Dronomachia

Niestety. Skutecznie działa rosyjska machina dezinformacyjna. Przynajmniej w Polsce. Po rosyjskim ataku dronowym na nasz kraj niemal od razu w internetach zaczęła się akcja propagandowa obarczająca winą za nalot nie Rosję, lecz… Ukrainę.

Dywersanci podsuwali też inne opcje, np. winę rządu Tuska czy NATO. Cel był jasny: siać nieufność do Ukrainy i Ukraińców, osłabiać poparcie dla proukraińskiej polityki państwa polskiego i dla obecności Polski w strukturach zachodnich.

Na szczęście ściek internetowy to nie to samo, co wynik profesjonalnego sondażu opinii. Miejmy nadzieję, że w takim badaniu większość pytanych nie powtórzyłaby narracji rosyjskiej o winie Ukrainy czy prawicowej o winie rządu Tuska. Choć pewności wcale nie mam, bo Rosja i jej piąta kolumna w Polsce przecież nie złożyły cybernetycznej broni. Tej propagandy i dezinformacji będzie niestety raczej przybywało. Mimo wezwań i ostrzeżeń ze strony władz i resortów rządowych, ekspertów i mediów. Rosja i skrajna prawica świetnie wykorzystują nieufność do mediów tzw. głównego nurtu i do polityków, zwłaszcza aktualnie rządzących.

Wydawałoby się, że powinna tu trzeźwiąco działać zasada, że kto mieczem wojuje, od miecza ginie, ale jakoś nie działa. Fałsze i kłamstwa wpuszczane w obieg publiczny przez media skrajnej prawicy nikomu wśród ich odbiorców nie przeszkadzają, nie przekreślają ich wiarygodności. Tak działa polaryzacja: z góry nie wierzy się i odrzuca przekaz przeciwników politycznych – a właściwie wrogów i zdrajców, bo tak się ich przedstawia – choć jest mnóstwo miejsc i metod weryfikacji wiadomości i faktów.

Nie ma prawdy w znaczeniu klasycznym: zgodności słów z rzeczami, opisu z faktami. Nie ma nawet faktów, są tylko jakieś hybrydowe konstrukcje, które nieliczni są w stanie rozłożyć na części pierwsze i wykazać cel i intencje.

Ludzie czytają wyłącznie takie media i posty, które im pasują emocjonalnie i politycznie. Prawda ich nie interesuje, chyba że uderzająca we „wroga”. Po inne źródła nie sięgają. Wystarczy TV Republika, media Rydzyka itp. Oferta w sieci jest nieprzebrana. Wszędzie można wyżywać się pod pseudonimami, na tym podglebiu łatwo wysiewać chwasty, które nieplewione szybko rosną do rozmiarów buszu, przez który nie da rady się przedrzeć.

Cóż, publicyści czy eksperci mogą jednak tylko pisać, mówić, analizować, postulować. Większość podziela przekonanie, że wojna cybernetyczna to nieodrodny element wojny XXI w. Lecz decyzje należą ostatecznie do polityków: jaką część budżetu państwa przeznaczyć na wojnę przy pomocy dronów i jak zbudować wojsko dronowe i cybernetyczne.

Tragiczny przykład Ukrainy, napadniętej i stale bombardowanej przez drony, rozbudził jednak – choć za straszną cenę ofiar i zniszczeń – poważną dyskusję na ten temat w Polsce i państwach Europy, szczególnie zagrożonych atakami rosyjskimi.

U nas pierwszy rosyjski atak dronowy zniszczeń większych nie przyniósł ani nikogo nie zabił – bo nie to było jego celem, tylko wywołanie strachu i dezorientacji – i trudno go zestawiać moralnie z rosyjskimi atakami w Ukrainie, gdzie ludzie giną co noc. Nie można jednak zakładać, że na tym koniec.

Doświadczenie walczącej z dronami Ukrainy jest bezcenne, współpraca z przemysłem ukraińskim produkującym drony wydaje się racją stanu w tych państwach. Nie tylko w tych zresztą, bo dostrzega to także np. rząd brytyjski. Więc do dzieła.

Bo już chyba wszyscy widzą, nawet w Białym Domu i na Krakowskim Przedmieściu, że końca wojny rozpętanej przez Putina nie widać. Putin nie chce jej zakończyć, chce ją wygrać. Ponieważ nie ma sił i środków na prowadzenie dwóch wojen w Europie jednocześnie – z Ukrainą i z NATO np. o państwa bałtyckie – wojna będzie długa, raz mniej, raz bardziej intensywna, ale bez przekraczania czerwonych linii, czyli masywnej agresji, jak w Ukrainie w lutym 2022, i bez broni atomowej.

Drony będą nadlatywać mniej lub bardziej licznie. Trzeba będzie mieć systemy ich neutralizacji – na tyle rozbudowane i skoordynowane, by nie trzeba było wzywać lotnictwa do ich strącania, jak feralnej nocy z 9 na 10 września. Tydzień przed 86. rocznicą wtargnięcia Armii Czerwonej do wschodniej Rzeczypospolitej.

Reklama