Dobry mamy chór
…w Filharmonii Narodowej. I świetnie, że zdarza mu się czasem dawać takie koncerty, z ambitnym współczesnym lub prawie współczesnym repertuarem. To zasługa jego szefa, Bartosza Michałowskiego.
Koncert miał podtytuł Dialogi wieczności, co oznaczało tyle, że wszystkie wykonane utwory łączyła duchowość. Wszystkie też powstały na przełomie wieków. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie dzieło Granum sinapis (ziarno gorczycy) Pascala Dusapina. Ten francuski kompozytor, najmłodszy z dziś wykonywanych (70), zafascynowany twórczością Edgara Varèse’a, uczeń Yannisa Xenakisa, kojarzy się z muzyką intensywną, awangardową, wymagającą dla wykonawcy, wręcz wirtuozowską. Ale to, czego słuchaliśmy, było zupełnie inne – to jedna wielka medytacja, trwająca prawie pół godziny, nie do końca zrozumiała na ucho, bo śpiewana w Mittelhochdeutsch, czyli staroniemieckim; to tekst mistyczny, który przypisuje się Mistrzowi Eckhardtowi. Ściszona, kontemplacyjna kompozycja na chór a cappella wybrzmiała tym mocniej, że na sali zostało wyciemnione światło. Można było zapaść w trans.
Trochę zepsuł (jak dla mnie) tę atmosferę Amao omi na chór i kwartet saksofonowy Giji Kanczelego (2005). Ten przemiły człowiek jako kompozytor był dość nierówny, nierzadko niebezpiecznie zbliżał się do granicy kiczu, a nawet ją przekraczał. W tym utworze było przekroczenie jak na mój gust. Też niby uduchowiony, z pojedynczymi słowami po gruzińsku (czyli znów rzecz niezrozumiała, może poza „alleluja”), po kilku minutach zaczął mi się dłużyć, a trwał również koło pół godziny, tym razem w pełnym świetle.
Berliner Messe Arvo Pärta z 1990 r. pochodzi jeszcze z okresu „tintinnabuli”, czyli najbardziej kojarzącej się z tym twórcą techniki kompozytorskiej. Te „dzwoneczki” polegają na tym, że jako równoległe głosy rozbrzmiewają rozłożone akordy, a na ich tle – gamy, czego skutkiem jest przeplatanie się sekund i tercji. Msza berlińska jest całkowicie na tym oparta, a chórowi towarzyszą organy. I w tym utworze nie przygaszono świateł, ale nastrój był. Choć myślę, że akurat ta msza bardziej pasuje do kościoła, potrzebna jest jej przestrzeń i pogłos.
Przyjęcie tego repertuaru przez widownię świadczy o tym, że warto wykonywać tego typu muzykę nie przejmując się tym, że skoro (prawie) współczesna, to trudna. Naprawdę może się to podobać trochę szerszej publiczności.