Wczesnoklasycznie i późnoromantycznie

Po południu występ {oh!} Orkiestry z solistami, wieczorem recital Kate Liu – dużo różnych wrażeń, nie zawsze najlepszych niestety.

Tylko jeden koncert w tym roku dał zespół Martyny Pastuszki. Repertuar tym razem był muzycznie bezproblemowy, ale wcale nie taki łatwy. Symfonia D-dur KV 133 16-letniego Mozarta nie jest jeszcze arcydziełem, ale ma dużo wdzięku, który został przez muzyków adekwatnie oddany. IV Koncert skrzypcowy A-dur Janiewicza jest w gruncie rzeczy w zbliżonym stylu, tyle, że Mozart nawet jako 16-latek nie robił błędów harmonicznych typu oktawy równoległe… Za to partia skrzypcowa jest znów bardzo wirtuozowska, z dwudźwiękami i biegnikami. Muszę powiedzieć, że chyba rzeczywiście Chouchane Siranossian najlepiej się udaje to cudactwo wykonać, choć i ona raz sfałszowała. Widać tak musi być. Za to na bis zagrali wspólnie „na zachętę” fragment finału V Koncertu Janiewicza, tego najbardziej znanego, „klezmerskiego”.

W drugiej części Tomasz Ritter i I Koncert Beethovena. Trochę niestylowo było, bo na erardzie z 1849 r., więc raczej mogliśmy sobie wyobrazić, jak Chopin grałby Beethovena. Ale też dzięki temu fortepian był bardziej słyszalny i miał większe pole do popisu. A pianista tym razem sobie poszalał; kadencję wybrał najdłuższą z tych Beethovenowskich, dodawał czasem ornamenty, grał ze świetną energią, zwłaszcza radosny finał. Za to na bis pokazał liryczną stronę w Pieśni bez słów op. 67 nr 3 Mendelssohna.

Kate Liu dziś chyba nie była w najlepszej formie. Z dusznickiego programu powtórzyła Chopina Nokturn F-dur i Berceuse; był tam jakiś cień niepewności, choć jednocześnie jak zawsze snucie księżycowego nastroju. Lunatycznie było też w pierwszej i ostatniej z Ballad op. 10 Brahmsa; wydobytych tam zostało wiele dziwności, których zwykle się nie słyszy. Więcej energii było w drugiej części: Sonacie fis-moll op. 23 Skriabina i Preludium, chorale i fudze Francka, tyle że ten Skriabin był w sumie mało skriabinowski (sama nie umiem określić dokładnie, o co mi chodzi), a utworu Francka po prostu nie znoszę i nie zostałam do niego przekonana. W Bachowskim bisie wróciła do kołysankowego nastroju, więc więcej już jej o bisy nie prosiliśmy… Ale powiem szczerze, że wolę mniej udany występ Kate od porządnego występu pianisty z mniejszą fantazją.

Reklama