Minikwartesencja
W tym roku z powodu wiadomego nie mogłam być na Kwartesencji, której koncerty miały miejsce w październiku. Mała rekompensata w wykonaniu Royal String Quartet była dziś na festiwalu Trzy-Czte-Ry, na który to koncert udało mi się dotrzeć.
Październikowy program był bardzo ciekawy i żałuję, że go nie słyszałam. Zupełnie inny od dzisiejszego, który wydawał się… grzeczny i zwyczajny, wbrew podtytułowi festiwalu „Konteksty. Kontrasty. Konfrontacje”. Okazuje się jednak, że miał być jeszcze inny – Maciej Grzybowski nie zdradził nazwiska, ale jakiś kompozytor współczesny wycofał utwór z koncertu, a w uzupełnieniu miał być jeszcze III Kwartet Bartóka. Trudno, więc dziś musieliśmy obracać się między Haydnem a Schumannem.
Kwartet smyczkowy G-dur Haydna, jeden z ostatnich, był jednym z pierwszych wykonywanych przez RSQ i znalazł się nawet na pierwszej płycie zespołu. Muzycy grali go wówczas dość intensywnie, a później zwrócili się w inne strony, więc to był dla nich powrót po latach – ciekawe wrażenie, jak mówią (oczywiście nie dotyczy to altowiolisty Pawła Czarnego, który jest w zespole dopiero od kilku lat). Na swoim festiwalu też w tym roku grali Haydna, ale Kwartet f-moll. Natomiast z zeszłorocznej Kwartesencji usłyszeliśmy znów Kwartet a-moll op. 13 Mendelssohna – owo beethovenowskie dzieło 18-latka. Oba utwory wykonane z czułością, dopieszczone.
Trochę na żywioł z kolei było wykonanie Kwintetu fortepianowego Schumanna, w którym do zespołu dołączył pianista Maciej Piszek. Przyznali później, że niewiele mieli czasu na wspólne próby, ale dobrzy kameraliści zawsze sobie jakoś radzą w takich sytuacjach (chyba że nie ma między nimi chemii), więc i oni sobie poradzili, a to jest akurat utwór, który musi sprawiać wykonawcom frajdę, jest w nim bardzo pozytywna energia, która się udziela.
Bardzo ciekawie zapowiada się koncert niedzielny na Trzy-Czte-Ry i ogromnie żałuję, że nie będę na nim, ponieważ jadę na premierę do Poznania. Na kolejny, 27 listopada, już się wybieram.
Komentarze
Ależ działa na wyobraźnię ten kompozytor-anonim, do tego jeszcze z Bartókiem! Ale i tak koncert świetny, tym bardziej, że się stęskniłam – opuściłam dwie ostatnie edycje Kwartesencji.
W niedzielę postaram się być w S1. A na czwartek czekam 🙂
Przy tej okazji warto napisać o pierwszym koncercie Trzy-Czte-Ry bo był bardzo ciekawy. Pierwsza część poświęcona była osobie Andrzeja Bauera. Bardzo oryginalnie połączone ze sobą utwory grane bez przerwy. W pierwszym momencie myślałam, że jest pomyłka w programie, gdyż ten sam utwór Bacha pojawiał się dwa razy, a jednak taki właśnie był początek i koniec. Pięknie była grana ta muzyka dawna z Lutosławskim w środku w towarzyszeniu Aukso z Markiem Mosiem. Był nawet element performansu, gdy pan Bauer odczytał fragment tekstu z komórki, ale nie za bardzo zrozumiałam sens, a na części rozmów już niestety nie zostałam. Widać było, że całość przemyślana i wykoncypowana.
Tego dnia miałam jednak nastrój na muzykę współczesną (jeżeli 1983 można jeszcze do takiej zaliczyć). Niesamowicie zabrzmiało „Arbor cosmica” Panufnika, 12 ewokacji na 12 smyczków. Kontrasty brzmienia i tempa, a jednocześnie pewna skromność tej muzyki sprawiały, że było to dla mnie bardzo przejmujące i szczere. Nigdy specjalnie nie interesowałam się twórczością Panufnika. Może czas zacząć.
W niedzielę wybrałam jednak „Trzy kolory. Niebieski” w Muranowie, bo nigdy nie widziałam w kinie. Film, który bardzo boli, a jednak jest przepiękny.
A na czwartek również czekam.
Off-topic, podsłuchuję streamingi z Paderewskiego w Bydgoszczy, gdzie dzisiaj zaczynają się finały. Na szczęście mało było Chopina, w półfinałach też trochę można było mieć przesyt obowiązkowym Mozartem, ale generalnie rozrzut utworów imponujący. W I etapie całkowita dowolność. Kilka utworów było dla mnie odkryciem. No i specjalny utwór Herdzina „Arrectis auribus” napisany na zamówienie bardzo ciekawy. Pięcioro finalistów nieco zawiodło oczekiwania słuchaczy, którzy mieli swoich ulubieńców, którzy nie zostali zakwalifikowani. Chyba nigdy nie da się zadowolić wszystkich 😉 Niemniej szkoda, że zainteresowanie bardzo małe, podczas przesłuchań pustki na sali. A kilka osobowości powinno się wybić w przyszłości, mają duży potencjał.
Co do Paderewskiego – trzymam kciuki za Elie Cecino. Obserwuję go od dłuższego czasu i ma wielki potencjał.
Wczoraj w finałowym wystąpieniu wspaniale zaprezentowała się Koreanka Hyunjin Roh grając Cesarski Koncert nr 5 Beethovena, chyba wszyscy byliśmy pod wielkim wrażeniem. Do tej pory nie do końca byłam do tej uczestniczki przekonana, ale teraz mnie zachwyciła