Wały ochronne

Z okazji ukraińskiego Dnia Niepodległości przypomnijmy, że Polska jako pierwsze państwo na świecie uznała niepodległość Ukrainy. Stało się to za premierostwa Jana Krzysztofa Bieleckiego. Była to decyzja wybiegająca w przyszłość.

Wychodziła z założenia, że we wspólnym interesie obu państw i społeczeństw leży współpraca na wielu polach, w tym polityczna i gospodarcza. W tle była kwestia Rosji i złych doświadczeń historycznych Polski i Ukrainy z traktowaniem Europy Środkowo-Wschodniej jako swojej strefy wpływów przez Moskwę od XIX w. aż po epokę sowiecką i dzisiejszą Rosję Putina.

Mimo że wiele się wydarzyło, dobrego i złego, w stosunkach polsko-ukraińskich, założenie przyjęte przez rząd Bieleckiego pozostaje aktualne. Można rzec, że dramatycznie aktualne w świetle agresji Rosji na Ukrainę i prób jej powstrzymania, jak dotąd nieskutecznych. Polscy nacjonaliści, ci miękkcy w obozie Kaczyńskiego i ci twardzi od Brauna, oddają przysługę Putinowi, gdy wzniecają nastroje antyukraińskie w Polsce.

Rosyjska dywersja nastawiona jest na podsycanie nieufności Polaków do Ukraińców, wbijanie klina między społeczeństwo polskie a społeczność ukraińską w naszym kraju. Mniej wykształconych łapie na haczyk, zasypując internet zmyślonymi historyjkami o ukraińskiej obłudzie i niewdzięczności. Lepiej zorientowanych straszy przywoływaniem rzezi wołyńskiej i rzekomej dominacji banderowszczyzny w polityce Kijowa i wśród rzesz obywateli ukraińskich.

Najnowszy przykład to incydent z wniesieniem flagi banderowskiej na koncert na Stadionie Narodowym w Warszawie. Flagę rozwinął Ukrainiec w mylnym przekonaniu, że ten gest solidarności z walczącą z Rosją Ukrainą tak właśnie będzie odczytany w Polsce. Niestety, od razu rzuciła się nań polska skrajna prawica jako na dowód, że Polsce zagraża skrajny ukraiński nacjonalizm. Ukrainiec przeprosił i dziękował Polakom za pomoc Ukrainie. Nie był dywersantem, ale nie znał historii konfliktów polsko-ukraińskich.

Tę niewiedzę wykorzystuje polska skrajna prawica nacjonalistyczna. Tym skuteczniej, że z kolei w Polsce tak właściwie historia Ukrainy, z wszystkimi jej komplikacjami, też jest nieznana w szerokich kręgach społeczeństwa. Urabianie postaw przez propagandę zawsze bazuje na ignorancji, negatywnych stereotypach i emocjach, uproszczeniach i generalizacjach. Czy to w odniesieniu do Żydów i migrantów, czy do Ukraińców.

O tej sprawie pisze na łamach „Więzi” Karol Grabias („Banderyzacja to mit. Antyukraińska histeria to fakt”). Przypomina, że na ugrupowania nacjonalistyczne głosuje 1-2 proc. Ukraińców, a więc mitem jest szerzona u nas rosyjska i skrajnie prawicowa propaganda o „banderyzacji” Ukrainy.

Natomiast faktem są skutki społeczne i polityczne szerzenia tej propagandy w Polsce: wzrost nastrojów antyukraińskich, które skrajna prawica usiłuje rozgrzać do histerii. Bo to nie Ukraińcy pchają się w ręce antypolskich nacjonalistów, tylko polscy nacjonaliści przyprawiają taką gębę ukraińskiemu społeczeństwu. I dlatego to nie „banderowcy” są problemem, tylko Polacy, którzy pod wpływem braunistów i im podobnych kupują ten mit, stały element propagandy rosyjskiej.

Żaden agresywny nacjonalizm nie rozwiązywał i nie rozwiąże problemów, tylko je potęguje, bo niesprawiedliwie atakowani się radykalizują i koło się zamyka. Rzeczą mądrych polityków i innych liderów opinii jest nie tylko ostrzegać przed tego skutkami na krótką i długą metę, ale też temu przeciwdziałać.

Od tego w systemie demokratycznym są edukacja publiczna, media, szczególnie publiczne, i publiczna debata, a jeśli trzeba, wymiar sprawiedliwości. Odgrywają rolę podwójną: informują, dostarczają rzetelnej wiedzy, a jednocześnie są wałem ochronnym przeciwko zalewowi propagandy i nienawiści.

Wiem dobrze, że wały ochronne coraz częściej pękają, a powodów tej dysfunkcji jest wiele. Lecz to też nasza wina, gdy jesteśmy bierni na najniższym, społecznym, obywatelskim szczeblu. Jan Tomasz Gross pytał, jak to możliwe, że można być antysemitą po Holokauście. A jak można być ukrainożercą po napaści Rosji na Ukrainę?

Reklama