Włos się jeży

„Nienawidzę swoich przeciwników i nie życzę im wszystkiego najlepszego”, powiedział Trump do 100 tys. uczestników uroczystości upamiętniającej Charliego Kirka. Przemówił zaraz po wdowie, która oświadczyła, że przebacza zabójcy jej męża. Deklaracja Trumpa trafi do milionów jego zwolenników. Gest żony Kirka do mniejszości. Większość uzna, że skoro sam prezydent nie wstydzi się promować nienawiści, to jego słowa są dla nich drogowskazem. Nie tylko dla nich, również dla międzynarodówki trumpistów, w którą PiS się zaangażował po uszy.

Tak umiera amerykańska demokracja półtora wieku po wojnie domowej północy z południem. Gdyby, God forbid, wybuchła nowa wojna domowa, przyszłym pokoleniom, jeśli będą, będzie obojętne, czy tę wojnę rozpętała Antifa czy Ku Klux Klan. Będą musiały żyć z pokłosiem takiej wojny, dźwigać kraj z upadku, którego symbolem stanie się czerwona czapka MAGA. Marzenie o potędze skompromituje się raz na zawsze.

Tym razem trumpiści pod wodzą swego idola szykują się do rozprawy z „radykalną lewicą”, której symbolem jest dla nich luźna koalicja antyfaszystowska – Antifa. Ale Trump nie przestaje atakować także byłego prezydenta Bidena, a to nie jest polityk skrajnej lewicy, lecz członek establishmentu, przywództwa i elity opozycyjnej dziś Partii Demokratycznej. Trump wydał więc polityczną i prawną wojnę legalnej opozycji i legalnym instytucjom, w tym mediom, które jego zdaniem ją wspierają.

To dzieje się równocześnie z eskalacją antyzachodnich działań Rosji Putina. Codziennie słyszymy kolejne sygnały, że „przyjaciel Trumpa” prowokuje Zachód i testuje jego gotowość do stawienia Rosji oporu. Między innymi w Polsce.

Mniemany prezydent Nawrocki i jego otoczenie dystansują się od Trumpa, gdy bagatelizuje nalot dronów rosyjskich na nasze terytorium czy wtargnięcie rosyjskich samolotów bojowych w przestrzeń powietrzną Estonii, ale w innych sprawach nie przestają mówić Trumpem. Oni też nienawidzą przeciwników politycznych, życzą im jak najszybszej utraty władzy, grożą Tuskowi i jego otoczeniu więzieniem. Tak z pewnością nie skonsolidują społeczeństwa w obliczu dzisiejszych wyzwań i zagrożeń.

Więc po co? Po to, by dalej pogłębiać polaryzację, to ich Święty Graal polityczny. Dzielić i rządzić, no matter what. Każdy, nawet drobny gest, każda wypowiedź przed kamerami ma podkręcać złe emocje. Podważać wiarygodność rządzących w oczach społeczeństwa. Od tego mają sztab przy Nawrockim, komitet centralny na Nowogrodzkiej i socjale. Od rana do nocy biją w tarabany, nie zważając na dewastujące skutki uboczne, czyli rozpad elementarnej więzi i wspólnoty, bez której trudniej stawić opór agresji zewnętrznej, za to łatwiej działać piątej kolumnie Putina.

I oto Nawrocki zapowiedział, że nie pośle swoich dzieci na zajęcia z racjonalnie skomponowanej edukacji zdrowotnej. Wolno mu, ale czy prezydent Polski powinien zniechęcać rodziców, nauczycieli, władze szkolne i młodzież do bojkotu programu nauczania? Przecież te zajęcia wychodzą naprzeciw społeczeństwu zaniepokojonemu o bezpieczeństwo rodzin i kraju. Wypowiedź Nawrockiego graniczy z aktem sabotażu resortu edukacji.

Tak samo można odebrać zapowiedź człowieka Nawrockiego, Przydacza, wykluczającą zgodę jego pryncypała na podpisanie nominacji Bogdana Klicha na pełnomocnego ambasadora RP w Waszyngtonie. Sabotowanie decyzji resortu spraw zagranicznych dotyczącej jednej z najważniejszych polskich misji dyplomatycznych jest kolejnym dowodem, że otoczenie Nawrockiego kieruje się interesem swego środowiska, a nie państwa. I to w tak niepewnej sytuacji międzynarodowej. Włos się jeży na głowie.

Reklama