Sacrum zmieszane z profanum

Można powiedzieć, że oba koncerty pierwszego dnia tegorocznego Actus Humanus Nativitas były właśnie takie. Trochę jak w życiu.

Po raz drugi przyjechał na festiwal zespół Laboratorio ‚600 i znów wystąpił w Ratuszu Staromiejskim. Poprzednim razem był w 2023 r. i wykonywał muzykę z Kalabrii; ja akurat nie byłam na tym koncercie, więc nie mogę porównać, ale tegoroczny program sycylijski był przejmujący. Składał się z ludowych pieśni, które zbierał m.in. nie kto inny niż Meyerbeer, ale też muzykologowie włoscy z początków XX w. Śpiewał Pino de Vittorio, który jest centralną postacią zespołu, choć szefem jest teorbista i muzykolog Franco Pavan (z muzycznego usposobienia siła spokoju). Towarzyszyli im jeszcze świetni: lutnista Fabio Accurso i harfistka Flora Papadopoulos. A Pino… z początku można było rozczarować się jakością jego głosu (cóż się dziwić, ma 71 lat), ale z czasem się rozkręcił i już przez resztę koncertu rządził. Jego śpiew był bardzo specjalny, momentami bardziej może ludowy niż artystyczny, ale przede wszystkim uderzały ekstremalne po prostu emocje – śpiewał całym sobą, zwłaszcza owe pozycje poświęcone sacrum: Passioni di Nostri Signuri Gesu Cristi dwie zwrotki) i Stabat Mater (z użytymi tylko trzema pierwszymi wersami). Ale też pieśni o miłości były bardzo intensywne. Wszystko przeplecione tarantelami i innymi tańcami. Koncert trwał prawie półtorej godziny, ale nie dłużył się ani przez sekundę, był też bis, a stojak był obowiązkowy.

Z zachwytami spotkał się też drugi koncert, w Dworze Artusa. Po raz pierwszy wystąpiła u nas grupa Accademia del Piacere (wcześniej była w 2023 r. na Watislavii, ale nie było mnie tam wtedy) – wbrew włoskiej nazwie międzynarodowy zespół z Sewilli; założył go Fahmi Alqhai, Syryjczyk, ale też w Sewilli urodzony. Program także był hiszpański. Jego tytuł Colombina mógłby się kojarzyć z commedią dell’arte, ale nie chodzi tu ani o postać-Kolombinę, ani o małą gołąbkę, tylko o bezcenny zbiór nut z drugiej połowy XV w., należących do unikatowej biblioteki gromadzonej przez syna Krzysztofa Kolumba, Fernanda. Zbiór niezwykle bogaty, bo zawierający 9 dzieł różnych gatunków i o różnym charakterze, i religijnym, i świeckim. Zresztą nie tylko z muzyki hiszpańskiej, ale też np. Jacoba Obrechta – w programie znalazło się jego Ave maris stella. Kilka instrumentów – trzy gamby, vihuela, pozytyw i bębny – towarzyszyły znakomitemu kwartetowi solistów. I znów to, co religijne, przeplotło się z tym, co świeckie. A rozentuzjazmowana publiczność namówiła muzyków do dwóch bisów. W pierwszym z nich, powtórzonym owym Ave maris stella, na zakończenie zabrzmiała dla żartu pierwsza fraza znanej angielskiej kolędy Deck the halls.

Reklama