bardzo jasne. Publiczność była zachwycona i wyprosiła dwa bisy, oba Mozarta: anielskie Laudate Dominum oraz… arię Elwiry z Don Giovanniego (Mi tradi dell’alma ingrata). Ten bis był chyba najlepszy z całego koncertu – rzadko słyszy się tak dobre nawet damskie Elwiry. Jego kontekst jest taki, że ostatnio solista wziął udział w wystawieniu Don Giovanniego w berlińskiej Komische Oper (obecnie w Schiller-Theater) w reżyserii Kirylla Serebrennikova jako – właśnie – Don Elviro.
Orkiestra wypadła świetnie w tym dość nietypowym dla siebie zadaniu. A z festiwalu pozostały jeszcze trzy koncerty: dwa w Studiu im. Lutosławskiego (12 i16 czerwca) oraz w poniedziałek występ plenerowy Sinfonia Varsovia Brass. Informacje tutaj.