Prawo do sądu nie dla NGO-sów
W ramach deregulacji, która miała uprościć życie głównie przedsiębiorcom, przygotowano przepis, który odbiera organizacjom pozarządowym prawo odwołania się do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Przepis wygląda na wrzutkę, czyli metodę tak przecież krytykowaną w wykonaniu rządu PiS. Jest wymierzony w organizacje pozarządowe, które do sądu administracyjnego idą zwykle w obronie interesu społecznego. Jest sprzeczny z konstytucją, bo odbiera pewnej grupie prawo do sądu i tworzy nierówność stron w procesie przed sądem administracyjnym. Jest też sprzeczny z ratyfikowanymi przez Polskę umowami międzynarodowymi. I taki projekt powstał w resorcie sprawiedliwości, na którego czele stoi wywodzący się z organizacji pozarządowej były Rzecznik Praw Obywatelskich.
Trwa dyskusja, dlaczego kandydat Platformy Obywatelskiej na prezydenta przegrał wybory. To jedna z odpowiedzi: bo partia rządząca i jej kandydat sprzeniewierzają się wartościom, w których obronie ludzie w czasie rządów PiS wychodzili na ulice i których Platforma Obywatelska zobowiązała się bronić i przestrzegać. Jedną z tych wartości było wspieranie rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, a więc także organizacji pozarządowych. Inną: uzdrowienie procesu legislacyjnego, a w ramach tego m.in. wyeliminowanie wrzutek legislacyjnych i przywrócenie konsultacji społecznych.
Tymczasem – jak piszą na stronie organizacji Pracownia na rzecz Wszystkich Istot Radosław Ślusarczyk i adwokatka Karolina Kuszlewicz – projekt skierowano do Komitetu Stałego Rady Ministrów bez konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych, co uzasadniono rzekomą „pilnością prac legislacyjnych”. Czyli legislacja à la PiS w czystej postaci. A proces legislacyjny miał być za rządów koalicji transparentny.
Projekt narusza prawo międzynarodowe dotyczące udziału społeczeństwa w decyzjach dotyczących środowiska. Sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Ignacy Niemczycki w piśmie dotyczącym tej regulacji napisał do ministra sprawiedliwości: „w licznych aktach prawa wtórnego UE w zakresie środowiska zostały określone wyraźne wymogi dotyczące zapewnienia członkom zainteresowanej społeczności dostępu do wymiaru sprawiedliwości”. Minister Niemczycki wymienia też konwencję „o udziale społeczeństwa w podejmowaniu decyzji oraz dostępie do sprawiedliwości w sprawach dotyczących środowiska” (konwencja z Aarhus) i dyrektywę Rady 92/43/EWG „w sprawie ochrony siedlisk przyrodniczych oraz dzikiej fauny i flory”. I ostrzega: „wprowadzenie projektowanego rozwiązania może prowadzić do wstrzymania bądź do całkowitego zablokowania przez KE finansowania przedsięwzięć z funduszy UE ze względu na systemową niezgodność polskiego prawa z wymogami prawa UE w zakresie środowiska”.
Projekt godzi nie tylko w organizacje zajmujące się środowiskiem naturalnym. Ministerstwo w uzasadnieniu tego przepisu wyjaśnia, że chodzi o sytuacje, gdy organizacja przystępuje do sporu dwóch podmiotów jako „uczestnik na prawach strony”. Odebranie organizacji prawa do wniesienia skargi kasacyjnej do NSA ma – zdaniem resortu – chronić prawo tego uczestnika sporu, który wygrał przed zaskarżeniem korzystnego dla niego wyroku, jeśli druga strona rezygnuje z wniesienia kasacji. Rozumowanie mało przekonujące, szczególnie gdy na drugiej szali leży konstytucyjna równość w dostępie do sądu.
Ten przepis wydaje się raczej służyć władzy – każdego szczebla – do pacyfikowania społeczeństwa obywatelskiego patrzącego władzy na ręce, bardzo często właśnie poprzez przyłączanie się do spraw przed sądami administracyjnymi.
„Wszystkim, którzy głosowali na Rafała Trzaskowskiego, mówię dziś: jedziemy dalej” – powiedział premier Tusk w krótkim powyborczym telewizyjnym wystąpieniu. Pytanie: dokąd w ten sposób zajedziemy?